Ale nasi bohaterowie jeszcze tego nie wiedzą, póki co widzą tylko co spotkało planetę i zastanawiają się jakim rozumnym celom służyło to co (jeśli mogę tak bezczelnie antropomorfizować) jawi się raczej jako efekt gatunkowej głupoty i drapieżności Kwintan (którzy najwyraźniej są gatunkiem równie paskudnym co my).
Ciekawe zresztą, że taki dwubiegunowy układ sił wydawał się wtedy nawet tym, którzy najdalej myślą sięgali w przysłość, niezmienny. Mamy ten układ zachowany w "Odysei kosmicznej", wcale licznych powieściach Dicka (tam się czasem tylko nazwy bloków zmieniały), mamy w "Eonie" Beara.
Mamy też ten układ (pod postacią innoplanetarnych alegorii) w jednym z odcinków
filmidła 
, w którym Obcy (obrzydliwie humanoidalni oczywiście) znajdując się w stanie zimnej wojny, jednocześnie toczą ze sobą ciągłą wirtualną wojnę, w której jednak, na mocy zawartych umów padają prawdziwe trupy (koncepcja tak perwersyjna, że aż jakoś prawdopodobna). Tylko tam przybycie załogi z Ziemi sprawę naprawia, nie komplikuje.
I właśnie, wspomniałem o alegorii. Nie bez przyczyny, bo alegorie tego typu spraw ziemskich mamy i w "Wizji lokalnej", we "Fiasku". I w tym momencie zastanawiam się czy nie można dokonać wykładni "Fiaska" stawiającej jego fabułę na głowie. Czy nie można czytać go tak, że mieszkańcy Kwinty to my, skłóceni i podzieleni Ziemianie, do których przybyli przedstawiciele Obcego Rozumu. I bynajmniej nie skończyło się tak jak sobie Spielberg roił, bo nami trzęsła obawa wynikła z przeniesienia na Kosmos smętnych ziemskich doświadczeń wspomagana jeszcze inwazyjnymi SF-bzdurami, a i oni, choć potężniejsi nie byli ani doskonale mądrzy, ani doskonale dobrzy, przez co Pierwszy Kontakt był dla nas ostatnim.
Co sądzicie o tej inwersji?