Mnie się wydaje, że to pytanie o cel to jest mocno filozoficzne i zawsze można je postawić, niezależnie od piętra aktualnie wytłumaczonego celu. Najpierw człowiek pytał się dlaczego jest burza i doszukiwał się w tym celowości, potem to i owo się z burza wyjaśniło, Franklin wynalazł piorunochron, ale na tym poziomie również można było postawić pytanie "po co". Teraz fizyka burz jest znana znacznie lepiej, zahacza o kosmos kaskadami elektronowo-fotonowymi, rozkładana jest nawet na milionowe części sekundy a mimo to pytanie "po co" można dalej postawić. Zdaje mi się, że nawet jak wyjaśnimy nasz Wszechświat do końca to pozostanie pytanie "po co" albo jak kto woli "dlaczego tak", co jest zbieżne z tezą profa. Meissnera, która tu kiedyś była dyskutowana, że nawet jak już wszystko będziemy wiedzieć, to i tak nie dowiemy się, dlaczego to jest TAKIE a nie INNE. Dlaczego są takie a nie inne stałe fizyczne itd.
Będzie można postawić i stawia się wiele hipotez np. a la zasada antropogeniczna - że te stałe są takie, bo tylko taki sensowny Kosmos mógł powstać, bo inaczej elektrony spadałyby na jądra itd. Albo, że tylko taki Kosmos możemy obserwować, ponieważ tylko w takim mogło powstać życie i inteligentny obserwator, który się nad tym może zastanawiać. Być może są inne kosmosy - ale tam nie ma komu tego badać. I tak dalej.
To są moim zdaniem pytania, na które nigdy nie będzie odpowiedzi, głównie z prostej przyczyny, że nikt i nic nie może nas zapewnić, że aktualnie znana "ostateczna przyczyna" jest faktycznie ostateczna i jutro nie pojawi się "ostateczniejsza".
A co do liczby cywilizacji w Kosmosie to myślę, że są duże szanse, aby w ciągu kilkunastu-dwudziestu paru lat mieć dość istotną podpowiedź. Jeśli sondy odkryją życie na Europie bądź Tytanie i będzie to życie o innym schemacie niż ziemskie (tzn. powstałe niezależnie a nie "z zakażenia") - to będzie bardzo istotny dowód na to, że życie jest naturalną i statystycznie niemal pewną konsekwencją ewolucji materii nieożywionej w odpowiednich warunkach.
Jeśli tak, to trudno sobie wyobrazić żywy świat, w którym nie działa dobór naturalny. Musiałby ten świat mieć doskonałą samoreplikację, nie dopuszczającą żadnych błędów, bądź karzącą wszelkie, najmniejsze błędy śmiercią potomka. To jest w zasadzie niemożliwe z przyczyn fizycznych. W pewnym sensie teoria Darwina (w obecnym wydaniu) jest najbardziej fizyczną teorią w biologii. Źródłem mechanizmu, który leży u jej podstaw jest czysta fizyka.
Idąc dalej są rozmaite dywagacje, czy mógłby istnieć świat bez drapieżników, rozumianych jako organizmy, które muszą zdobywają pożywienie kosztem innych organizmów. Jedni mówią tak (świat roślinny bez zwierząt mógłby istnieć, a choć rośliny też walczą brutalnie o wpływy, to mózgów nie mają i brak jakichkolwiek zaczątków myślenia powyżej pantofelka, które to zaczątki ma już dajmy na to volvox). Drudzy mówią nie, bo darwinizm zakłada, że każda nisza zostanie wykorzystana, zawsze więc znajdzie się ten, co woli ukraść niż zapracować.
Tu znów mamy problem jedynego przykładu - naszego. Pierwsze odnalezione obce życie może wszystkie te teorie wyrzucić na śmietnik, tym niemniej jest to wszystko dobrze umotywowane jak dotąd i nie ma dziur. Mądrzy mówią, że inteligencja jaką znamy związana jest z mózgiem, a mózg to organ kompilujący informacje ze świata. Jest więc mocne wskazanie na organizmy, które muszą zebrać dużo informacji i te informacje przetwarzać. Dlatego uważa się generalnie taka a nie inna jest linia zwierząt z dużymi mózgami i dlatego rozumna stała się pewna małpa, że była najbardziej plastycznym gatunkiem i w pewnym momencie ta plastyczność, wcześniej postrzegana jako przykra konieczność dostosowania się bądź wymarcia, stała się sposobem na przeżycie i rozwój, bo okazało się, że zamiast czekać tysiącleciami na porost futra adekwatnego w zimnym klimacie - prościej się ubrać i tym sposobem zdobywać nisze fizjologicznie zupełnie niepasujące do tego zwierzęcia.
Na wszystko powyższe jest mnóstwo teorii i kontrteorii, ale ogólnie taki zarys się wyłania, że jednak odpowiednie warunki prowadzą nieuchronnie do życia, a życie do rywalizacji, to do cwaniakowania, a cwaniakowanie do myślenia.
Tyle razy już osobiście widziałem przełom "pierwszego odkrycia" w czasie mego krótkiego życia. Taką sytuację, że są teorie za i przeciw i jedno odkrycie ostatecznie wykazuje, że rację sprawdzają się teorie wynikające z zasady kopernikańskiej, czyli jak jest na moim podwórku - tak mają i wszędzie. Takim wielkim przełomem było odkrycie pierwszej planety pozasłonecznej przez Wolszczana, bo pokąd to się nie stało, żywe były teorie, że gwiazdy owszem inne są, ale planety to nie. Tamta planeta obiegała pulsara i tak się nadawała do życia, jak pusta beczka na rozżarzonej pustyni - ale katalog ziemiopodobnych planet rośnie a jedna okazała się niedawno wybitnie jak na kosmiczne warunki blisko (parę lat świetlnych).
Innym takim przełomem było wykrycie fal grawitacyjnych. Genialna sprawa, facet skrobie coś ołówkiem i dopiero sto lat później wykrywa się fizyczny efekt - też od tego momentu jednoznacznie już wiadomo, że fale grawitacyjne istnieją, a więc cała fizyka, która za nimi stoi jest dobrym obrazem świata. Trzecim takim wydarzeniem, tu wspomnianym, było wykrycie pierwszego posłańca z gwiazd, większego od korpuskuły. Też wiemy już na pewno, że ciała takie jak nasze asteroidy są powszechne wszędzie.
Jeśli więc wierzyć zasadzie kopernikańskiej, to od inteligencji w kosmosie powinno aż huczeć
. Ale PO CO? Nie wiadomo...