@Meber
Lem by machnal reka i powiedzial, zeby mu glowy pierdolami nie zawracac. Pamietam jak opowiadal, ze rozmawial z ksiedzem (w szpitalu chyba, z reszta) i wyjasnial mu, jak to czasem trzeba kobiecie wlozyc reke po lokiec przy porodzie, zeby ulozyc dziecko i jaki ksiadz byl wtedy zdegustowany i zszokowany. Po czym dobrotliwie dodal cos w stylu: A, co? Niech ksiadz tez sie czegos o zyciu dowie...
Gdyby trafil na ksiedza o charakterze tego pieniacza z naszej historii, ani chybi wyladowal by w kryminale
@Dillinger
Bede lecial akapitami:
1. Ee, niee... Moga byc 3 sytuacje: Zgoda, brak zgody/sprzeciwu, sprzeciw. Kazda jest inna, a jedynie srodkowa jest niejasna i moze byc, w zaleznosci od checi podciagana pod 1, albo 2. Szpital nie uzyskal zgody, ale wcale nie musi i nie powinien udowadniac po fakcie, ze zgoda byla. Nie bylo zgody i nie bylo sprzeciwu. W uzasadnieniu SN bylo wyraznie o dzialaniu szpitala/ksiedza WBREW WOLI powoda. Wiec ta wola musiala by byc wyrazona expressis verbis najsampierw, zeby mozna to bylo uznac za logiczne uzasadnienie wyroku. Jak pijany plotu, trybunal uczepil sie w uzasadnieniu sformulowania "WBREW WOLI" i "OSOBA KTORA SPRZECIWIA SIE", co jest oczywista nieprawda i dyskwalifikuje ta czesc uzasadnienia. Sam napisales ze sad, ale tez rzecz jasna kazdy inny, nie ma mozliwosci sprawdzenia jakie sa zyczenia pacjenta, "co ma w glowie". Poglad, ze musimy przyjac iz brak zgody oznacza automatyczy sprzeciw, jest tylko Twoim wlasnym pogladem i niczym wiecej. Pisales tez, ze szpital powinien sie sam zapytac o kwestie poslug religijnych pacjenta, a jak nie zapytal to sam sobie winien. Rownie uprawnione, przez analogie, bylo by stwierdzenie: Pacjent sam nie powiedzial, jak go przyjmowali, ze sobie tego badz owego nie zyczy, wiec teraz sam jest sobie winien.
2. Taka sytuacja, pozbawienia dobra w postaci decydowania o udziale nie miala miejsca. W uzasadnieniu, bylo zas macenie metow na ten temat. Gosc byl nieswiadomy, a procedura byla z fizycznego punktu widzenia zupelnie nieistotna, mozna by powiedziec ze praktycznie nie zaistniala. Sakrament odbywal sie w swiadomosci i to jedynie ksiedza, a nie nieprzytomnego. Jasne, moglby sie z tego faktu nie ucieszyc, obruszyc, ale na pewno nie jest to sprawa do rozpatrywania przez sad. Chyba, i to moglo by byc jedyne uzasadnienie, ze jego ateizm potraktujemy jak religie i swiadomosc tego ze go ksiadz dotknal, w sposob nie bardziej inwazyjny niz jakby mu dal czesc, powoduje u powoda bardzo duzy dyskomford psychiczny, cos jak Mazkowe wysmarowanie muzlima smalcem. Po prawdzie mozna by ateizm podciagnac pod religie, bo np. angielski sad, jako religie traktuje wiare w globalne ocieplenie, czemu dal wyraz w jednym z wyrokow i w jego uzasadnieniu, ktory to przyklad juz na forum wrzucalem. Ale najpierw trzeba by taka wykladnie ateizmu w polskim prawie przyjac jasno.
3. A wiec gdyby wyraznie powiedzial, ze nie chce zadnych kontaktow z ksiedzem, to bylo by to absurdalne?
I teraz mam kilka pytan do Dillingera i Membra, unizenie prosze o odpowiedzi, bo intryguja mnie Wasze sciezki rozumowania:
1. Co jesli pieniacz nigdy by sie nie dowiedzial od kogos, o fakcie tych sakramentow? Powstala by szkoda, zaistnialo naruszenie dobr?
2. Co jakby ksiadz sie modlil glosno za zdrowie tego nieprzytomnego pieniacza, ale go nie dotykal? Czy tez sad powinien uznac powstanie szkody?
3. Co jak by sie modlil za niego w myslach, a potem powiedzial by o tym komus i doszlo by to do pieniacza? Jaki wyrok powinien wydac sad?
4. Co jakby go blogoslawil znakiem krzyza z dystansu:
a) 0.5m
b) 1.5m
c) 4m
d) 7m
5. Co jesli pokropil by go woda swiecona? Szkoda, naruszenie praw, jaki wyrok?
6. W Polsce, zgodnie z ustawą transplantacyjną, pobieranie komórek, narządów lub tkanek ze zwłok ludzkich w celu ich przeszczepienia, jest dozwolone, jeżeli osoba zmarła nie wyraziła za życia sprzeciwu. Oznacza to, że istnieje domniemana zgoda na bycie dawcą, w związku z czym nawet bez oświadczenia woli można dokonać przeszczepu.
Czy biorac pod uwage argumenty Dillingera, miedzy innymi te:
To jest prawo, które respektuje prawa innych w obszarze osobistym. Mamy prawo nie wiedzieć, czy sobie ktoś czegoś nie życzy, ale w stanie takiej niewiedzy, kiedy dopuszczamy możliwość takiego nieżyczenia sobie, powstrzymujemy się od działania, o ile ten wymóg nie wkracza w sferę naszych wolności. ;]
uwazacie, ze ta sytuacja jest naganna/niedopuszczalna i powinna byc przez stosowny organ natychmiast zmieniona?