Ciekawi mnie, że ja od razu załapałem, a Wy nie, czy to nie jakiś efekt ukierunkowania przez wykształcenie, w sensie inaczej inaczej wprowadzanych pojęć. Z tego co widzę Marcus jest inżynierem lotnictwa (czyli coś jak po polskim MELu - Politechnika Warszawska, wydz. Mechaniki, Energetyki i Lotnictwa, rzeź niewiniątek a nawet starych wiarusów, których kości bieleją polerowane piaskiem po pustyniach świata), więc powinno mu "zadzwonić".
Co do kwestii, że drzwi są wbite przed punktem upadku samolotu - to tylko wedle "komisji" Macierewicza. Według raportu KBWL punkt pierwszego kontaktu samolotu z gruntem to N54º49’28,09”; E32º03’7,26” (str. 58 raportu) - co możesz z łatwością sprawdzić na zdjęciach historycznych z Google Earth (konkretnie zdjęcie z 25 czerwca 2010 r.) - są ślady na ziemi.
Co do kwestii dlaczego 10^6 N/m2 (czyli 1MPa). Tu jest trudniej mi odpowiedzieć, ale nie bedę zaglądał do ściąg, tylko powiem z głowy. Może to będzie jakimś argumentem, dlaczego dla mnie nie jest wartość "dziwna". Najprościej byłoby, gdybym mógł Ci wkleić kilka opinii geologicznych, jakie obowiązkowo należy sporządzić w RP, aby wybudować budynek. Niestety, po zmianach w przepisach (*pokrótce niżej), żadna z wartości, które się w nich znajdują (dodajmy, licznych wartości) nie odzwierciedla czegoś, co po chłopsku należy rozumieć przez nośność gruntu, czyli prostą odpowiedź na pytanie, ile kg masy można położyć na walcu o jednostkowym polu, zanim zacznie się stale zagłębiać w grunt.
Natomiast z ery "przedunijnej", kiedy te obliczenia musiały być prostsze (** pokrótce niżej), każdy jeden inżynier, obudzony w środku nocy, na pytanie jaką nośność ma grunt, wydukałby coś w rodzaju "około 3 kg/cm2". Tu wyjaśniam, że dla inżyniera "nośność gruntu" to jest, z odpowiednim marginesem (współczynniki bezpieczeństwa - ***), naprężenie, które nie przekracza granicy plastyczności ani tym bardziej zniszczenia mówiąc tak uproszczenie - a więc w szczególności gwarantuje, że w długim okresie czasu budynek nie będzie się zagłębiał w grunt (****). Generalnie naprężenie to wynosiło po chłopsku od 2,5 do 3,5 kg/cm2 (dla bardzo słabych gruntów 1,5 kg/cm2, a dla bardzo dobrych 4-5 kg/cm2). Mowa o gruntach nieskalistych oczywista.
W świetle tego wartość 10 kg/cm2 nie wydaje mi się horrendalna, a nawet z doświadczenia, które jednakże trudno byłoby mi umotywować bez habilitacji, jest ono niskie, jeśli chodzi o zagłębienie się, na jakąś głębokość, czegoś w glebę. Na wszelki wypadek znalazłem prostopadłościenny kawałek drewna, mniej więcej 3x3 cm i próbowałem go statycznie wdeptać w ziemię (ważę ok. 90 kg). Na trawie nie wgniotłem ani trochę, poszedłem więc na ogródek w miejsce pozbawione roślinności, ale nieco zaniedbane (niegracowane świeżo) - wgniotło się ok 1 cm. Powiedziałbym wręcz, że jest to wartość zaniżona, jakieś niepodlegające dyskusji zaniżenie tego parametru, na zasadzie "nawet jeśli przyjąć tę wartość jako 1 MPa to i tak widzimy, że...".
* obecnie, "wzory" (normy) do projektowania konstrukcji są tak skomplikowane, że w zasadzie wykluczają możliwość obliczenia czegokolwiek "na piechotę", to jest z kartką papieru i kalkulatorem, metodą Clebsha itp. Inżynierowie są zmuszeniu kupić jakiś program typu CAD, w który ładuje się dane wejściowe i otrzymuje "jakiś" wynik. Co pewien konstruktor starej daty, z którym współpracowałem, podsumował: "komputer polega na tym, że co mu wstawisz - to dostaniesz w wynikach". Ironia polega na tym, że instalując program, trzeba potwierdzić "okienko" z zastrzeżeniem, że producent nie odpowiada za działanie programu. Serio. Jest więc program "czarna skrzynka", którego tajników działania nie znamy, oraz jakieś wyniki, które produkuje. Dla osób, które nie mają doświadczenia praktycznego co do wymiarowania typowych elementów konstrukcyjnych jest to sytuacja tragiczna, ponieważ nie są w stanie ocenić wyniku zdroworozsądkowo.
** w epoce przedunijnej, a w zasadzie przedkomputerowej, czy może proto-komputerowej, siłą rzeczy normy musiały umożliwiać zaprojektowanie konstrukcji "na piechotę" (góra za pomocą kalkulatora programowalnego np. lub prostego programu go symulującego na komputerze) - w jakimś rozsądnym czasie (np. 1 miesiąca). Aby zabezpieczyć trwałość budowli zakładano w normach dość wysokie marginesy bezpieczeństwa. Które w epoce symulacji komputerowych uznano za marnotrawstwo materiału. Aby się go pozbyć skomplikowano model, co jednak odcięło intuicję projektantów, bo trudna jest intuicja wobec całek.
*** wyżej wymienione marginesy zapewniano (i zapewnia się nadal) współczynnikami bezpieczeństwa - ogólnie każdy materiał stosowany w budownictwie ma deklarowaną wytrzymałość, którą jednakże obniża się współczynnikiem bezpieczeństwa, np. 0,8. Z drugiej strony na konstrukcje przyjmuje się obciążenia zgodne z normą (które już są zwykle zawyżone - np. w mieszkalnictwie aby je osiągnąć, to na każdym 1 m2 podłogi musiałyby równocześnie stać 2 osoby, a np. na balkonie - 6 osób/1m2 na raz). Te obciążenia mnoży się jednak jeszcze przez współczynnik bezpieczeństwa np. 1,5. Samo to daje nadwyżkę rzędu x2.
**** temat rzeka, zależnie od gruntu, stanu jego rozdrobnienia (granulacji), nawodnienia i tak dalej, nie chciałbym prymitywizować, zwłaszcza, że mimo ogólnej świadomości w związku ze stałym stykiem, nie jestem fachowcem w przedmiocie, ale ogólnie każdy grunt nieskalisty, pod wpływem przyłożonej stałej siły, będzie się w długim czasie poddawał, co się zowie osiadaniem. Skalisty zresztą też, ale tam zjawisko to będzie bardziej podobne do elastycznego odkształcenia materiału sprężystego (szybko, jednorazowo i odwracalnie). Natomiast typowy grunt, pomimo prawidłowego zaprojektowania fundamentów, wykaże w czasie roku-lat osiadanie rzędu milimetrów, związane ze stopniową kompresją przestrzeni pomiędzy ziarnami gruntu. Mówiąc obrazowo. Nie ma to związku z chwilowym obciążeniem, natomiast generalnie nie da się tego uniknąć - i na ogół wymaga mechanicznego rozdzielenia np. budynku istniejącego i jego rozbudowy - albo w miejscu połączenia powstanie brzydkie pęknięcie.
Prawdopodobnie Artymowicz gdzieś na swoim blogu te wartość solidnie umotywował, z podaniem źródeł.