Nie każdy uporządkowany układ zawiera informację. Przykład – tekst, składający się z litery „a”, powtórzonej tysiąc razy pod rząd.Opisany tekst zawiera olbrzymią ilość informacji (o alfabecie, szerzej semiotyce, o systemie liczbowym etc.... i trochę o producencie) Oczywiście zależy kto analizuje, małpa na ten przykład też coś wychwyci z 1000a pod warunkiem że będzie te a wypisane na skórce od banana,
Ja się nie czuję kompetentny w tych tematach...Znamy was, wiemy, jak wy źle w warcaby gracie, jak mawiał Nozdriow, bohater słynnego poematu Gogola ;)
Opisany tekst zawiera olbrzymią ilość informacji (o alfabecie...O alfa – poniekąd się zgadzam, ale skąd że o becie? :)
Ja bym na początek - pieski los moderatora i inicjatora paru akademijnych debat, któremu nie marzy się bynajmniej rola Spielverderbera - przypomniał o porządku dyskusji (czyli, że rozdziałami, że na każdy wypada dać sobie jakiś czas, i że Ty, LA, za ów porządek odpowiadasz jako Założyciel, a więc nasz w podróży po "Dialogach" przewodnik).No masz ci los :)
Myślałem, iż będę pełzać po Dialogach jak się da, zygzakiem, czasem błądzić, jak Mojżesz na pustyni.
A okazało się, nie wolno mi...
I jaki tam ze mnie przewodnik?
Nie w sensie dyskusji na temat, czy będzie to ten sam, czy tylko taki sam człowiek. A w kontekscie cytatu z innego utworu:
Zastanów się, co oznacza śmierć? Jest to utrata, tragiczna przez swą nieodwracalność. Kogo traci ten, kto umiera? Siebie? Nie, bo umarły to nie istniejący, a ten, kto nie istnieje, nie może niczego utracić. Śmierć jest sprawą żywych - jest utratą kogoś bliskiego.
Moim zdaniem, Anielita miał słusznego. Pies z nim tańcował, z własnym „ja” i jego kontynuacją. Rzecz najważniejsza, po ukazaniu się takiej technologii nie będzie więcej w tym świecie rozdzierającego bólu, smutku, tęsknoty po stracie bliskiej osoby...
Ja bym na początek - pieski los moderatora i inicjatora paru akademijnych debat, któremu nie marzy się bynajmniej rola Spielverderbera - przypomniał o porządku dyskusji (czyli, że rozdziałami, że na każdy wypada dać sobie jakiś czas, i że Ty, LA, za ów porządek odpowiadasz jako Założyciel, a więc nasz w podróży po "Dialogach" przewodnik).
Jakieś to zawiłe. W jaki sposób stopień uporządkowania, "jakość" energii, która sama w sobie nie zawiera ani jednego bita informacji, zamienia się w owe gigamegaterabajty? Co za tajemnicza więź łączy informację i energię, a ściślej, zmianę jej organizacji?
LEPIEJ byłoby, gdybyś napisał, na raty albo w jednym dłuższym tekście, co, Twoim zdaniem, jest w CAŁEJ tej książce najciekawsze, jakie pomysły, idee najlepiej wytrzymały upływ czasu
O alfa – poniekąd się zgadzam, ale skąd że o becie? :);D
LEPIEJ byłoby, gdybyś napisał, na raty albo w jednym dłuższym tekście, co, Twoim zdaniem, jest w CAŁEJ tej książce najciekawsze, jakie pomysły, idee najlepiej wytrzymały upływ czasu
Czekaj, ale jak to widzisz? Bo jeśli wypiska LA będzie kompletna (minimum: zgodna z naszymi subiektywnymi zapatrywaniami na przedmiotowy temat), to jeden post wyczerpie dyskusję 8).
...bo aby brakiem straty się cieszyć trzeba albo zakładać tożsamość zmartwychwstałego z oryginałem, albo być cokolwiek egocentrykiem jak ten z "Incepcji", Cypher matrixowy i do pewnego momentu Kelvin solaryjski (za co go nie lubię), tj. podchodzić na zasadzie "nieważne czy babcia prawdziwa, ważne, że znów ją mam".A po co zakładać tożsamość, skoro ów „zmartwychwstały” Y rzeczywiście jest tożsamy z oryginałem X? Niewiadomo wprawdzie, czy Y jest kontynuacją zmarłego X w sensie świadomości, poczucia ciągłości własnego „ja” (raczej nie jest). Ale z określenia nie różni się niczym w sensie cielesnym, strukturalnym i budulcowym, zarówno jak i pod względem psychiki i zawartości pamięci. Sam Y twierdzi, że jest iksem, i gotów jest przysiąc, że mówi prawdę, i nie kłamie przy tym. I dla zewnętrznego obserwatora, dla całego świata jest on nie do odróżnienia od X, gdyż z zasady niepodobna przeprowadzić doświadczenia, które wykazałoby choćby najdrobniejszą różnicę.
Do tego dochodzą pytania kolejne: czy, skoro o zwalczeniu śmierci mówisz, można - jak w pewnych odcinkach "Star Treka" (gdzie scenarzyści nad niewygodnymi kwestiami przeskoczyli) - używać rzeczonej technologii w celach odmładzających (tj. teleportowany wyjdzie z maszyny młodszy ciałem - co wtedy jednak ze wspomnieniami i na czym budować poczucie tożsamości?)Diabli wiedzą... chyba nie mam na myśli zwalczenia śmierci, raczej chodzi o zwalczeniu nagłej, przedwczesnej śmierci bliskiej osoby. A jeszcze ściślej, o zwalczeniu wiecznego strachu przed taką ewentualnością. To, o czym mówimy, nie jest technologią nieśmiertelności. Choć to brzmi nieco cynicznie, zgon stuletniej babci na ogół nikomu nie sprawia specjalnej przykrości. Przeciwnie, jest ulgą dla wszystkich, w tym i dla samej staruszki.
I czy teleportacja układów złożonych - jeśli możliwa - będzie w ogóle dziełem człowieka (którego wspomniane dramaty egzystencjalne dotyczą) czy też np. maszyn postludzkich, którym być mogą idealnie obce?Nie wiem... ::)
W świadomości odbiorcy może być tak, że brak informacji też jest informacją. To chyba łamie jakieś zasady fizyczne?Och, wydaje mi się, nie do końca uchwyciłem Twoją myśl, livie. Zatem - co? Hmm...
Wiec skoro jakoś łączysz informację z energią zatem... ? ;)
Och, wydaje mi się, nie do końca uchwyciłem Twoją myśl, livie. Zatem - co? Hmm...Oh, LA, sam się łapię na tym, że nie łapię o co mi wcześniej. W dodatku owa niełapliwość jest wprost proporcjonalna do interwału czasowego.... zapewne odfrunęło nic-ciekawego. Jakieś trywialne skojarzenie w stylu , że brak informacji jest informacją, a brak energii jest... informacją o braku energii ;D
A zresztą, z zalinkowanego przez Q profesorskiego artykułu wynika, że, być może, cały świat jest zbudowany z informacji. Omnis est informationumUff...nie jestem naj... 8)
Ogólnie rzecz biorąc, „wskrzeszony” zawsze musi być nieco młodszy od nieżyjącego oryginału. Należy chyba w pewnych odstępach czasu zdejmować „rysopisy atomowe” pacjenta.
Podejrzewam, że "zdejmowanie się" rysopisu atomowego nie jest takie łatwe jak w podróży dwudziestej trzeciej; czyli że nie da się przeprowadzić go bez zniszczenia całej struktury obiektu (czy subiektu? ;) ).
być może, cały świat jest zbudowany z informacji. Omnis est informationum :)
Ale po kolei, mon ami, po kolei. Widzisz, nie wolno mi teraz gadać o informacji. Porządek musi być.
Tylko jak często? Codziennie? Co godzina? (Pytanie zresztą jak długo będzie trwać proces zdejmowania rysopisu?) Bo wygląda w końcu na to, że nasz hipotetyczny pacjent będzie w kółko składany i rozkładany...Czy ja wiem?
No i powtórek z tragedii Harey się nie uniknie, przynajmniej jednostkowo, bo co któryś teleportant będzie się czuł - co sam przyznałeś - nieautentycznym sobą...Ja przyznałem coś takiego? Nie pamiętam... :-\
Stąd zresztą, jak już była mowa, Lem wycofał swoje zastrzeżenie co do braku tożsamości "kopii" z "oryginałem", co nam przedmiotowy rozdział "Dialogów" dezaktualizuje.No, skoro dezaktualizuje, proponuję przejść do kolejnego, drugiego rozdziału.
Teoretycznie rzecz biorąc, 3D-hologram nadwysokiej rozdzielczości, „nagrany” powiedzmy za pomocą koherentnej wiązki twardych promieni gamma, albo jeszcze bardziej energetycznych, a zatem „krótkofalowych” cząstek, zawiera całą niezbędną informację o strukturze atomowej obiektu. Sam proces zdejmowania takiego hologramu nie powinien chyba trwać zbyt długo.
Inna sprawa to jego „odszyfrowanie”, matematyzacja. Uzyskanie owego rysopisu atomowego, czyli zbioru współrzędnych wszystkich atomów oraz opisu wszystkich poszczególnych wiązań chemicznych, wymaga ogromnej, wprost niewyobrażalnej mocy obliczeniowej przyszłych maszyn. Przy obecnym poziomie techniki komputerowej podobne obliczenia mogłyby trwać latami, jeśli nie stuleciami.
Być może, ukazanie się komputerów kwantowych kardynalnie zmieni tę sytuację.
Cytujbo co któryś teleportant będzie się czuł - co sam przyznałeś - nieautentycznym sobą...Ja przyznałem coś takiego? Nie pamiętam... :-\
Niewiadomo wprawdzie, czy Y jest kontynuacją zmarłego X w sensie świadomości, poczucia ciągłości własnego „ja” (raczej nie jest).Ze słowami o wewnętrznym poczuciu Y. Niemniej... świadomość tego co napisałeś w zacytowanym, będzie oddziaływać również na w/w igrekowe poczucie, czyż nie?
FILONOUS: Jedynie przykładowo, dla uwypuklenia argumentu, nie zaś przez odpowiedniość jego dążeniom. Masz ponieść śmierć odmienną. Ów tyran zamrozi twoje ciało, aż wszystkie ruchy i drgania subtelne atomów ustaną, wszystkie tkanki zastygną, procesy wstrzymają się, struktury zamrą.
FILONOUS: Dobrze. A jeżeli dwie kopie twoje będą stworzone, jedna z tych samych atomów, z których się teraz twoje ciało składa, a druga tylko z takich samych, to owa pierwsza kopia będzie twoją kontynuacją, tobą prawdziwym, a druga jeno sobowtórem?
Wszakoż pojawia się pytanie czy dysponujemy technologią (albo nawet teoretycznym pomysłem na takową) pozwalającą mapować obiekty o złożoności człowieka z taką precyzją, by bez przekłamań odzwierciedlić stan każdej cząstki element. będącej częścią danego obiektuTechnologią – zdecydowanie nie, teoretycznym pomysłem – tak. Po ukazaniu się na Forum mego poprzedniego postu, już dysponujemy ;) :))
(pomijam, że jedziemy tu uproszczeniami, bo jak zakwalifikować powietrze w płucach, czy treści układu pokarmowego, w tym bakterie symbiotyczne - część to, czy nie część?)?A, co tam, będziemy odtwarzać pacjenta "as is", razem z g*nem, moczą, brudem pod paznokciami, wrzodem syfilitycznym, szklanym okiem i butami :))
Nie jestem pewien... Komputer kwantowy wykonuje wszak obliczenia obarczone pewną dozą probabilistycznej niepewności, które potem uśrednia.Istotnie, istnieje taka opinia, że niewiarygodna moc obliczeniowa komputerów kwantowych osiąga się poniekąd kosztem "niedokładności" obliczeń. Moim zdaniem, to nie tak. Prawdopodobnie mamy do czynienia ze swoistym nadużyciem języka. Samo słowo „kwantowy” kojarzy się z nieoznaczonością kwantową, i stąd wywodzi się owa opinia o pewnej „nieoznaczoności” obliczeń. Tak jak u Lema:
Niemniej... świadomość tego co napisałeś w zacytowanym, będzie oddziaływać również na w/w igrekowe poczucie, czyż nie?Moim zdaniem, nie.
Przy czym jak teraz dumam nad ich treścią to zaczynam dochodzić do wniosku, że gdyby okoliczności dały Bladawcom technologie, o których mowa, powszechnie przyjęte (acz jednostkowe odchylenia pewnie by były) definicje granicy życie/śmierć, ciągłości istnienia, tożsamości, itd. stałyby się kwestią - prawdopodobnie bezrefleksyjnie akceptowanej przez większość - arbitralnej w swych rozstrzygnięciach umowy społecznej.No właśnie!
Podam jesze jedną wskazówkę przyszłym twórcom technologii, albo, jeśli wolisz, jesze jedną porcję technobełkotu :D
Założymy, że najmniejsza cząstka, stan której należy „bez przekłamań odzwierciedlić”, to jądro najlżejszego pierwiastku, wodoru, czyli proton. Jego średnica wynosi, wg najnowszych danych, 0,84*10-15 m. A zatem, zgodnie z prawem dyfrakcji, żeby spełnić kryterium Rayleigha, długość fali promieniowania sondującego musi wynosić najwyżej 0,84*10-15/1,22=0,69*10-15 m
To bardzo twarde promieniowanie. Zresztą, jeśli uwzględniać komptonowską długość fali protona, 1,32*10-15 m, możemy chyba zadowolić się nieco miększym promieniowaniem, λ=1,1*10-15 m
Istotnie, istnieje taka opinia, że niewiarygodna moc obliczeniowa komputerów kwantowych osiąga się poniekąd kosztem "niedokładności" obliczeń. Moim zdaniem, to nie tak. Prawdopodobnie mamy do czynienia ze swoistym nadużyciem języka. Samo słowo „kwantowy” kojarzy się z nieoznaczonością kwantową, i stąd wywodzi się owa opinia o pewnej „nieoznaczoności” obliczeń.
HYLAS: To, coś mówił, przywiodło mi na myśl powtarzane niejednokrotnie twierdzenie, jakoby zasada nieoznaczoności była przejawem „wolnej woli” atomu, z której ma wynikać „wolna wola” człowieka. Co ty na to?
Moim zdaniem, nie.
Jeśli w przyszłym społeczeństwie zostanie przyjęta umowa, konwencja, że „wskrzeszony” Y jest autentyczną kontynuacją X, że Y różni się od X nie więcej, niż X dzisiejszy od iksa wczorajszego, po nocnym śnie; jeśli owa umowa utrwali się w świadomości społecznej jako coś nie ulegające wątpliwości; jeśli ponadto sam Y czuje się iksem, to skąd igrekowi może przyjść do głowy pomysł, iż jest on nieautentyczny?
Rozumie się samo przez się, pod warunkiem, że Y nie cierpi na schizofrenię. Ale taka ewentualność leży poza zakresem naszych rozważań 8)
Zmieniam się w słuch, rozwijaj temat... ::)Urodziłem się w Odessie, dlatego nie da się uniknąć pytania: a co z tego będę miał? ;D
A to polecam lekturę ;):Dzięki very much, przyjemne czytadełko :)
http://www.theory.caltech.edu/~preskill/ph219/chap5_15.pdf (http://www.theory.caltech.edu/~preskill/ph219/chap5_15.pdf)
Przy czym zaskoczony jestem (niby czytałem "Dialogi", a widać ze łba wyleciało ;) ), że poszukiwania takich furtek starsze są niż - obecnie używana w tym charakterze - penrose'owa hipoteza Orch OR. Wiesz może coś więcej o tym?Wiem tyle co wszyscy, no może nieco mniej :)
Bierzmy pod uwagę, że w hipotetycznym społeczeństwie powszechnej teleportacji poza jednostkami przyjmującymi bezrefleksyjnie obowiązujace konwencje będą - miejmy nadzieję - osobniki skłonne zaglądać pod powierzchnię zjawisk (coś jak my tutaj ;) ), i spośród nich rekrutować się mogą nękani egzystencjalnymi wątpliwościami wiadomego typu nie-schizofrenicy.Tacy - nękani egzystencjalnymi wątpliwościami - osobnicy prawdopodobnie byli, są i będą w każdym społeczeństwie. Nie wykluczono wszak, że skłonność zaglądać pod powierzchnię zjawisk to objaw pewnej egzotycznej, rzadko spotykanej odmiany schizofrenii ::)
Nawiasem: argument uzusowy nie jest mój, podebrałem go Wawrzyńcowi Podrzuckiemu:Ładny cytat i zdrowe podejście. Zwłaszcza w tym, co dotyczy filozofów :)
Urodziłem się w Odessie, dlatego nie da się uniknąć pytania: a co z tego będę miał? ;D
Dzięki very much, przyjemne czytadełko :)
Taka sobie bajeczka na dobranoc :)
A zatem pytanie - czy można powiedzieć, iż informacja jest w pewnym sensie równoważna tej zużytej energii?
Jeśli tak, z tego chyba można wyciągnąć daleko idące wnioski? Dotyczące, w szczególności, Prawa Dońdy...
Oto na przykład:
https://mlodytechnik.pl/technika/28383-kto-jest-swiadomy-my-czy-czasoprzestrzen (https://mlodytechnik.pl/technika/28383-kto-jest-swiadomy-my-czy-czasoprzestrzen)
Zaskakuje nie tyle treść, ile sam tytuł artykułu. Kto zadaje, i to na serio, podobne pytania? Metafizycy? Badacze zjawisk paranormalnych? Adepty religii wschodnich? Nic podobnego. Jak najbardziej „prawowierni” fizycy, najlepsi naukowcy świata.
Ładny cytat i zdrowe podejście. Zwłaszcza w tym, co dotyczy filozofów :)
Nie ma za co :), ale od odpowiedzi się nie wykręcisz: jakie wnioski nt. obliczeń kwantowych płyną z w/w Panie Kolego? ;):D
Jak zacząłeś z informacją wiedziałem, po prostu wiedziałem (niech będzie, że pozaobliczalność w grę weszła ;) ), że zaraz Dońda się pojawi. I otóż strzelba Czechowa wypaliła ;).Rzeczywiście, zaskakujące eksperymenty i ich wyniki. Ni mniej ni więcej, tylko lemowsko-dońdowska ekwiwalentność, równoważność energii-materii-informacji.
Skądinąd... warto dodać, że Dońda/Lem nie był tu prekursorem, rozwijał myśl Szilárda.
Drobne apropośniki ;):
https://physicsworld.com/a/information-converted-to-energy/
http://cat.phys.s.u-tokyo.ac.jp/~ueda/ToyobeNPHYS.pdf
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4891656/
...b. prywatnie odczuwam niejaką skłonność do owego pan-. Tj. ilekroć o tym myślę, miewam niejasne wrażenie, że coś w nim może być.)Ja też :)
Bardziej stosowny wydaje mi się następujący tryb:
Ja przedstawiłem tutaj swoją opinię na temat precyzji obliczeń kwantowych; skoro Pan Kolega nie zgadza się z moim punktem widzenia, niech zechce wytłumaczyć, dlaczego uważa go za fałszywy, oraz podeprzeć, uzasadnić swój pogląd odpowiednim cytatem/cytatami z zalinkowanego przez Pana w/w artukułu ;)
Rzeczywiście, zaskakujące eksperymenty i ich wyniki. Ni mniej ni więcej, tylko lemowsko-dońdowska ekwiwalentność, równoważność energii-materii-informacji.
Cóż da, że zacytuję rozdział 5.3.1 zlinkowanej pracy w całości? (Tam jest wszystko wyłożone jeśli chodzi o probabilistyczny mechanizm kwantowych obliczeń. Owszem, nieoznaczoność wchodzi w paradę.)Cóż, spróbuję reasumować, o ile dobrze zrozumiałem ideę. W dużym uproszczeniu: istotnie, wynik operacji logicznej w przypadku pojedyńczego kubitu jest jak najbardziej probabilistyczny. Niemniej prawdopodobieństwo „poprawnego”, „pomyślnego” wyniku różni się od „orzeł-reszkowego” 1/2 na wielkość δ > 0, czyli wynosi 1/2 + δ. Poprawny wynik jest bardziej prawdopodobny. Na tym właśnie jest oparty cały pomysł quantum computing.
Ale póki co na linii informacja-energia, nie informacja-materia jak u śwarnetyka Affidavida.A czy to nie jedno i to samo? Wszakże E=mc2
Secundo natomiast - by pesymistycznie wątku nie zakończyć - możemy się ucieszyć z wiadomości, że Chińczycy wypichcili przepis na teleportację bakteriiTaaa... stąd już całkiem niedaleko do kobiet przetelegrafowywanych ;)
https://arxiv.org/abs/1509.03763 (https://arxiv.org/abs/1509.03763)
jednocześnie prawdopodobieństwo błędu będzie maleć, dążąc do zera.
A więc, jeden do jednego :)
Proponuję remis ;)
A czy to nie jedno i to samo? Wszakże E=mc2
Taaa... stąd już całkiem niedaleko do kobiet przetelegrafowywanych ;)
"Niewłaściwe narzędzie rozumowania"...
Coś w tym jest. Zazwyczaj podchodzimy do rozstrzygnięcia dowolnego rodzaju zagadnień z uniwersalnym narzędziem - logiką Arystotelesa. W języku potocznym nazywamy ją zdrowym rozsądkiem, logiką chłopską. Istotnie, w większości przypadków, na co dzień takie podejście jest właściwe i uzasadnione. Ale czy zawsze i wszędzie? Wydaje się, że nie.
Pierwsze co przychodzi do głowy, to kwantówka. W tym zakresie zwykła formalna logika okazuje się całkowicie nieużyteczna.
Tak więc, być może, prócz wymienionych, istnieją i inne sfery, gdzie nie można zastosować logiki formalnej, „linearnej”, nie popełniając błędu metodologicznego?
Teologia, na przykład... ;) :-X
Dążenie do zera to jeszcze nie zero, i w tym mikroskopijnym pomiędzy zostanie wciąż przestrzeń dla skłonnych dzielić włos na czworo filozofów ;).W końcu muszą z czegoś żyć ;D
A ja Ci nawet wspaniałomyślnie ;) amunicji dostarczę, w postaci informacji o przymiarkach do radzenia sobie z ZN:Zdaje się, podobny eksperyment został przeprowadzony w roku 2017, w Polsce, na Uniwersytecie Warszawskim:
https://www.nature.com/articles/nphys1734
W końcu muszą z czegoś żyć ;D
Jednym słowem, całkowicie pozbyć się błędów, zarówno jak osiągnąć absolutną precyzję niepodobna, tak samo jak osiągnąć prędkość światła.
osiągnąć absolutną precyzję niepodobna
Masz ci los. A to właśnie dlaczego? :-\
Mam wrażenie, że w zakresie fizyki toczy się swoista niewidzialna wojna między zwolennikami Einsteina i Heisenberga.
Pytanie zasadnicze – czy można za pomocą układów splątanych przekazywać informację z prędkością nadświatową.
zostanie wciąż przestrzeń dla skłonnych dzielić włos na czworo filozofów ;).Duch epoki prowadzi w drugą stronę, znikają stare problemy... :)
- W końcu muszą z czegoś żyć
Chyba, że - w ramach post scarcity - będą filozofować tylko dla sportu ;).Chyba, że tak :)
Duch epoki prowadzi w drugą stronę, znikają stare problemy... :)Nie do końca wprawdzie rozumiem, co to takiego, ów pomysł darmowego rozdawnictwa pieniędzy Andrew Yanga?
Bedą inne.
https://www.yang2020.com/policies/the-freedom-dividend/ (https://www.yang2020.com/policies/the-freedom-dividend/)
W wiki są różne odniesienia kulturowe, a lemowego brakuje :-\Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony.
Półłoftop;Ładne słówko, nie ma co :)
I skoro już się wcisnąłem...
W wiki są różne odniesienia kulturowe, a lemowego brakuje :-\
Myśleć jak dinozaury Jamesa Patricka Kelly’ego(skądinąd opowiadanie, nie powieść) bazuje dosłownie na lemowym pomyśle usuwania (młotkiem) nadmiarowego egzemplarza okołoteleportacyjnego.
Spock Must Die! Jamesa Blisha
Natomiast Lem twierdzi, że to jest niemożliwe z zasady:
Nie do końca wprawdzie rozumiem, co to takiego, ów pomysł darmowego rozdawnictwa pieniędzy Andrew Yanga?
Pierwsza oznaka wspomnianej przez Q, nadciągającej epoki post scarcity?
Zmodyfikowane komunistyczne hasło „od każdego według zdolności, każdemu według potrzeb”?
Dwa w jednym, bo w zasadzie idea post scarcity wydaje się kontynuacją marksowych przewidywań nt. komunizmu. Przy czym nie odbiegamy tu od tematu zbyt daleko, albowiem "Dialogi" uchodzą między innymi za miażdżąco celną krytykę radzieckiego stylu centralnego planowania (tzw. STP), tego co to wydawał stalinowskie lodówki ;). Gdzie jednak należy dodać, iż są tacy, co zgadzają się z Lemem, że planowanie owo było wówczas skazane na klęskę z braku możliwości technicznych (uzyskiwania informacji zwrotnych m.in.), ale twierdzą, że teraz, w epoce informacji, już by się coś podobnego mogło udać.IMHO, nie mogłoby się udać. Przynajmniej jeśli pod słowem „udać się” rozumiemy „prześcignąć istniejący system w sensie wydajności gospodarki”.
IMHO, nie mogłoby się udać. Przynajmniej jeśli pod słowem „udać się” rozumiemy „prześcignąć istniejący system w sensie wydajności gospodarki”.
Ale z drugiej strony zastrzeżenie Lema dotyczy tylko scentralizowanego planowania (co ze zdecentralizowanym, bazującym na badaniach popytu na określone dobra, czy ustalaniu drogą elektronicznego głosowania priorytetów produkcyjnych?)...Eee, głosowania, badania... co tam przeciętny konsument może wiedzieć o własnych potrzebach? :)
* Jeśli kogoś interesuje w/w różnica:Zanim przejdziemy do kolejnych rozdziałów Dialogów, pozwolę sobie małą dygresję liryczną ;)
https://www.polskieradio.pl/7/163/Artykul/1957159,Nie-kazdy-gramofon-to-patefon
Eee, głosowania, badania... co tam przeciętny konsument może wiedzieć o własnych potrzebach? :)
Tym bardziej o przyszłych potrzebach?
Jedna z podstawowych, moim zdaniem, zasad kapitalizmu:
“...potrzeb wielki przemysł, jeśli jest naprawdę wielkim przemysłem, nie zaspokaja po prostu: on je stwarza!”
(S. Lem)
Skoro tak do sprawy podejdziemy, to wyjdzie na to, że kapitalizm tym tylko różni się od tzw. realnego socjalizmu, że skuteczniej potrafi wmawiać ludziom potrzeby 8).Skuteczniej wmawiać – i skuteczniej zaspokajać 8)
Z drugiej strony, intuicja podpowiada, że istnieje pewne optimum konsumpcji, po przekroczeniu którego komfort materialny staje się hamulcem rozwoju. Obrazowo rzecz ujmując, mózg obrasta w tłuszcz :)
Jeśli to, o czym pisze Lem, odpowiada rzeczywistości – a nie mam powodów wątpić w to, – znaczy, cała informacja, odebrana przez narządy zmysłów w ciągu życia, zostaje zapisana na jakimś nośniku materialnym?
Więc jak się tu z czystym sumieniem o mechanizmach ludzkiej pamięci wypowiadać? ???O mechanizmach nie będziemy dyskutować :)
Pierwszy pejper (liczę się z opcją, że czytałeś go przede mną ;) ) stawia po prostu pytanie czy mózg może być komputerem kwantowym:“Extremely well-isolated nuclear spins can store — and perhaps process — quantum information on human time scales of hours or longer,” he said. Fisher posits that phosphorus atoms — one of the most abundant elements in the body — have the requisite nuclear spin that could serve as a biochemical qubit. One of the experimental thrusts of the collaboration will be to monitor the quantum properties of phosphorus atoms, particularly entanglement between two phosphorus nuclear spins when bonded together in a molecule undergoing biochemical processes.
http://iopscience.iop.org/article/10.1088/1742-6596/839/1/012023/pdf
Która to - paląca - kwestia badana jest właśnie dość wszechstronnie w ramach projektu QuBrain:
https://www.news.ucsb.edu/2018/018840/are-we-quantum-computers
Drugi (mniemam, że może Ci przypaść do gustu takie splatanie psychologii z kwantami, choć jego autor odżegnuje się od hipotezy z poprzedniego akapitu), przez członków zasłużonego The Royal Society spłodzony, proponuje zupełnie nowe spojrzenie na kwestię wspomnień (może nie są magazynowane, może są... tworzone?):This act of recall is sometimes called "constructive" because it can change (or construct) the recalled thoughts. In this view, the memory itself is essentially created by the act of remembering.
https://royalsocietypublishing.org/doi/10.1098/rspb.2013.3056
Streszczenie:
https://phys.org/news/2014-03-quantum-theory-cognition-memories.html
Kiedy byłem dzieckiem, matka namawiała mnie do jedzenia ryb, tłumacząc, że ryby zawierają sporo fosforu, a fosfor zwiększa inteligencję. Jak się okazuje, miała rację, i to na poziomie spinowo-kwantowo-nuklearnym ;D
Nie jestem znawcą, ale czy podobne „kwantowe” podejście do procesów myślowych i pamięci nie jest poniekąd wulgaryzacją idei kwantowej świadomości? ::)
No, mi też mamusia kazała, uzasadniając jw.Przypuszczam, żeś słuchał się mamusi, jadł ryby, i właśnie dlatego jesteś aż taki mądry :)
Lecz zarazem jednak - nawet bardziej - serio, by pokazać, że wytłumaczenie pewnych spraw może być inne niż zakładamy (nie wiem czy takie, jak zakładają autorzy w/w pracy, ale równie nieoczekiwane, i proste zarazem).Nieoczekiwane, a zarazem proste wytłumaczenie... hm. Zbyt dobrze to brzmi, aby mogło być prawdą.
Za czym idzie pytanie - czemu mózg, skoro nie da się go zaliczyć do chodzących na krzemie komputerów klasycznych, ma być akurat komputerem kwantowym? Może jest komputerem trzeciego typu (mózgiem galaretycznym ;) )?Cerebrum galaretycae Q. ;D
ps. A propos mózgu jako komputera (tj. tego, na ile uprawnione jest takie go kwalifikowanie) trochę rozważań takiego pana:Cóż, nawet abstrahując chwilowo od „algorytmiczności” i kompletności Turinga, pod pewnym kątem widzenia mózg wykazuje wprost uderzające podobieństwo do komputera. Weźmy pobudliwość neuronów.
https://medium.com/the-spike/yes-the-brain-is-a-computer-11f630cad736
Przypuszczam, żeś słuchał się mamusi, jadł ryby
Nieoczekiwane, a zarazem proste wytłumaczenie... hm. Zbyt dobrze to brzmi, aby mogło być prawdą.
Nieoczekiwane zazwyczaj jest zawiłe i nad miarę skomplikowane, jak jedenastowymiarowa kwantowa grawitacja; natomiast proste wytłumaczenie najczęściej okazuje się strzałem w płot.
Cerebrum galaretycae Q. ;D
analogowy lub cyfrowy, a ten ostatni, z kolei, klasyczny albo kwantowy
Ech, powodujesz, że wracam myślami do jedzonych przed laty smażonych na złoto paluszków rybnych.Mmm... smacznie opowiadasz. Można zachłysnąć się śliną :)
/.../
ale panierka, panierka była boska! ;)
Cóż, jak Ty masz pewną jazdę na punkcie matematycznej elegencji w fizyce, tak i ja mam podobną. Choć stan współczesnej matematyki i fizyki zdaje się temu przeczyć, prywatnie skłonny jestem sądzić, że najdonioślejsze prawa da się przedstawić za pomocą najprostszych wzorów (ogranymi przykładami E = mc2 czy równanie opisujące zbiór Mandelbrota).Cóż, ja też tak sądzę. Ściślej – intuicja tak podpowiada.
Oczywiście mogę się mylić.
Tylko, że w wypadku analogowych i klasycznych cyfrowych zawsze mamy do czynienia z bitami - 1 lub 0, tak lub nie, a i kwantowe - o czym niedawno mówiliśmy - mimo całego zamieszania po drodze ostatecznie dążą do stanu praktycznie tak lub praktycznie nie, tymczasem mózg ludzki - choć to on wymyślił logikę klasyczną, i mimo tego, co przytaczasz nt. neuronów - potrafi być za a nawet przeciw (co zresztą i na niniejszym Forum nieraz bywało widać ;) ).Małe, czysto formalne zastrzeżenie: w wypadku maszyn analogowych nie mamy do czynienia z bitami. Bit – jednostka binarna, logiczna, cyfrowa, właśnie „0” lub „1”. Podczas gdy komputery analogowe oparte są na sygnalach ciągłych, przyjmujących, mówiąc obrazowo, dowolne znaczenia między zerem a jedynką.
Mmm... smacznie opowiadasz. Można zachłysnąć się śliną :)
oto dość ciekawy artykulik, dotyczący ww. równania, rekurencji, fraktalów itp. Z podtekstem nieco filozoficznym:
https://www.granicenauki.pl/gdzie-jest-zbior-mandelbrota-26869
Skoro już zaszła mowa o elegancji matematycznej, nie mogę pominąć milczeniem jeden z najdziwniejszych i najpiękniejszych, moim zdaniem, – wzór Eulera:
(https://cdn.mos.cms.futurecdn.net/BT4GR5JKJJTudF6kUGEqg7.jpg)
Wstrząsająco, prawda? Jedno krótkie równanie zawiera dwie w pewnym sensie podstawowe liczby irracjonalne i transcendentalne, jednostkę urojoną oraz zero i jedynkę.
/.../
Istnieje legenda, że podczas dyskusji z Diderotem w obecności cesarzowej Katarzyny II Euler podał ten właśnie wzór jako dowód na istnienie Boga. Podobno oponent nie potrafił replikować...
Małe, czysto formalne zastrzeżenie: w wypadku maszyn analogowych nie mamy do czynienia z bitami. Bit – jednostka binarna, logiczna, cyfrowa, właśnie „0” lub „1”. Podczas gdy komputery analogowe oparte są na sygnalach ciągłych, przyjmujących, mówiąc obrazowo, dowolne znaczenia między zerem a jedynką.
Owszem, istnieje twierdzenie Shannona-Kotielnikowa, i każdy sygnal analogowy po procedurze dyskretyzacji i kwantyzacji da się przedstawić w formie cyfrowej, jako ciąg zer i jedynek.
A co do zdolności mózgu być za a nawet przeciw
Taki przykład: komputer szachowy – maszyna cyfrowa, o wiele prostsza od mózgu – kilkakrotnie rozgrywając jedną i tę samą partię, na ogół nie powtarza te same posunięcia. IMHO, to też może być skutkiem owej nieodwracalności termodynamicznej. A zarazem, być może, załążkiem tej...jak jej tam...wolnej woli 8)
Zdaje się, że był już linkowany, chyba nawet przeze mnie (https://forum.lem.pl/index.php?topic=1570.msg74646#msg74646) ;).O, śrubka! :)
Lecimy dalej, Panie Pilocie? ;)Rozkaz, Panie Dowódco eskadry! ;)
Rozkaz, Panie Dowódco eskadry! ;)
...taką świeżutką pracę z Cambridge rodem:The ‘clock time’ that unites all the live flow systems, animate and inanimate, is measurable. The day–night period lasts 24 hours on all watches, wall clocks and bell towers. Yet, physical time is not mind time. The time that you perceive is not the same as the time perceived by another. Why? Because the young mind receives more images during one day than the same mind in old age. Said another way, if the lifespan is measured in terms of the number of images perceived during life, then the frequency of mental images at young age is greater than in old age.
https://www.cambridge.org/core/journals/european-review/article/why-the-days-seem-shorter-as-we-get-older/2CB8EC9B0B30537230C7442B826E42F1
Ale - choć z uczonymi z uniwersytetu o takiej renomie dyskutować nie wypada - z własnego doświadczenia zupełnie nie mogę powiedzieć bym czuł, że dni mi z wiekiem szybciej mijają...Przypuszczam, to dlatego, że jesteś taki diabelnie młody ;D
Ale stąd wypływa jeszcze jeden wniosek. A mianowicie, że z punktu widzenia subiektywnej trwałości życia podobno opłaca się być głupcem i nieukiem. Ze względu na mniej skomplikowaną i mniej rozgalęzioną sieć mózgową, czyli mniejszą wartość L :)
Słowem, kto rozwija swoją sieć, kto mnoży wiedzę, ten nie tylko mnoży smutek, a i w pewnym sensie skraca sobie drogę do grobu ::) ;)
Przypuszczam, to dlatego, że jesteś taki diabelnie młody ;D
Z drugiej strony - kto nie rozwija sieci jak głupi był, tak głupi umiera, więc coś za coś ;).Coś za coś?
Swoją drogą... Mowa jest tam o mentalnych obrazach, bodźcach wizualnych, itd. Ciekawe więc czy ktoś badał jak to wygląda u niewidomych?Jak wygląda – co? Subiektywny upływ czasu czy obrazy mentalne?
Nawiasem... skoro o pamięci wzrokowej mówimy... znasz te badania?Nie znam. To znaczy, teraz już znam :)
https://www.pnas.org/content/105/38/14325
A już myślałem, iż dlatego, że jestem głupcem i nieukiem ;D ;D ;D.;D
Zasada Dunninga-Krugera.
Idiota, zwłaszcza skończony, jeśli mu pan to tylko zaproponuje, gotów z miejsca zostać prezydentem USA.
Khm...taaa...eee... :-X ;)
Jak wygląda – co? Subiektywny upływ czasu czy obrazy mentalne?
http://biorxiv.org/cgi/reprint/172387v3In recent decades, predominant models of human time perception have been based on the presumed existence of neural processes that continually track physical time - so called pacemakers - similar to the system clock of a computer. Clear neural evidence for pacemakers at psychologically-relevant timescales has not been forthcoming and so alternative approaches have been suggested. The leading alternative proposal is the network-state dependent model of time perception, which proposes that time is tracked by the natural temporal dynamics of neural processing within any given network.
Ciekaw jestem, czy przeprowadzano kiedykolwiek podobne badania nad pacjentami w komorze deprywacyjnej?A jakże. :)
Ciekaw jestem, czy przeprowadzano kiedykolwiek podobne badania nad pacjentami w komorze deprywacyjnej?
...w nawiązaniu do krótkiego kursu idiomów polskich...Wszakże jesteśmy ludźmi z tamtej epoki :)
Ale tylko ogólnie, bo szczególnie to siada a nawet dwie muchy w dodatku ze skutkiem katastrofalnym, ale to w innym opowiadaniu o Pirxie.Test? :)
"Krótki kurs" to aluzja do towarzysza Stalina i "krótkiego kursu historii wkp(b)", co?Krótko, by nie przedłużać oftopu w ciekawym dialogu - 2 X tak!
Test?
Coś dla miłośników łamigłówek :)
http://www.math.uni.wroc.pl/~kisiel/Analiza%20Dialogow%20Lema.pdf (http://www.math.uni.wroc.pl/~kisiel/Analiza%20Dialogow%20Lema.pdf)
Eetam, Lem stoi na gruncie zdrowego scjentyzmu, a profesor K. mało oryginalnie mistycyzuje* (może jest jakiś czynnik, o którym nie wiemy - skąd niedaleko do Boga Dziur i Czajniczka), bo najwidoczniej zanieść nie może myśli, że jego cenne "ja" do atomów da się zredukować ("nas, których nie zadowala takie „wyjaśnienie”", etc.). Że ładnie ubiera to w słowa - to inna rzecz.
* Trochę jakby ze snergowska, sugerując bowiem istnienie duszy, ale materialnej.
Mnie chodziło o to, że powinno się maksymalnie precyzyjnie rekonstruować argumentację. Po tak wykonanej pracy można rzeczowo polemizować, wskazując dokładnie, który krok uważamy za nieuprawniony i dlaczego.
Po pierwsze - "czynnik, o którym nie wiemy" w ogóle nie musi oznaczać transcendencji (przykłady takich nietranscendentnych czynników mogę chyba pominąć, historia nauki zna ich krocie).
Przecież - i tu powołuję się też na autorytet Patrona forum - żadnych atomów nie ma! To, co nazywamy atomem, nie jest tak naprawdę atomem, skoro jest podzielne.
Redukcja "ja" do atomów to czystej wody dogmatyzm.
Przecież to contradictio in adiecto ;D
W świetle obecnej wiedzy wystarczy przenieść słówko ἄτομος jeden poziom w dół.Czy wystarczy? Zgodnie z nowomodną strunówką, cząstki elementarne wcale nie są elementarne, bo w ogóle nie istnieją. A to co my subiektywnie odbieramy jako cząstki, materię, jest w istocie rezultatem drgań jeszcze bardziej elementarnych superstrun i bran. I tak prawdopodobnie ad infinitum.
Ukazanie się teorii względności i w szczególności kwantówki chyba udowodniło, że na pewnym poziomie wiedzy argumenty logiki (binarnej) i tzw. "zdrowego rozsądku" nie są już rozstrzygające.
Więc czy właściwe jest stosowanie tych argumentów wobec tak subtelnych i mało zbadanych zjawisk jak (samo)świadomość, osobowość, własne "ja", itp.?
Czy wystarczy?
Niby tak, ale i w takim wydaniu wygląda to na wprowadzanie mocno hipotetycznych, i właściwie niekoniecznych, elementów układanki, no i na - powtórzę się poniekąd - pyszałkowate, a przy tym nieco bezsensowne*, odrzucanie redukcjonizmu.
* Bo nie do końca rozumiem dlaczego składanie się z atomów ma być be, a składanie się z czegoś nieznanego - cacy. Takie wybrzydzanie w rodzajach budulca pachnie jakimś fizyczno-filozoficznym hipsteryzmem ;).
Tu - gwoli uczciwości - przyjdzie przypomnieć, że Lem się z tez zawartych w omawianym przez profesora K. fragmencie "Dialogów" wycofał, ale nie ze względu na jakieś nieznane czynniki, a na to, że usiłował sprawy kwantowej teleportacji mierzyć miarą makroskopowego zdrowego rozsądku właśnie.
W świetle obecnej wiedzy wystarczy przenieść słówko ἄτομος jeden poziom w dół. Choć zatrzymanie się na poziomie atomów-w-używanym-dziś-znaczeniu, też ma pewien sens, te kuleczki ;) to dolna granica tego, co jesteśmy w stanie oglądać (no, w pewnym sensie oglądać):
https://wiadomosci.dziennik.pl/nauka/artykuly/69077,pod-tym-mikroskopem-mozna-ogladac-atomy.html
Zważywszy na to, że o świecie przytłaczająco więcej nie wiemy, niż wiemy, uwzględnianie "nieznanych czynników" jest czymś jak najbardziej naturalnym. Czy w postulowaniu takich hipotetycznych bytów jak ciemna materia i ciemna energia jest jakaś pycha? Tu nie idzie o wybrzydzanie, tylko o pokorę wobec złożoności świata i ludzkiej niewiedzy.
Z tym bym się nie zgodził, ponieważ logika kwantowa ma zastosowanie do rzeczywistości kwantów, a nie do "naszego" rzędu wielkości, jak to ilustruje anegdotka czy raczej paradoks z pewnym kotem w roli głównej.
Tylko dlaczego mielibyśmy redukować tylko do tego, co postrzegalne zmysłowo za pomocą przyrządów?
Reasumując - moje osobiste "ja" pozwolę zredukować do pojęć pierwotnych dowolnej teorii naukowej, która w zadowalający sposób wyjaśni życie tego "ja".
Teoria atomów jest na to za słaba.
Tylko, że ciemne materie i energie (które mogą się zresztą okazać fałszywymi hipotezami, wyjaśnienie może być prostsze) wynikają z bardzo określonych modeli teoretycznych, tymczasem tu hipotetyczne byty można wprowadzać tylko na zasadzie pełnej dowolności, bo ani nie wiadomo jak (i dlaczego właśnie w taki sposób) miałyby wyglądać, ani czy w ogóle są potrzebne (nie ma tak jasnych, jak w wypadku w/w ciemnych ;), przesłanek sugerujących konieczność ich wprowadzenia).
A, nie wiadomo. Są hipotezy, że superpozycje zachodzą we wszelkich skalach, tylko te obiektów makroskopowych trwają zbyt krótko (dla kota średnich rozmiarów miało to być bodaj ~10-37 s, jeśli dobrze pamiętam), by dało się je dostrzec.
Przy czym tu chodziło o to, że tożsamość, czy też identyczność, i o poziom kwantowy zahaczy - wszystkie spiny muszą być takie same.
Tylko dlaczego mielibyśmy redukować tylko do tego, co postrzegalne zmysłowo za pomocą przyrządów?
Bo alternatywą jest redukowanie się do dowolnych tworów fantazji, słabo (jeśli w ogóle) zakorzenionych w rzeczywistości?
Jest całkiem prawdopodobne, że odpowiedzi leżą na wyższych - nie niższych - poziomach. Że nie w świecie kwantów, a - z atomów złożonych - struktur mózgu należy ich szukać.
Nie wynikają, tak samo jak nieznany księżyc wpływający na ruch odległej planety nie wynika z teorii grawitacji. Rozsądniej (i wygodniej) jest postulować istnienie księżyca, o którym póki co nic nie wiemy, niż grzebać czy przerabiać teorię.
I tu jest podobnie - postuluje się istnienie ciemnej materii i ciemnej energii, żeby wyjaśnić dane otrzymane w doświadczeniach.
Autor nie wprowadza żadnych bytów dowolnie, nie wprowadza niczego. Stwierdza tylko niewystarczalność atomizmu.
Tylko jeżeli nie da się ich zweryfikować doświadczalnie, to po co sobie zawracać nimi głowę?
W porządku, ale to nie oznacza, że gdy mówimy o ciałach i ich kopiach, to powinniśmy stosować jakąś inną logikę niż klasyczna.
To jest - tu się już powtarzam - problem braku adekwatnej teorii
A dlaczego od razu tak? Cząstki elementarnej też nie zobaczysz za pomocą przyrządów. Nikt nigdy nie widział np. elektronu. To są też byty postulowane, pojęcia teorii, która ma moc wyjaśniającą i predykcyjną, i ta moc czy zdolność odróżnia teorie naukowe od teorii pseudonaukowych czy nienaukowych.
Dopóki jednak teorii nie ma, to i z redukowaniem nie ma co się spieszyć. Bo na jakiej podstawie niby?
Powiedzieć: świadomość można zredukować do atomów, oznacza tyle, co powiedzieć: atomistyczna teoria T w pełni wyjaśnia naukowo zjawisko świadomości.
Powiedzieć: świadomość można zredukować do atomów, oznacza tyle, co powiedzieć: atomistyczna teoria T w pełni wyjaśnia naukowo zjawisko świadomości.
Albo też: zjawisko owo wyjaśnią teorie neurofizjologiczne, biochemiczne i biofizyczne, dające się w ostatecznym rachunku zredukować do teorii atomistycznej.
już wymachujesz brzytwą Ockhama w kierunku tych, którzy sugerują, że teorii T w ramach atomizmu nie da się stworzyć
Może się nie da, może się da, ale - i to jest kluczowe - dopóki T nie ma, to redukcjonizm jest nieuzasadniony.
W XIX wieku też sądzono, że pewne zjawiska (faktycznie: wszystkie zjawiska, ale dla uwypuklenia analogii osłabiam to stwierdzenie) da się zredukować do pojęć podstawowych mechaniki klasycznej, jeszcze zanim stworzono stosowne teorie. Podejmowano takie próby dość długo, ale bez powodzenia, i ostatecznie trzeba było jednak przyznać, że np. zjawisk optycznych nie da się opisać w paradygmacie mechaniki klasycznej.
już wymachujesz brzytwą Ockhama w kierunku tych, którzy sugerują, że teorii T w ramach atomizmu nie da się stworzyć
Już wymachuję, bo taka jej (być może niewdzięczna) rola. Jak długo nie udowodnią, że za uprawianym przez nich mnożeniem bytów stoi konieczność, że prościej wyjaśnić pewnych spraw się nie da, tak długo Brzytwa będzie chlastała ich hipotezy.
Może się nie da, może się da, ale - i to jest kluczowe - dopóki T nie ma, to redukcjonizm jest nieuzasadniony.
Otóż nie. Brzytewka - z zasady - służy unikaniu podobnych równoważności*. Jej drugie imię ;) to preferowanie najprostszych (potencjalnych) rozwiązań. A trzecie - swoisty konserwatyzm. Więc - jak w poprzednim akapicie ;). (Co, oczywiście, nie znaczy, że antyredukcjonistycznych hipotez stawiać i weryfikować nie można, ale ich miejsce - póki się nie uwiarygodnią - jest w poczekalni Gmachu Poznania, gdzie pełno rozmaitej barwnej hałastry ;), nie na jego salonach. Redukcjonizmu - przeciwnie, aczkolwiek dopóki T nie ma, nie może być pewien, że z tych salonów go nie wyproszą.)
* Inaczej - jak długo ktoś bezsprzecznie nie dowiedzie, że kosmici nie lądowali na Ziemi przed wiekami - musielibyśmy traktować b. serio hipotezy Dänikena, a do czasu stworzenia GUT (minimum: konkluzywnej QG) - teorię inteligentnego spadania.
Nawiasem: zakładam, że znasz "Zdumiewającą hipotezę" Cricka?
W XIX wieku też sądzono, że pewne zjawiska (faktycznie: wszystkie zjawiska, ale dla uwypuklenia analogii osłabiam to stwierdzenie) da się zredukować do pojęć podstawowych mechaniki klasycznej, jeszcze zanim stworzono stosowne teorie. Podejmowano takie próby dość długo, ale bez powodzenia, i ostatecznie trzeba było jednak przyznać, że np. zjawisk optycznych nie da się opisać w paradygmacie mechaniki klasycznej.
I było to poprawne metodologicznie, wbrew pozorom. Resztę niech dopowiedzą Strugaccy ustami swojego bohatera ;):
https://forum.lem.pl/index.php?topic=407.msg43334#msg43334
(Znaczy: wyjaśnienia bardziej... malownicze bywają czasem prawdziwe, ale nie od nich należy zaczynać.)
To czemu nie pochlastasz atomizmu, tylko go dopuszczasz? Na razie nikt nie udowodnił, że atomizm jest konieczny dla wyjaśnienia zjawisk świadomości.
Gdyby konsekwentnie zastosować twój postulat, to w ogóle nauki by nie było, bo żaden naukowiec nie przedstawia dowodów, że prościej się nie da.
Danikena odrzucamy nie dlatego, że stworzył nazbyt bogatą teorię naukową, tylko dlatego, że jest szarlatanem.
Hipoteza Cricka o panspermii ukierunkowanej (nie wiem, czy do tego pijesz, czytałem tylko jedną książkę popularnonaukową Cricka, miała chyba inny tytuł, ale traktowała właśnie o tym)
Praca naukowa w ogólnie przyjętym paradygmacie była jak najbardziej działaniem sensownym.
Jednak twierdzenie, że ten paradygmat jest ostateczny, było uroszczeniem.
Całe szczęście, że Einstein po prostu zajął się tworzeniem teorii grawitacji, zamiast poszukiwać dowodu na to, że nie da się wyjaśnić grawitacji w ramach mechniki klasycznej, bo wtedy nie mielibyśmy ani teorii grawitacji, ani dowodu ;D A trzeba pamiętać, że na empiryczne potwierdzenie OTW trzeba było trochę poczekać.
BTW. Dobrze zgaduję, że w cywilu jesteś filozofem?
Jak rozumieć "w cywilu"?
Filozofię studiowałem kiedyś na uniwersytecie, ale to było stosunkowo dawno.