Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - miazo

Strony: 1 ... 20 21 [22] 23 24 ... 27
316
Hyde Park / Re: O początkach
« dnia: Grudnia 22, 2009, 11:05:15 pm »
Z kolei ów gniew Feyerabenda to niezadowolenie z samoograniczeń jakie obecnie naukowcy sami sobie narzucili, a co gorsza w dużej mierze przekonali ogół, że wszystko pozostałe jest nienaukowe. A wg niego uprawianie nauki jest także w dużej mierze procesem twórczym, a skoro tak, to inspiracji można szukać wszędzie, nie tylko wśród poglądów racjonalnych i uznanych za obowiązujące, a przyjęte założenia należy uchylać i sprawdzać, do czego to może doprowadzić. I jako przykład pyta: a co się stanie, jeżeli dopuścimy prędkości większe od światła? Albo: a co się stanie, jeżeli uchylimy zasadę nieoznaczoności Heisenberga? Czy to nie Lem pisał o ujemnym prawdopodobieństwie w "Summie...", w znanym fragmencie o szalonym krawcu?

Zresztą mniejsza o nauki ścisłe, podać można także niepokojące przykłady z innych dziedzin. Wśród naukowców panuje często takie przeświadczenie, że jeżeli w swoich badaniach zastosują możliwie wyrafinowaną matematykę, to tym samym dodadzą im powagi - cokolwiek to w ich mniemaniu oznacza, chodzi przypuszczalnie o to, żeby pokazać, iż stosują narzędzie takie, jakiego używają uznane nauki ścisłe. Tutaj najlepszym przykładem będzie współczesna ekonomia, która jest silnie zmatematyzowana - nie jest łatwo pokazać artykuł z tzw. mainstreamu, w którym nie było statystyki, modelu ekonometrycznego czy dajmy na to teorii gier. A takie podejście prowadzi do sytuacji, w której nauka zajmuje się jedynie tym, co jest mierzalne, a nie tym czym w ogóle może się zajmować, jeżeli właściwie rozumieć jej zakres. A takie nurty jak chociażby nowa ekonomia instytucjonalna, zajmująca się zagadnieniami typu "czym jest instytucja?", "czym jest kontrakt?", "jak dobrze określić prawo własności?", kołacze się gdzieś na marginesie głównego nurtu (gdzie czasy, kiedy nagrodę Nobla dostaje ktoś taki jak Ronald Coase, za krótki, ale świetny artykuł napisany jeszcze w czasach studenckich pt. "The Nature of the Firm", w którym wyjaśnia dlaczego i w jakich warunkach powstają firmy? atrykuł, w którym nie ma ani jednego wzoru - rzecz niemożliwa!). Inny przykład z ekonomii to bezrefleksyjne przyjmowanie założeń np. o racjonalności zachowań konsumentów i producentów, na którym to buduje się całe teorie, a nie trzeba specjalnej bystrości, by zauważyć, że... ludzie bardzo często nie działają racjonalnie podejmując swoje decyzje, w tej liczbie decyzje ekonomiczne. Jeszcze inny przykład kuriozum to pojęcie tzw. "konkurencji doskonałej" klepanej na wszystkich zajęciach mikroekonomii, gdzie jest to model teoretyczny, w którym na rynku jest wielu konsumentów i producentów (tzn. pojedynczy gracz nie ma wpływu na cenę), wszyscy posiadają doskonałą informację o produktach, produkty są jednorodne, etc. - pytanie jakie należy postawić brzmi: skoro wszystko jest takie samo (cena i cechy produktu), to na czym w tym stanie konkurencji doskonałej w zasadzie polega konkurencja?! (to kłopotliwe pytanie swego czasu sformułował, o ile dobrze kojarzę, Hayek).

Tyle przykładów, natomiast odnotować też wypada, że Feyerabend czyni jeszcze kilka trafnych spostrzeżeń, de facto poszerzając zakres tego, czym w jego mniemaniu powinna zajmować się filozofia nauki. Nie tylko nauką i jej historią, ale też samymi naukowcami, którzy są - bądź co bądź ;) - ludźmi. Z jednej strony można próbować podejścia, które można by określić mianem "psychologii nauki" i starać się wytłumaczyć, dlaczego wielu z nich jest takimi oportunistami i płynie z głównym nurtem (a bo to jest popularne, a bo tu jest największe prawdopodobieństwo sukcesu i uznania, a bo tu są obecnie największe i najłatwiejsze do zdobycia granty, etc.). Z drugiej zaś strony stosować można podejście socjologiczne i obserwować naukowców "w masie", śledząc jak pewne idee zyskują popularność, inne są odsuwane na margines lub wykluczane poza nawias naukowości (co nie zawsze jest złe, patrz np. "historycy" dopuszczający się tzw. kłamstwa oświęcimskiego i zasłużone ostracyzm jaki ich przeważnie spotyka). Jeszcze inna obserwacja to fakt, że chcąc nie chcąc naukowcy są uwikłani w tradycję, z której się wywodzą, a ta determinuje ich światopogląd, także na poziomie tak podstawowym jak pojęcia czy język, którego używają (stąd też m.in. ważne pojęcie tzw. niewspółmierności teorii naukowych). W każdym razie - kończąc ten zdecydowanie za długi wywód - w tym anarchizmie Feyerabenda nie chodzi o taki anarchizm per se, ale raczej o przyjęcie postawy obserwatora i spojrzenie z boku z dużą doza pokory wobec własnych dokonań. A jeżeli mówić o innych "nienaukowych" dziedzinach, to nie postuluje on równości wszystkich poglądów np. wspomnianego wcześniej w dyskusji traktowania teorii ewolucji na równi z kreacjonizmem, do odrzucenia którego zresztą wystarcza kryterium falsyfikowalności Poppera, ale o ich dopuszczenie do dyskusji - chociażby i tylko po to, by własne naukowe stanowisko przemyśleć i poddać próbie. Zresztą Feyerabend zna aż nadto dobrze swych poprzedników i nie jest aż takim szaleńcem ;), żeby prosto negować ich koncepcje.

Wyszedł z tego jakiś koszmarny megapost (zupełnie jak w tym krytykowanym artykule z Wikipedii), na tyle długi, że z dużym prawdopodobieństwem wkradły się jakieś nieścisłości czy wręcz przekłamania ;) - za ich wypunktowanie będę zobowiązany, jak również za wszelkie nowe i wzbogacające przykłady na potwierdzenie lub obalenie stawianych tez.

317
Hyde Park / Re: O początkach
« dnia: Grudnia 22, 2009, 11:04:58 pm »
Wracając do filozofii nauki i poglądów na to jak jest ona uprawiana. Otóż koncepcja Kuhna również została zakwestionowana. Tym razem Imre Lakatos był odmiennego zdania, i analizując samemu historię nauki stwierdził, że postęp w nauce wcale nie dokonuje się poprzez rewolucyjną zmianę paradygmatów. Najbardziej znana rewolucja naukowa, czyli przewrót kopernikański ani nie był gwałtowny, jak na rewolucję przystało, ani nie było nawet oczywiste, że nowa koncepcja stanowi postęp wobec systemu Ptolemeusza - chociażby liczba problemów i stopień komplikacji były w obu podobne. Także wymienione wyżej jako przykłady zmiany paradygmatów nie polegały na tym, że stare systemy bezpowrotnie porzucono - zarówno ekonomia klasyczna jak fizyka Newtona są nadal używane, rzecz jasna w tych sytuacjach, gdzie jest to zasadne i ze znajomością ich ograniczeń. I to też wypunktował Lakatos formułując swoją teorię naukowych programów badawczych w myśl której - ujmując to możliwie najkrócej - w nauce współistnieją i są rozwijane jednocześnie różne paradygmaty a kryterium dyskryminacji i wyboru pomiędzy nimi polega na uznawaniu tych, które są rozwojowe tj. pomagają wyjaśniać nowe fakty, w przeciwieństwie do programów badawczych, które degenerują tj. takich, których formuła się wyczerpuje (stąd też odejście od np. od systemu Ptolemetusza). Dla kompletności tego podejścia warto wspomnieć jeszcze o dwóch pojęciach, które wprowadza Lakatos: otóż w ramach programu badawczego wyróżnia on to, co nazywa "twardym rdzeniem" - jest to w pewnym sensie odpowiednik paradygmatu, czyli zbioru założeń danego programu badawczego oraz "pas ochronny" - czyli ogół hipotez i twierdzeń nabudowanych na twardym rdzeniu; owe hipotezy to to, co rozwijają naukowcy i co w ramach swej zwykłej działalności weryfikują (twardy rdzeń nie jest kwestionowany).

No i teraz Paul Feyerabend, któremu przypięto etykietę anarchisty, często chyba nie do końca rozumiejąc albo nawet nie próbując zrozumieć, o co mu chodzi. Poniekąd po części na jego własne życzenie, bo wypromował swój postulat metodologiczny "Anything goes!", który to został niestety opacznie zinterpretowany. Nie chodziło mu bowiem o stwierdzenie, że w nauce "wszystko ujdzie" (jak chciałoby jedno nietrafne tłumaczenie), ale o to, że w nauce "nie ma nic świętego" (jak chciałoby drugie, bliższe intencjom autora). Bo Feyerabend patrzy na naukę i na filozofów nauki tak trochę z boku, jakby chciał powiedzieć: "panowie, mamy jako ludzkość już dość bogatą historię nauki, i pamiętając o tym, jak wiele teorii kiedyś trafnych odeszło w niebyt i jak wiele powróciło w nowej odsłonie do łask, nie popełniajmy grzechu pychy patrząc z perspektywy dzisiejszej i nie twierdźmy, że w tej chwili nasze rozumienie przyrody na pewno jest właściwsze niż naszych poprzedników".

Jako otrzeźwiający przykład może być pogląd, że Ziemia wcale nie jest centrum Wszechświata (myśl ta przewinęła się już w starożytności) albo że to Ziemia okrąża Słońce a nie na odwrót (obserwacja znana astronomom arabskim) - z historii nauki wiemy, że były okresy, kiedy zgoła odmienne poglądy dominowały, a wszelkich odszczepieńców mających inne niż oficjalnie "naukowe" zdanie skutecznie tępiono. Jako inny przykład dowodzący zaskakującej krótkowzroczności naukowców można podać przykład Pierwszego Międzynarodowego Kongresu Fizyków w Paryżu z roku 1900, gdzie referując poruszane tematy jeden z uczestników, Marian Smoluchowski, pisał w "Wiadomościach matematycznych", że "kwestyę historyczną co do ogólnego prawa promieniowania można uważać za prawie zupełnie rozstrzygniętą", tymczasem właśnie raptem kilka tygodni później od zmiany prawa promieniowania rozpoczęła się teoria kwantowa, która zrewolucjonizowała fizykę (przytaczam tę zabawną anegdotę za: "Historia fizyki", autor Andrzej Kajetan Wróblewski).

318
Hyde Park / Re: O początkach
« dnia: Grudnia 22, 2009, 11:04:36 pm »
Ano nie do końca. Przeciwko indukcjonizmowi ostro wystąpił Karl Popper wskazując na jeden, ale dość zasadniczy jego szkopuł: mianowicie fakty jednostkowe nigdy nie będą stanowić dostatecznej podstawy do formułowania sądów uniwersalnych. Żeby przywołać jego przykład: z obserwacji, że jeden łabędź jest biały, że dwa łabędzie są białe, że sto łabędzi jest białych nie można wysnuć wniosku, że wszystkie łabędzie są białe, jak chciałby właśnie czynić zwolennik indukcjonizmu. Co więcej, mamy tu do czynienia z rażącą asymetrią - albowiem wystarczy obserwacja jednego i tylko jednego czarnego łabędzia, aby obalić teorię głoszącą, że wszystkie łabędzie są białe. I ta konstatacja stała się źródłem nowego podejścia, jakie zaproponował Popper, zwanego falsyfikacjonizmem, w myśl którego teorii naukowych nie należy dowodzić, ale przeciwnie, należy je falsyfikować. Mówiąc dobitniej, tylko te teorie zasługują na miano naukowych, które są obalalne, wszystkie pozostałe są teoriami metafizycznymi i stanowią tylko czcze gadanie, jeżeli nie sposób podać dla nich, choćby tylko teoretycznego, przykładu eksperymentu, który mógłby je podważyć. Linię oddzielającą teorie naukowe od pseudonaukowych nazywa Popper kryterium demarkacji, gdzie po jednej stronie sytuuje takie dziedziny ścisłe jak fizyka, astronomia czy chemia a po drugiej astrologię, marksizm czy psychoanalizę (notabene, rzekomo Popper swoimi tezami szczególnie rozdrażnił właśnie psychoanalityków, ale to osobna historia). Mówiąc to jeszcze inaczej, falsyfikacjonizm proponuje wizję nauki jako rodzaju areny, na której konkurujące ze sobą teorie naukowe walczą o przeżycie, gdzie pozostają tylko te (jeszcze) nie obalone.

Problem z tym punktem widzenia jest taki, że o ile spostrzeżenia ma trafne, to jest on podobnie idealistyczny, co atakowany przez niego indukcjonizm: nigdzie w praktyce nie jest powszechnie i rygorystycznie stosowany. Albowiem dla każdej bez mała teorii naukowej, która wyjaśnia pewną część znanych faktów obserwowalnych, jednocześnie istnieje wiele innych faktów, których ona nie wyjaśnia lub które są z nią w rażącej sprzeczności. Nie powoduje to bynajmniej, że teoria taka w myśl postulatu falsyfikacjonizmu jest odrzucana z automatu. Raczej albo się zostawia część problemów "do wyjaśnienia na później", albo formułuje się tzw. hipotezy ad hoc doraźnie odtłumaczające tego rodzaju fakty. W każdym razie naukowcy kontynuują swoją pracę rozwijając kolejne elementy swojej teorii nie przejmując się zbytnio napotykanymi anomaliami. Tak też mniej więcej widział to Thomas Kuhn formułując swoją wizję rozwoju nauki, gdzie wyróżniał dwa naprzemienne okresy. Pierwszy z nich to czasy tzw. uprawiania nauki normalnej, w których dana teoria naukowa jest stosunkowo młoda, anomalie niespecjalnie liczne, naukowcy kolejno formułują kolejne twierdzenia. Wraz z dojrzewaniem teorii i pojawianiem się nowych anomalii, których nie daje się już nie zauważać czy odsuwać z pola widzenia teorii wymienionymi wcześniej zabiegami, staje się jasne, że teorię należy porzucić. Wówczas też następuje drugi wyróżniony przez Kuhna okres - czas rewolucji naukowej, gdy usilnie poszukuje się innego zestawu założeń, innego paradygmatu, na których można by oprzeć nową, lepszą teorię, dzięki której wyjaśni m.in. te niepokojące zjawiska, których stara teoria wyjaśnić nie była w stanie.

Przykładem z nauk społecznych mogą być losy ekonomii klasycznej w czasach Wielkiego Kryzysu, która to w zasadzie nie zajmowała się pojęciem bezrobocia - zgodnie z tym podejściem, w długim okresie czasu rynki dążące do równowagi popytu i podaży osiągają ją w stanie pełnego zatrudnienia (nie licząc tzw. bezrobocia naturalnego). Tymczasem w burzliwych latach 30, po załamaniu się rynków i gwałtownym wzroście stopy bezrobocia stało się nad wyraz boleśnie jasne, że ekonomia klasyczna nie radzi sobie z tym problemem. Pierwotnie starano się "jakoś" (to owe hipotezy ad hoc) wplatać te zagadnienia do istniejących teorii, ale do rozwiązania problemu potrzeba było dopiero rewolucyjnej teorii Keynesa, w której m.in. zatrudnienie i stymulacja gospodarki przez inwestycje państwowe w czasach kryzysu były postawione na naczelnym miejscu.

Z kolei z nauk przyrodniczych przywołać można problem znany jako anomalia peryhelium Merkurego. Otóż teoria Newtona, przy pomocy której obliczano teoretyczne położenie planet w Układzie Słonecznym i porównywano z pomiarami, w przypadku Merkurego zawodziła - obserwowano bowiem pewne systematyczne rozbieżności. Nie mogąc znaleźć wytłumaczenia tego zjawiska na bazie istniejącej teorii stworzono m.in. hipotezę ad hoc (jedną z wielu) mówiącą o istnieniu jeszcze innej planety w pobliżu Merkurego, która to planeta zakłócała pomiary i tym samym teoria Newtona została (czasowo) uratowana. Rzecz w tym, że pomimo podejmowanych wysiłków takiej planety nie udało się zaobserwować i dopiero nowa teoria - a była nią Ogólna Teoria Względności Einsteina - pozwoliła wytłumaczyć ten fakt, w dodatku z zaskakującą dokładnością.

319
Hyde Park / Re: O początkach
« dnia: Grudnia 22, 2009, 11:03:59 pm »
Wpierw sprawa marginalna, ale może dobrze, że wypłynęła przy okazji, mianowicie jakość wiedzy internetowej, a w tym wypadku Wikipedii. Nawiązując do głównego wątku, można by z przymrużeniem oka nawet napisać, że dla niektórych to źródło informacji stało się niemalże nowym bogiem. Uprzedzając ewentualne niepotrzebne tłumaczenia: to uwaga natury ogólnej, bynajmniej nie piję do Ciebie, liv, wręcz przeciwnie, z radością odnotowuję Twój sceptycyzm :). Natomiast spuśćmy zasłonę miłosierdzia na zamieszczony tamże artykuł o Paulu Feyerabendzie i na inne popełnione przez tego samego redaktora w równie koszmarnym stylu. Dobry i pouczający to przykład, że najlepiej sięgnąć do źródła i samemu przekonać się jakie dokładnie poglądy miał ten autor - do czego namawiam.

Druga kwestia, chyba jeszcze bardziej odległa: udział Paula Feyerabenda w II Wojnie Światowej. Faktycznie, czego zresztą nie ukrywa, zgłosił się on na ochotnika do szkoły oficerskiej, ale na stronie Wikipedii tło tego faktu już nie jest podane. Wcześniej bowiem, jak wielu jego rówieśników - a miał wówczas 18 lat - otrzymał powołanie do służby wojskowej i owa szkoła oficerska była próbą uniknięcia lub przynajmniej oddalenia w czasie posłania na front od razu po podstawowym przeszkoleniu wojskowym. Jak sam przyznaje:

Dla mnie wojna była rzeczą przykrą, a nie problemem moralnym. [...] Co za pech, pomyślałem w pierwszej chwili. Dlaczego, do diabła, powinienem uczestniczyć w grach wojennych jakiejś bandy idiotów? Jak się z tego wyplątać - było moją drugą myślą. Różne sposoby spaliły na panewce i zostałem żołnierzem. [...] Dopiero znaczenie później uświadomiłem sobie problemy moralne całej epoki.

Oczywiście każdy może sam ocenić na ile jest to wiarogodne, a na ile jest to jego reinterpretacja post factum własnych ówczesnych wyborów. Niemniej w podobnej sytuacji wciągnięcia przez machinę wojenną po każdej ze stron było wielu zwykłych ludzi. Nie chcę go tutaj szczególnie usprawiedliwiać i zdaję sobie sprawę, że taka postawa nie musi budzić sympatii, ale nie powinno to jednak wpływać na ocenę dorobku naukowego. Wątku nie ciągnę, biorąc pod uwagę, jak drażliwą kwestią bywa ocena historii.

I przechodząc do meritum.

Nie bez powodu podałem chronologiczny zestaw tych kilku dzieł z filozofii nauki, bo po pierwsze ci autorzy przeważnie znali wzajemnie swoje poglądy, więc bądź to w kolejnych wydaniach bądź w innych pismach filozoficznych dyskutowali z teoriami pozostałych, a po drugie, w szczególności w przypadku Feyerabenda, który staje w dużej mierze w opozycji do reszty, moim zdaniem istotna jest interpretacja jego poglądów w kontekście, w odniesieniu do tego, co proponują inni.

Na wstępie poczynić muszę jeszcze jedną uwagę. Mianowicie warto uzmysłowić sobie, jak wymagającą dla filozofa nauki jest jego dziedzina, "nauka nauk" czy "metanauka", jak też można by ją nazwać. Tutaj nie wystarczy być jedynie zwykłym filozofem i z zagadnieniami filozofii per se być zaznajomionym. Żeby wnioskować o tym, jak nauka jest uprawiana, trzeba być także historykiem nauki, a więc znać dobrze historię fizyki, astronomii, chemii, biologii, etc., ale też nie zaszkodzi znać historię religii, psychologii czy ekonomii. Ba, rzecz w tym, że nie wystarczy znać jedynie ich historię, często koniecznym jest, by znać i rozumieć same wymienione przed chwilą dziedziny, by móc dokonać oceny faktu np. czy rewolucja kopernikańska rzeczywiście była rewolucją w porównaniu z systemem Ptolemeusza albo czy teoria względności Einsteina faktycznie stanowiła przełom wobec fizyki Newtona. A to są akurat przykłady względnie proste. Nawiasem mówiąc z tych też powodów niewykluczonym jest, że niewiele rozumiałem w trakcie lektury rzeczonych dzieł - ale niech to nikogo nie zniechęca ;) , pokrótce postaram się napisać o poszczególnych podejściach, licząc na ewentualne uwagi krytyczne.

Posługując się metaforą, można powiedzieć, że podejście klasyczne do nauki rozumiało ją na kształt domu, do którego kolejne teorie naukowe dokładają z czasem i wraz z rozwojem nauki kolejne cegły. Ów pozytywizm, bo takie było miano tego ujęcia, posługiwał się z grubsza dwoma uzupełniającymi się metodami: indukcjonizmem oraz dedukcjonizmem. Indukcjonizm oznaczał zbieranie faktów jednostkowych i na ich podstawie formułowanie teorii naukowych, z kolei dedukcjonizm był wpierw formułowaniem teorii, których potwierdzenia szukano w faktach. W praktyce obie metody w zasadzie są stosowane naprzemiennie i nierozdzielnie: naukowiec formułuje pewną hipotezę badawczą, którą następnie poddaje weryfikacji w ramach eksperymentu, wynik eksperymentu z kolei decyduje o przyjęciu / odrzuceniu / modyfikacji danej hipotezy a następnie sformułowaniu kolejnej do weryfikacji i tak dalej. Proste i oczywiste?

320
Hyde Park / Re: O początkach
« dnia: Grudnia 19, 2009, 04:30:07 pm »
Cytuj
Misją nauki jest poszukiwanie prawdy
[...]
To jest proste

Idealista. Przede wszystkim poglądów i to zmiennych w czasie na to, "czym jest Prawda" było przynajmniej kilka, poglądów, "czym jest a czym nie jest Nauka" pewnie jeszcze więcej (wraz z trywialnym, mówiącym, że "nauka to to, czym zajmują się naukowcy" ;) ). Ale niech i tak będzie, ideały wszakże warto mieć, więc skoro już o poszukiwaniu prawdy mowa, to sugerowałbym czem prędzej to uczynić i zacząć od sprawdzenia, jak faktycznie (praktycznie, nie idealistycznie) nauka jest uprawiana. W tej liczbie proponuję lekturę poniższych pozycji, będących m.in. różnymi próbami odpowiedzi na to pytanie:

Karl R. Popper - "Logika odkrycia naukowego"

Thomas S. Kuhn - "Struktura rewolucji naukowych"

Imre Lakatos - "Pisma z filozofii nauk empirycznych"

Paul K. Feyerabend - "Przeciw metodzie"

Wymienione książki to w zasadzie kanon filozofii nauki z XX w., w szczególności polecam anarchistę ;) Feyerabenda, którego dzieło stanowi kubeł zimnej wody dla pozostałych autorów, którzy właśnie próbowali podać te kilka rzekomo prostych zasad, których powinien trzymać się "prawdziwy" i "rzetelny" naukowiec. Dwa cytaty z jego dzieła na zachętę:

Byty postulowane przez naukę nie są odkrywane ani nie wyznaczają żadnego "obiektywnego" stadium rozwojowego wszystkich kultur i historii jako całości. Kształtowane są przez poszczególne grupy, kultury, cywilizacje; są kształtowane z materiału, który w zależności od sposobu potraktowania wytwarza bogów, duchy i naturę będącą raczej partnerem ludzi niż laboratorium dla ich eksperymentów, lub też wytwarza kwarki, pola, molekuly, płyty tektoniczne. Stąd też społeczna monotonia pociąga za sobą kosmiczną monotonię - lub "obiektywność", jak obecnie zwie się tę drugą.

Punkt widzenia, stanowiący podstawę tej książki, nie wynika z celowo zaplanowanego toku myśli, lecz z argumentów podsuniętych przez przypadkowe sytuacje. Siłą napędową mojej pracy był i pozostaje gniew - spowodowany rozmyślnym niszczeniem osiągnięć kulturowych, z których wszyscy moglibyśmy się uczyć, zarozumiałą pewnością, z jaką niektórzy intelektualiści ingerują w ludzkie życie - oraz moja pogarda dla przesłodzonych zwrotów, którymi się posługują, aby upiększyć swoje karygodne czyny.

Tak więc, trochę pokory i umiarkowania w tych atakach na wszystko, co nie jest proste, materialne, racjonalne, konsekwentne, i uj wie jeszcze jakie. Moim skromnym zdaniem ograniczanie się (dosłownie: "ograniczenie się" tj. siebie) tylko do tego, co "naukowe", to w zasadzie odrzucenie dużego, przebogatego, inspirującego i twórczego fragmentu rzeczywistości.

321
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Szpital Przemienienia]
« dnia: Grudnia 09, 2009, 07:54:43 pm »
Uomatko! Jeżeli chodzi o tych "uczonych" modeli z "Czarodziejskiej Góry", czyli Naphtę i Settembriniego, to ja ich dyskusje zapamiętałem jako straszny, pseudointelektualny bełkot ludzi, u których ponadprzeciętna inteligencja bynajmniej nie idzie w parze z Mądrością, przeciąganięty do granic wytrzymałości czytelnika popis jałowej erudycji (autora?!), męczący kurs, jak dużo mówić, ale nic istotnego koniec końców nie powiedzieć. Nigdy więcej brnięcia przez dzieła tego potwornego nudziarza, Tomasza Manna! W każdym razie zasadność porównania Sekułowskiego do tamtych dwóch sprowadziłbym do odpowiedzi na pytanie, czy w wypowiedziach Sekułowskiego jest jednak jakaś ważka treść. TBD.

Franek.

322
Hyde Park / Re: O początkach
« dnia: Listopada 27, 2009, 09:25:44 pm »
Zawsze można próbować zastosować choćby i to falsyfikujące podejście proponowane przez Poppera i przy jego pomocy starać się odsiać teorie pseudonaukowe od naukowych. Uczciwy naukowiec uznający teorię ewolucji powinien być w stanie podać przynajmniej teoretycznie przykład eksperymentu, który może jego podejście obalić np. odkrycie organizmu, którego niesposób umiejscowić w drzewie genealogicznym gatunków. Teoria inteligentnego (?!) projektu nie jest falsyfikowalna, skoro każdorazowo można niewygodny fakt odtłumaczyć właśnie wszechmocną ingerencją z zewnątrz. Ergo, nie jest to teoria naukowa (wg Poppera). Że już nie wspomnę o brzytwie Ockchama, która przykazuje zachowywać pewną naukową przyzwoitość i nie odwoływać się do sił nadprzyrodzonych, zwłaszcza gdy jest teoria bez nich się obywająca.

Nawiasem mówiąc, problem z teorią ewolucji jest raczej taki, że nie spełnia ona dwóch innych wymogów stawianych przeważnie teoriom naukowym (fizycznym np.):

1. Nie można powtórzyć całego eksperymentu z racji potrzebnego k'temu czasu (ale można powtarzać mniejsze fragmenty np. fakt tworzenia się skomplikowanych struktur z zawiesiny różnych pierwiastków traktowanej wyładowaniami elektrycznymi)

2. Niesposób czynić przewidywań przy pomocy teorii ewolucji tj. powiedzieć np. jakie gatunki powstaną za 100 mln lat.

Pytanie tylko, czy to są istotne cele akurat tej teorii - raczej nie, chodzi przede wszystkim o wyjaśnienie post factum początków życia na Ziemi.

323
Hyde Park / Re: Co się stało 11 listopada ?
« dnia: Listopada 14, 2009, 08:58:23 am »
O żółtą, ale nie flagę! ;)

Ja tam się z zasady na tematy polityczne nie wypowiadam, bo i cóż tu można powiedzieć, widząc ten balkonowy patriotyzm - flagi obok gaci...

324
Hyde Park / Re: Klub PoLemistów
« dnia: Października 27, 2009, 10:05:53 pm »
Hmmm, a ten Gombrowicz to gdzie był słowotwórcą? Pytam bez złośliwości, po prostu dawno czytałem i nie pamiętam jakoś szczególnie, żeby to była ważna cecha jego literatury (choć być może na coś innego wówczas zwracałem uwagę).

Natomiast ostatnio dowiedziałem się o dziele Joyca pt. "Finnegans Wake", ale przyznam szczerze, że boję się po nie sięgnąć... ;)

325
DyLEMaty / Odp: Eksploracja Kosmosu
« dnia: Października 17, 2009, 07:46:59 am »
Cytuj
Swoją drogą wydaje mi się, że wyścig kosmiczny/technologiczny/naukowy jest najlepszym możliwym skanalizowaniem ludzkiego instynktu agresji i rywalizacji.

Tak jest! Pierwsi w nauce, pierwsi w sporcie!

326
Lemosfera / Re: Gdzie mieszkał Lem
« dnia: Października 15, 2009, 10:19:18 pm »
Kapitalna sprawa z tą fotorelacją! Dzięki, maziek. :)

327
Hyde Park / Odp: Sprawy różnakie
« dnia: Kwietnia 17, 2009, 09:04:34 pm »
Cytuj
A zobacz kto odwiedzil mnie

Też jeszcze w temacie gości ;-) - dzisiaj ok. 5 nad ranem w Lasku Bielańskim (taki park warszawski) wypadł na mnie dzik. Było to bydlę takich rozmiarów, że jak się rozpędzi, gotowe wykoleić tramwaj. Ja się zastanawiałem, co on tam robi, on się pewnie zastanawiał, co ja...

328
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Szpital Przemienienia]
« dnia: Kwietnia 16, 2009, 07:59:41 pm »
No cóż, z rozdziału trzeciego w sumie warta odnotowania jest jedynie fraza:

Cytuj
Uważał, że dwie są rzeczy ważne: wykrój paznokcia oraz stosunek długości dłoni do jej szerokości. U doktora Marglewskiego jedno i drugie było bardzo rasowe.

Pozdrawiam wszystkich fetyszysztów dłoni, a paznokci w szczególności!

329
Akademia Lemologiczna / Re: Akademia Lemologiczna [Szpital Przemienienia]
« dnia: Kwietnia 09, 2009, 10:45:15 pm »
Ja jeszcze o drugim rozdziale.

Istotnie, trzeba przyznać, że choroba wuja Leszka, jego reakcje oraz rozmowa na ten temat bohaterów są opisane przekonująco. Z dużym prawdopodobieństwem zasługa w tym i talentu literackiego Lema jak i pewnie jego wiedzy zdobytej podczas studiów medycznych (edit: ha, zauważyłem poniewczasie, że przy omawianiu rozdziału 3. Terminus też ten fakt przywołuje). W ogóle z tego, co pamiętam z innych książek, wszelkie fragmenty na tematy, nazwijmy je, biologiczno-fizjologiczno-medyczne są bardzo wiarogodne - patrz np. trip jakiego doświadcza bohater "Kataru".

Natomiast mam trochę inną interpretację odnośnie fragmentu, o którym Terminus napisał:

Cytuj
Fakt, że Stefan nie wie na dobrą sprawę co ma zrobić ze swoim życiem, jest dobrym nawiązaniem do braku stabilności w tych wojennych czasach. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co go czeka, gdzie się udać, co jest słuszne.

To wszystko racja, jeżeli chodzi o czasy wojenne jako okres skrajnej niepewności. Natomiast - jeżeli mogę sobie pozwolić na dygresję - ja, fakt, że Stefan nie tyle w pełni świadomie podejmuje decyzję (w sumie życiową) o udaniu się do Bierzyńca, ale raczej to mu tak jakoś "przytrafia", uważam za obserwację (nie jest ona może tak explicite podana w tekście) trafną nie tylko w czasach niespokojnych. Rzecz jasna, każdy ma inne doświadczenia, ale wydaje mi się, że często nie doceniamy roli przypadku (a właściwiej: Przypadku) i jego wpływu na skierowanie drogi życiowej na te czy inne tory.

Ciągnąc dygresję jeszcze dalej - jest taki film "Wszystko gra". Dobry nie tylko dlatego, że gra w nim Scarlet Johansson, a reżyseruje Woody Allen (w tej kolejności ;) ), ale dlatego, że podobnie realistycznie jest przedstawione postępowanie głównego bohatera, który też raczej jest niesiony przez kolejne zdarzenia, może nie za bardzo potrafi powiedzieć "nie" czy też po prostu uczestniczy w kolejnych sytuacjach na zasadzie "a czemu nie (uczestniczyć w nich)?". Kłóci się to z naszym (wychowanków zachodniej cywilizacji) wyobrażeniem o własnych decyzjach podejmowanych jakże racjonalnie, pytanie czy faktycznie takie są, czy też to tylko nasze - właśnie - wyobrażenie.

O roli Przypadku jest też film "Przypadek", ale póki co pohamuję ten ciąg skojarzeń, bo tematem przewodnim jest "Szpital Przemienienia".

330
Lemosfera / Re: Matematyzacja procesów społecznych
« dnia: Kwietnia 04, 2009, 08:06:25 am »
Cytuj
tak mi właśnie przyszło do głowy: strasznie racjonalizujemy nasz podświadomy sprzeciw co do tego, że można nas zmierzyć, policzyć i odrzeć z tajemnicy

Nas - tak, ale mnie - nie. Można - i jak rozumiem, to zrobił ów matematyk - trafnie przewidzieć w 94% wskaźnik rozwodów (a więc miarę na poziomie całej populacji), ale przewidzieć losy konkretnej pary - to już nie takie proste. Cóż, to właśnie statystyka. Poza tym warto poczynić rozróżnienie pomiędzy modelowaniem a przewidywaniem. Tak na ten (prosty) przykład można z powodzeniem modelować rzut monetą, ale przewidzieć czy w następnym rzucie wypadnie orzeł czy reszka, to już można tylko ze znanym prawdopodobieństwem. A to już jak u ludzi...

Strony: 1 ... 20 21 [22] 23 24 ... 27