Po zastanowieniu dopisałbym, że jeśli coś ludzi pcha do władzy to zwykle, a może prawie zawsze, jest to też pycha i potrzeba bycia władcą. Wydaje mi się, że ta komponenta jest w jakimś stopniu związana z demokracją - im jej mniej (demokracji), tym więcej władcy we władcy. Dlatego też nie sądzę, aby w Kremlu nad Putinem był jakiś jeden monarcha, pan i władca jego a poprzez niego Wszechrusi, który będzie jego marionetkę nadal natłuszczał i nastrzykiwał balsamami, aby wyglądała jak żywa. Ani nie sądzę, że jest tam jakiś komitet władców. Sądzę, że tam jest gra rozbieżnych interesów, wkrótce o to, aby być kolejnym władcą. I nie po to bynajmniej, aby pozostać w cieniu i pociągać za sznurki z tylnego rzędu. Bo przecież musi być jakieś clou po tej walce i jakiś nowy Stalin, czy car jak kto woli. Z tego powodu także nie wierzę w życie po życiu Putina. Czy skończy jak Beria wyniesiony w dywanie i po spaleniu i zmieleniu rozwiany dmuchawą na orne pole - czy jak Lenin wiecznie żywy w mauzoleum, to już tylko szczegół. A może skończy tak, jak to opisane w Akwarium?