Podstawowym problemem z ekranizacją książek polega na tym, iż większość twórców nie rozumie, że książka to nie film, a film to nie książka. Dosłowne cytowanie książek w filmie zawsze prowadzi do mniejszej bądź większej katastrofy. Oparty na książce obraz musi być także w pełni autonomiczny, nie może być rozbudowaną ilustracją, której nie sposób właściwie i w pełni zrozumieć bez uprzedniego przeczytania lektury.
Jednym z najlepszych przykładów właściwej adaptacji książki jest "Łowca androidów". Reżyser potraktował wątki lektury dość wybiórczo, wiele pominął rozwijając w zamian inne. Dzięki tym zmianom bohaterowie zyskali porządną psychikę, której wyraźne braki raziły u Dicka, umotywowano ich zachowania, a przygłupie androidy stały się znacznie mądrzejsze i sprytniejsze. Przy takim podejściu można jednak w zasadzie mówić nie o ekranizacji powieści, lecz o szerokiej inspiracji powieścią, przy pisaniu scenariusza. Moim zdaniem to jedyna słuszna droga.
Co do książek, które bym zekranizował, a przynajmniej, które jak myślę wydają się do tego nadawać (dobrych książek oczywiście), to wybrałbym posiadające jednak jakąś akcję. Widziałbym tu: "Non stop" Aldissa, "Planetę wygnania" Le Guin, "Niezwyciężonego" Lema, "Paradyzję" Zajdla, "Milion nowych dni" Showa