Aphrodite's Child - The Four Horsemen
Wątek założony przez
Evangelosa. Musiało w końcu tu dojechać. Jeźdźcy Apokalipsy...i te, inne
A skoro dojechać...swoją drogą ciekawe...jak mu tam. Im tam...tamtam.
Artyści, którzy późniejszymi wykonaniami zepsuli swój wizerunek (jak dla mnie). I nie idzie o klawiszowca.
Dlatego taki pan się skojarzył.
Też dlatego, że poniższy utwór zawsze z jesienią się kojarzył.
Pełno liści czerwono-żółtych pod nogami. Stad krew? A może, że cała płyta wietrzna?
Zresztą, jest poniekąd o jesieni - szeroko rozumianej.
Mało tu Genesis. Dziwne, bo to był jeden z moich ulubionych.
Voila!!!
Genesis - Blood on the RooftopsI dla równowagi, te tam tamtam, paratata (Russosa). Dodatkowo, pretensjonalnie. Ale czasem tak się właśnie podoba. A może bezpretensjonalnie? Z francuskim u mnie wyjątkowo kulawo.
Tym bardziej - voila!!!
Renan Luce La lettre