Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 878 879 [880] 881 882 ... 1167
13186
DyLEMaty / Re: ANDRIEJ TARKOWSKI CZYLI SOLARIS I NIE TYLKO:)
« dnia: Stycznia 07, 2011, 07:10:01 pm »
Może i jestem efektem statystycznej gry plemników walczących o dostęp do  przypadkowego jajeczka.
Ale przez to jestem niepowtarzalny i jednokrotny.
Wy też  :)

No to akurat wynika ze skończonego czasu istnienia Wszechświata i ludzkości. Przy czasie odpowiednio długim zaczną powtarzać się i sekwencje genów i okoliczności życia tworząc więcej takich livów. A jeśli przyjmiemy hipotezę poli- czy też multiversum, to - hoho! - w tej nieskończoności jest (również nieskończony) podzbiór wszechświatów zawierający takich samych livów, którym tacy sami Q odpisują właśnie na identycznych forach.

13187
DyLEMaty / Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« dnia: Stycznia 07, 2011, 06:53:28 pm »
Niedługo ukaże się powieść "Vatran Auraio", pisana od roku 1996 (znaczy: dłuugo ) kontynuacja opowiadań "Spokojne, słoneczne miejsce lęgowe" i "Maika Ivanna", tocząca się znów na innej planecie (oba opowiadania zostaną zresztą zamieszczone w jednym tomie z powieścią):
http://katedra.nast.pl/ksiazka/10435/Huberath-Marek-S-Vatran-Auraio/
Przedpremierowa recenzja:
http://katedra.nast.pl/art.php5?id=5265
Fragmenty na zachętę:
http://esensja.pl/ksiazka/prezentacje/tekst.html?id=11037

Opowiadania czytałem dawno temu i mi się wtedy podobały. Uważałem, że ten (wszech)świat prosi się o rozbudowanie, choć Huberath chyba idzie w kierunku opisania trzeciej już planety, a nie szerszego naświetlenia tła. Tak czy siak ciekaw jestem jak będzie mi smakowała proza tego autora lansowanego (m.in. przez WL i Kandela) na - drugiego obok Dukaja - po-Lemistę. Póki co zrozumiałem z tego, że ziemscy osadnicy w jakiejś dolince żyją i że wybranym (szamanom jakby?) jakieś symbiotyczne pióra wszczepiają.

13188
DyLEMaty / Odp: Eksploracja Kosmosu
« dnia: Stycznia 05, 2011, 11:56:54 pm »
NASA otwiera nabór na staż (w Instytucie Księżycowym i Planetarnym Houston w Teksasie) dla studentów i doktorantów, tym razem szansę mają i Polacy:
http://tvp.info/informacje/nauka/staz-w-nasa-takze-dla-polakow/3742554
Ktoś z Was reflektuje? ;)

Więcej informacji TU:
http://www.lpi.usra.edu/lunar_intern/

13189
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 04, 2011, 06:41:34 pm »
Ale w tym poglądzie o tę niewiedzę, niemożność ustalenia chodzi. Nie o fizyczną realizację "jak to zrobić".

Czyli jednak o czym innym gadamy, bo ja mówiłem o poglądzie, który nie twierdzi, że nie da się ustalić, a o poglądzie wg ktorego ktoś "ustalił" (cudzysłów, bo to filozoficzne "ustalenie") z dużym prawdopodobieństwem, że jest tylko ON sam.

13190
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 04, 2011, 06:32:13 pm »
Pretensji do siebie mieć jednak nie mogą, a taki solipsysta miałby je mieć?

Hmm, jest jedna różnica, a nawet dwie.

Primo: umysł zdolny Wszechświat wymyślić ma prawo chyba więcej od siebie wymagać niż umysł będący przypadkowym (d)efektem ewolucyjnych robót (który często przysłowiowego prochu nie wymyśli)?

Secundo: ludzie ci "świadomie" (zostawmy na chwilę spór o świadomość) ładują się w klopoty swymi decyzjami. Światostwórczy umysł solipsystyczny miałby natomiast podświadomość robiącą na złość świadomości, i to ta podświadomość byłaby - de facto - demiurgiem postrzeganej rzeczywistosci, nie on sam. (Schizofrenia Boga? Dick?)

13191
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 04, 2011, 06:13:12 pm »
maźku, według solipsyzmu to i sytuacja, że jestem JA jeden i sytuacja gdy jestem małym efemerycznym tworem w, mającym naście miliardów lat czasoprzestrzennej objętości, Wszechświecie objawowo nieodróżnialna.

Rzecz w czym innym (pokażę na palcach jak Baryon - Kwarcowemu) albo jestem sam jeden (I) albo ja i ten drugi (II). Ten drugi (Bóg? demiurg? Corcoran?) stanowi już zewnętrzną rzeczywistość niezależną ode mnie. I wtedy to jego mam prawo pytać czemu mi mleko wykipiało, nie siebie...

13192
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 04, 2011, 05:53:59 pm »
Poza tym (już odnośnie samej dyskusji) odnoszę wrażenie, że argumenty, że solipsysta jest smieszny bo "dyskutuje sam ze sobą" lub że się nam wydaje, że coś jest podległe bądź nie naszej psychice nijak nie mają statusu dowodu w tej dyskusji. Chodzi o to, że dana osoba nie może dowiedzieć się jakie jest pochodzenie bodźców, które docierają do jej umysłu. Co pan poczuje panie Tichy, kiedy podrażnię pański nerw węchowy impulsem zapachu goździka? Zapach goździka, oczywiście...

maźku, tylko czym innym jest - ża tak powiem - solipsyzm miękki, rozwodniony, mający charakter daleko posuniętego sceptycyzmu poznawczego, tzn. twierdzenie o tym, że nie możemy być absolutnie pewni istnienia zewnętrznej rzeczywistości (lub, że jest/może być ona skrajnie inna niż nam się zdaje - zamiast realnego goździka jest ten pan co Tichemu mózg drażni), czym innym zaś solipsyzm twardy, konsekwentny, czyli, że istnieję tylko JA.

W tym drugim wypadku powraca z jeszcze większą mocą pytanie teodycei "skąd zło?"; znaczy czemu moje halucynacje czynia często wrażenie nie tylko niepodległych moim oczekiwaniom, ale i potrafią wręcz wykazywac wobec mnie daleko posuniętą buntowniczą złośliwość? Czemu sam sobie to robię? Pytanie to powraca z każdym bolszewikiem i z każdą Czarną Drogą

13193
DyLEMaty / Re: Solipsyzm - pogląd niepodważalny?
« dnia: Stycznia 04, 2011, 04:15:55 pm »
To znów a'propos rzeczywistosci, co jest z nią nie tak... ;) Ładnie solipsystyczny (acz niekonsekwentnie ;) solipsystyczny) punkt widzenia pokazał Roger Zelazny (Polonus zresztą; ponadto facet który współpracował z Dickiem przy jednej powieści - dwa powody by go znać ;)*) w swoim cyklu o Amberze (który da się czytać zarówno jako fantasy, jak i jako SF "żywiącą się" nie naukami przyrodniczymi, a filozofią):

"Jak wytłumaczyć prosto coś, co wcale nie jest proste?
Trzeba chyba zacząć od solipsyzmu - idei, że nie istnieje nic prócz mnie, a przynajmniej że niczego nie możemy być w pełni świadomi, prócz własnego istnienia i postrzegania. Potrafię odnaleźć w Cieniu wszystko, co zdołam sobie wyobrazić. Każde z nas to potrafi. Ale to nie wykracza poza granice ego. Można się spierać, i w istocie większość z nas tego próbuje, że sami stwarzamy cienie, które odwiedzamy, konstruujemy je z budulca naszej psyche, że tylko my istniejemy naprawdę, że światy, w które wkraczamy, są jedynie projekcją naszych pragnień.
Nie wiem, czy te teorie odpowiadają prawdzie, ale w dużej mierze wyjaśniają nasz stosunek do ludzi, miejsc i przedmiotów poza Amberem. Dokładniej: jesteśmy stwórcami, a oni to nasze zabawki, czasem niebezpiecznie aktywne, to prawda, ale to także stanowi część gry.
Jesteśmy z temperamentu impresariami i siebie także traktujemy odpowiednio. Wprawdzie solipsyzm sprawia pewne kłopoty, gdy stawia się pytania natury etiologicznej, ale łatwo można uniknąć tych problemów zaprzeczając ważności pytań. Często obserwuję, że większość z nas prowadzi swoje sprawy w sposób całkowicie pragmatyczny. Prawie...
Jednak... jednak w całym tym obrazie istnieje pewien niepokojący element. Są miejsca, gdzie cienie szaleją...
Jeśli ktoś świadomie przeciska się przez kolejne warstwy Cienia, na każdym etapie rezygnując - znowu świadomie - z cząstki zrozumienia, dochodzi wreszcie do punktu, poza który nie może się posunąć. Po co to robić? Choćby szukając nowych doświadczeń albo nowej gry... Ale kiedy ten ktoś już się tam znajdzie, jak zdarzyło się to nam wszystkim, pojmuje, że dotarł do granicy Cienia albo do granic samego siebie - zawsze uważaliśmy, że to synonimy. Teraz jednak...
Teraz wiem, że tak nie jest; teraz, gdy stoję i czekam u Dworców Chaosu mówiąc ci, jak to było, wiem, że tak nie jest. Wiedziałem jednak już wtedy, tamtej nocy w Tir-na Nog'th, wiedziałem wcześniej, gdy walczyłem z koziogłowym w Czarnym Kręgu Lorraine, wiedziałem owego dnia w latarni morskiej Cabry, po ucieczce z lochów Amberu, gdy spojrzałem na zniszczoną dolinę Garnath... Wiedziałem, że jest coś więcej, że czarna droga biegnie poza ten punkt. Prowadziła poprzez szaleństwo w chaos i wiodła dalej. Stwory, jakie nią podążały, przybywały skądś, ale nie były moim dziełem. Pomogłem im odnaleźć przejście, ale nie pochodziły z mojej wersji rzeczywistości. Należały do siebie, a może do kogoś innego - to nieważne - i wybijały dziury w małej metafizyce, którą tworzyliśmy sobie przez wieki. Wkroczyły do naszego rezerwatu, były w nim obce i zagrażały mu. Zagrażały nam. Fiona i Brand sięgnęli poza wszystko i znaleźli coś tam, gdzie nikt nie wierzył, by cokolwiek istniało. Groźba, jaką uwolnili była - na pewnym poziomie - niemalże warta otrzymanych dowodów: nie byliśmy samotni, a cienie nie były zabawkami w naszych rękach. I jakkolwiek odnosilibyśmy się do Cienia, już nigdy nie mogłem patrzeć na niego w dawnym świetle...
Wszystko dlatego, że czarna droga wiodła na południe i biegła poza kraniec świata, na którym musiałem się zatrzymać."

"Kroniki Amberu", t.2, "Znak Jednorożca"

Zauważmy jednak, ze i tam bohaterom** (którzy mają znacznie większy potencjał kreacyjny jeśli chodzi o wpływ umysłu na materię) zaczyna coś zgrzytać (i to w stylu zbliżonym do livowego bolszewika).


* powód kolejny, specjalnie dla draco ;): Sapkowski go cenił i czerpał zeń ;)

** z samego opisu widać, że humanoidalni, ale ma to usprawiedliwienie i to na szczęście,  nawet nie w durnym, acz powszechnym, traktowaniu przez fantasy człowieka w roli constansa ;) (inne prawa fizyki - czyt. magii - a człowiek powstał identyczny kształtem ciała i umysłem), a w filozofii neoplatońskiej, która legła u podstaw tej kreacji (inna rzecz, że gdyby bohaterowie byli zbyt solarisowaci, czytelnik miałby kłopot, wiec wybór filozofii też mógł być formą autorskiego wygodnictwa)

13194
DyLEMaty / Re: ANDRIEJ TARKOWSKI CZYLI SOLARIS I NIE TYLKO:)
« dnia: Stycznia 04, 2011, 12:31:51 pm »
Chociaż są filozofowie, którzy np. w ten sposób odrzuciliby determinizm: przypuszczenie, że ktoś jest zdeterminowany po temu, ażeby czuć się wolnym jest niedorzecznością. I rzeczywiście - jest to jakiś punkt wyjścia. Można się np. zastanawiać po cholerę człowiek uzyskał na drodze ewolucji poczucie wolności. Zdeterminowanie ku poczuciu wolności jest w istocie niedorzeczne w tym sensie, że jest zbędne. Jeśli i tak jesteśmy zdeterminowani, to po co jeszcze poczucie, że jest inaczej? Należałoby je zatem uznać za skutek uboczny albo determinizm odrzucić.

Jest jeszcze słynne partactwo ewolucji (w tym zwł. skłonność do stosowania prowizorki). I proste wyjaśnienie: tak po prostu wyszło...

Nie będę jednak również utrzymywał, że człowiek to jakiś byt upośledzony. Człowiek jest. Jest jaki jest. I w tym jaki jest udowadnia sobą pewną realność. W tym realność świadomości. Niedorzecznym jest np. twierdzić, że skoro człowieka boli perspektywa śmierci, to znaczy to, iż nie ogarnia on świata. Co to w ogóle miałoby w tym kontekście znaczyć: nie ogarnia świata?

On jest częścią tego świata. Wraz z nieuchronnością śmierci, wolą życia, uczuciami; na co ten świat nie daje sensownej odpowiedzi. Jest momentem, który jako samoświadomy może się "domagać", wrzuconym w strukturę, która jest zupełnie obojętna. Uważam, że każdy byt samoświadomy mógłby postawić przynajmniej pytanie o sens. I każdy otrzymałby - z tego świata, jak go obecnie rozumiemy - odpowiedź: nie ma sensu. Jeśli przez ogarnianie świata chciałeś rozumieć pewne wpasowanie w świat, to wydaje mi się, że w świat taki, jakim jest, żaden byt samoświadomy nie byłby wpasowany. Nie jest to więc żadnym upośledzeniem człowieka, chyba, że za upośledzenie brać to, że jest samoświadomy.

Być może, tylko dlaczego w tym momencie absolutyzujesz człowieka i jego perspektywę uznajesz za wiążącą dla świata?

Nie doszukuj się nonsensów tam, gdzie ich nie ma :) Przesadyzm! Z tymi zachodami itp.

Przypisywanie realności uczuciom, wolnej woli i "ja" jest najzupełniej naturalne i nie wynika z żadnych kodów kulturowych. Występuje już u małych dzieci, a zaburzenia w postrzeganiu tych kwestii są symptomami poważnych schorzeń psychicznych np. schizofrenii. Co oczywiście nie oznacza, że nie można intelektualnie dojść do wniosku, że rzeczy mają się inaczej, niż nam się to naturalnie wydaje.

Ano właśnie. Mówiąc o absurdach, mówię o tym, że rzeczy, które intuicyjnie wydają się słuszne - i jako takie trafiły do kultury - niekoniecznie słuszne są (choćby ta samoświadomość  ;D).

My tutaj rozmawiamy o sensie życia, a Ty o efektach ;)

Tylko, że "sens życia" to pojęcie względne (jeśli nie w jakimś sensie puste), a efekty są wymierne ;).

metodyczne wrzucenie poza nawias pewnych myśli, konsekwentny ateizm jest niemożliwy, albo skrajnie trudny.


Może dlatego tak mało jest konsekwentnych ateistów ;). Konsekwentnych teistów też jest zresztą b. mało. Zauważyłeś, że większość ludzi ma wogóle b. niekoherentne światopoglądy?

Kolejny dowód za partactwem ewolucji, której wystarczyło, by mózg ludzki myślał jakoś tam, nie musiał myśleć konsekwentnie.

Natomiast ateizm (i związane z nim przy obecnej wiedzy o świecie konsekwencje) odkrywa ten sens właściwie w samej istocie dziedziny świadomości, naznacza pustką odniesień niemal wszystkie akty ludzkiej świadomości np. radość z tego, że się coś osiągnęło (odniesienie do osiągnięcia jako dokonania wolnej osoby jest puste w obliczu determinizmu).

I teraz - nie sądzę, ażeby ktoś mógł być na co dzień świadomy pustki tych odniesień (w całej pełni), nie przekraczając ich pewną metafizyką, która ma na celu odwracać uwagę, inaczej rozkładać akcenty, i mógł normalnie funkcjonować.

Teraz: jaki funkcjonowanie uznajesz za normę, bo możemy tu używać tylko krzywej dzwonowej (to ze środka to "norma"; tylko wtedy statystyczną normą może okazać się też: IQ około 100, wykształcenie podstawowe czy zawodowe i brak jakichkolwiek oszczędnosci). Jeśli, zamiast statystycznej, przyjmiemy definicję psychiatryczną (o braku kontaktu z rzeczywistością), to zdarzają się tezy, że ludzkość jako gatunek ogólnie jest nienormalna (w sensie, że ma solidnie zaburzony ogląd rzeczywistości), ale "z punktu widzenia" ewolucji jest to rozwiązanie skuteczne, bo pozwala podawać kod dalej...

No tak, ale to jest właśnie "przekraczanie" ich realności przez jakąś ateistyczną metafizykę. Jeśli nawet teoretycznie realności się nie neguje, to tworzy się filozofię i kształtuje w niej osobowość w ten sposób, ażeby o pewnych sprawach, w pewien - wynikający z ateizmu, a niesłychanie obciążający - sposób nie myśleć. Szuka się tu ukojenia w obiektywności.

Zaraz... Czy jeżeli poczuje np zadrę wbijającą mi sie w nogę, a mimo to pójdę dalej (mimo zadry i związanego z nią bólu) to potrzebna do tego od razu metafizyka?

Jeśli zaś chodzi o niesłychane obciazenie, to mam wrazenie, że mierzysz inne umysły swoją miarą, zapominając - częste złudzenie filozofii - że nie są one jednak wszystkie identyczne (choćby z braku istnienia "czystego rozumu"). Być może nie dla każdego wcale jest to obciążajace, hę?

(Aha: zarzut o tym, że ateizm "przemilcza" pewne przeżycia wewnętrzne można łatwo skontrować, że to może raczej postawa, której bronisz, poniekąd absolutyzująca je, jest właśnie objawem gatunkowej mania grandiosa, robieniem z igły - wideł.)

13195
DyLEMaty / Re: ANDRIEJ TARKOWSKI CZYLI SOLARIS I NIE TYLKO:)
« dnia: Stycznia 04, 2011, 04:05:41 am »
Czasie

Przeczytałem i chyba rozumiem (choc miewam trudność z rozumieniem mędrców ze szkoły Sekułowskiego ;)). Tylko tu pojawia się bardzo podstawowe pytanie: czy - przyjmując nawet, że masz rację, jakoby umysł ludzki niedostosowany był do ateizmu - miałoby to świadczyć na niekorzyść ateizmu czy też... na niekorzysć ludzkiego umysłu skleconego byle jak przez ewolucję do dość prostych zadań, to i - być może - majacego kłopot z ogarnieciem rzeczywistości.

Kolejnym potencjalnym "winowajcą" - obok natury - może być kultura, pełna takich nonsensów jak "wschody i zachody" Słońca (jakby to Słońca się ruszało), serce jako siedlisko uczuć (spadek po Arystotelesie), rozmaite zabobony etc. Skoro od dzieciństwa uczymy się kodu kulturowego, który przekłamuje fakty raz za razem, możemy z nawyku klepać (i - co gorsza - myśleć) różne bzdury.

Co zaś do działalności naukowej jako kompensacji... Znam też tezy jakoby była ona sublimacją a to instynktu władzy/agresji, a to samczego popędu seksualnego. Wszystko to być może. Może nawet pisanina na forum jest sublimacją skłonności onanistycznych (w każdym razie chwilami jest równie bezpłodna ;)). Konsekwentny scjentysta nie "obrazi się" na fakty, o ile mu z empirii wynikną.
Jednak wydaje się, że zestawiając różne rodzaje ludzkiej działalności sensowniej będzie je oceniac nie pod kątem tego, że mogą dać życiowe zadowolenie (bo to mogą dawać różne rzeczy, jest to w sumie kwestia jednostkowa, acz dajaca się opisywać regułami statystyki), a pod kątem efektów.

Wreszcie: kwestia uczuć, ukojeń itd. Z tego co wiem nt buddyzmu to nie neguje on istnienia uczuć, uczy natomiast "nieczepiania sie ich", że tak powiem. Znaczy: czuję np. smutek, nie wypieram go, ale i nie zatracam się w nim, on gdzieś tam we mnie jest, nie neguję faktu, że go odczuwam, jednak umiem "robić swoje" niezależnie od niego. (Podobnie było ze startrekowymi Wolkanami - jeśli ktoś nie wie, ci szpiczastousi ;) - odczuwali emocje, ponoć b. gwałtowne, ale umieli postępować w poprzek nich, kierując się logiką.)

13196
DyLEMaty / Re: ANDRIEJ TARKOWSKI CZYLI SOLARIS I NIE TYLKO:)
« dnia: Stycznia 03, 2011, 11:13:41 pm »
Poczekaj Czasie, piszesz tak humanistyczne, że będę sobie musiał to przetłumaczyć na język przyrodniczy zanim zdołam wyartykułować odpowiedź ;).

13197
DyLEMaty / Re: Właśnie nie przeczytałem..
« dnia: Stycznia 03, 2011, 11:03:37 pm »
W swoim małym rozumku nie widzę przeszkód, aby taka logikę skonstruować już dziś, a nawet mam wrażenie, że już dziś istnieją takie, w ramach których to zdanie jest nonsensowne. Co z tego?

Niby nic, tylko gdyby logiki, w których pojęcie "Bóg" nie jest formułowalne lepiej opisywałyby jakmiś cudem Wszechświat, niż te w których takie pojęcie sformułować się da, to dałoby mi to mocno do myślenia...

Można skonstruować matematykę, w której nie ma liczb mniejszych od zera. Czy z tego wynika, że ich nie ma? Nie wikłając się chwilowo w postplatońskie dywagacje, czy liczby w ogóle są.

Tylko, że tych dywagacji jednak nie unikniemy. I może nam wyjść, że Bóg istnieje tak samo jak liczby - jako pewien konstrukt myślowy.

Z uporem to ja wskazuję, że nauka nie ma nic do pojęcia Boga (nie ważne czy istnieje, czy nie).

Tak samo jak i do wiadomego Czajniczka, co se orbituje? ;)

13198
DyLEMaty / Re: ANDRIEJ TARKOWSKI CZYLI SOLARIS I NIE TYLKO:)
« dnia: Stycznia 03, 2011, 06:23:51 pm »
Nieco offtopicznie lecz a'propos tych prób uzgodnienia... Miałżeby Clarke - w "Odysei.." - rację, że wystarczy wgrać przyzwoitemu komputerowi sprzeczne programy, by go popsuć tj. uczłowieczyć?  ::)

13199
DyLEMaty / Re: Właśnie nie przeczytałem..
« dnia: Stycznia 03, 2011, 03:58:02 pm »
maźku ja niezupełnie o tym...

Szło mi o to, że tak jak fizyka newtonowska sprawdza się znakomicie w dostępnej nam skali (z czego Pirx jako żywo korzystał), tak i np. logika arystotelejska w pewnych skalach się sprawdzała, ale już wobec np. dualizmu korpuskularno-falowego jest bezsilna.

Zgadza się, z twierdzenia Godla wynika niemożność idealnego odwzorowania świata matematycznym/logicznym modelem lecz mowilem o hipotetycznej sytuacji, w której logika znacznie lepiej przystawalna do rzeczywistości niż logiki, których dziś się dorobiliśmy uniemożliwiałaby po prostu konstruowanie zdań typu "Bóg isnieje" czy wręcz pojęć typu "Bóg" (co nie znaczy, że jakichś tam dziur by w niej nie było...).

ps. dlaczego dziurę w naszych systemach uparcie nazywasz "Bogiem", nie wystarczyłoby samo "Dziura" lub ładniej - "Nieznane"?

13200
DyLEMaty / Re: ANDRIEJ TARKOWSKI CZYLI SOLARIS I NIE TYLKO:)
« dnia: Stycznia 03, 2011, 03:35:22 pm »
Iiitam, Podpuszczaczu ;).

Zastosowanie konwencji złośliwość-za-złośliwość nie musi mieć podłoża osobistego (teoria gier itp). (Pamiętasz przy tem zapewne, że GOLEM wedle woli przydawał swym wywodom "emocjonalne" ozdobniki oraz, że co podstępniejsi psychopaci umieją zagrać różne emocje.)

Ponadto trzymać mnie mogło - jeśli przychylić się do Twojej wersji, że wogóle trzymało, czego dowieść nie zdołasz - ino parędziesiąt minut, bo tyle dzieli te dwa posty, o których mówisz, i to minut w których objawiały się efekty kaca i uprzedniego niewyspania. Pamiętaj też o tym, co z badań wyszło, że działania podświadome wyprzedzają świadomą refleksję (na co poprawkę od początku brałem), zatem skąd wiesz, że pisałem to "ja świadomy" (który byłem wówczas mało świadomy), a nie niższa warstwa mojego umysłu odziedziczona po zwierzęcych przodkach. (Ta niższa warstwa odpowiada wszak za odruchy seksualne i mordobijne, nie za intelektualną refleksję.)

ps. czemu piszę o tych warstwach? bo wydaje mi się, że Czas nie ma racji jakoby zakłamani ateiści świadomie wyrzucali sobie z głowy na codzień sporą część swojej wiedzy, wydaje mi się raczej, że jeśli ateista postępuje wbrew swoim poglądom, to nie jest to efekt zakłamania, a co najwyżej efekt tryumfu biologicznych i kulturowych warunkowań nad wiedzą i rozumem...* (tak samo trudno mi traktować serio teistyczny argument, że ten czy ów ateusz "nawrócił się na łożu śmierci", bo umysł umierajacego potrafi się czepiać najdziwniejszych nadziei - vide "Szpital...")


* swoją drogą zdaje mi się, że nieslychana popularność postaci komiksowego Wolverine'a (który i na niniejszym Forum ma - o ile pomnę - wielbicieli) wynika właśnie z nośności, przedstawionego, na jego przykładzie, w wyostrzono-przerysowanym popkulturowym stylu, wątku zmagania w nas rozumności ze zwierzęcością

Strony: 1 ... 878 879 [880] 881 882 ... 1167