Solówka zawsze jest ozdobnikiem, chyba że mamy do czynienia z utworem granym na jednym instrumencie, bądź wokalizą śpiewaną w całości przez jednego piosenkarza (wówczas cały utwór jest jakby solówką ). Może oczywiście (a nawet lepiej jeśli tak jest) być uzupełnieniem całości oraz wzmacniać jej wymowę, ale wymaga stosowania z umiarem.
Problem raczej lingwistyczny.
Solówka jest z definicji partią solową, i finito. Ale jej rola w utworze nie jest w tej definicji określona. Mamy wszakże wiele utworów, na przykład Sonatę na flet w G-moll J.S.Bacha, która z zamierzenia zawiera jedną wielką ,,solówkę'' graną na flecie z akompaniamentem kilku innych instrumentów. Czy tak rozumiana ,,solówka'' jest solówką w pojęciu kolegi
BladegoUciekacza? Bynajmniej. Nie wymaga także stosowania z żadnym umiarem. No... chociaż oczywiście Bach to żaden autorytet, może Metallica dobiera lepsze proporcje (partia solowa jednej gitary zajmuje tam statystycznie 15% czasu utworu).
Żeby teraz podjąc rzeczową dyskusję z kolegą zbladłym, podejmijmy temat z Pizzą, który kolega przytoczył jako celny przykład swojego wysmakowania i wyczucia. Otóż kolega przerywa konsumpcję w odpowiednio dobranym momencie, pomny na fakt, iż w przeciwnym wypadku kiszki odpalą tornado. Jest to oczywiście rozsądne, godne i sprawiedliwe.
Ale jest takie przysłowie Zen, które mówi, że rozsądnych ludzi zwykle nie spotyka się na szczytach gór. I o to chodzi oponentom kolegi.
Otóż nessieur Lem
życzył sobie (a przynajmniej brak dowodów, by sobie nie życzył) aby się kolegi Pizza okazała zbyt duża. Aby kolega, zagryzając kolejne
anchovies, zwymiotował, a nastepnie żygając wesoło i robiąc pod siebie posuwał się dalej w konsumpcji, żwawo napychając paszczę nie dlatego, że to przyjemne, lecz po temu, iż po prostu
musi. Musi przeżyc traumę, jak bohater książki. Musi tarzac się we własnych popizzowych ekskrementach, by, ciągle pożerając, marzyc już tylko i tylko o jednym - aby to się skończyło. I wtedy to właśnie, dosięgając w drgawkach, katatonicznie, powymiotnego końca, przeżyc wcale nie jelitowe, lecz duchowe catharsis.
Zaburzenie proporcji może byc sztuką.
I jeśli ktoś tego, jak kolega, nie poważa, to może po prostu należałoby stwierdzic, iż ma kolega klasycystyczny gust, wymagający od książek odpowiedniego wyważenia. Jednak nie jest to argument dośc ważki, by przekreślic
Pamiętnik ... dla innych. Nie dla tych, którzy gotowi są od równowagi odejśc. Na jakiś czas, oczywiście... bo przecież każda książka ma koniec.