"Ani przez chwilę nie wierzyłem, że ten płynny kolos (...) wzruszy się tragedią dwojga ludzi. Ale działania jego kierowały się ku jakiemuś celowi. (...) Odejść (...), znaczyło przekreślić tę, może nikłą, może w wyobraźni tylko istniejącą szansę, którą ukrywała przyszłość. [szansę na co? - pyta .chmura. no chyba kelvinowi chodzi tu wyraźnie o szansę na to, że ocean zrobi coś takiego, co choć w małym stopniu cofnie "tragedię dwojga ludzi" - odpowiada samej sobie .chmura...] A więc lata wśród sprzętów, rzeczy, których dotykaliśmy wspólnie, w powietrzu pamiętającym jeszcze jej oddech? W imię czego? Nadziei na jej powrót? Nie miałem nadziei. Ale żyło we mnie oczekiwanie, ostatnia rzecz, jaka mi po niej została. Jakich spełnień, drwin, jakich mąk jeszcze się spodziewałem? Nie wiedziałem nic trwając w niewzruszonej wierze, że nie minął czas okrutnych cudów." znowu (myśli sobie .chmura), kelvin nie ma nadziei na "jej powrót", ba! nie chce tego powrotu na dotychczasowych warunkach, bo taki powrót niczego nie rozwiązuje. jednak kelvin wyraźnie ma nadzieję, że zdarzy się coś nieoczekiwanego, niemozliwego do przewidzenia, co choć w małym stopniu unieważni "tragedię dwojga ludzi". zauważ, Q, że w tych, kluczowych przecież, wersach, którymi kończy się "solaris", w ogóle nie ma mowy o żadnym "kontakcie" i liczą się wyłącznie Ona i On, a także to, co się między Nimi stało...
*
tak czytając "solaris", .chmura pozostaje przy swoim. .chmura nadal nie widzi argumentow za teza, że AT "nie zrozumiał" "solaris", co - jakoś - obniżylo jakość jego filmu. a że Mistrz nie był zachwycony tym, co mu zrobił AT? no nie był, bo spodziewał się bog wie czego. a tu tymczasem AT potrzebowal "solaris" tylko jako pretekstu do własnej wypowiedzi, i to wypowiedzi sformułowanej w języku, ktorego Mistrz po prostu nie kumał.