Matko, ale ja przeciez nigdzie nie wartosciuje! <olaboga>
Nie uwazam beletrystyki za gorszy rodzaj literatury, bron Boze. Poprostu ja nie nadaje sie do beletrystyki (tlumaczylem dlaczego w jednym z pierwszych moich postow).
Sa rozne rodzaje literatury do roznych celow. Beletrystyka dla rozrywki, ksiazki naukowe dla rozwoju powiedzmy zawodowego. Jedne nadaja sie do tego do czego inne nijak. I jesli popatrzymy na ksiazki Lema jako na ksiazki naukowe to oczywiscie jest tam przerost formy bo de facto wlasnie o forme w nich chodzi. To o czym mowimy to to, ze w ogole mozna spojrzec na nie jak na ksiazki naukowe.
A jeszcze do tekstu Luca'ego (ciezki nick jak dla faceta
).
"Beletrystyka Lema oparta jest na wielu jego świetnych pomysłach i przede wszystkim dlatego jest tak dobra."
Czy sie z tym nie zgadzasz? Lem zachwycil Cie zdolnosciami literackimi, pieknymi epitetami czy czymstam a tresc splynela jak po kaczce? Czy wartoscia Solaris czy Glosu Pana nie jest przedstawienie problemu zycia w kosmosie i zmuszenie do przemyslen na ten temat? Czy tym co interesujace w Niezwyciezonym nie jest poruszenie tematu ewolucji nieorganicznej? Czy wartoscia Pirxa nie jest zastanawianie sie nad natura czlowieka?
"W Summie można znaleźć kompilację wszystkich tych pomysłów i znacznie więcej - wyłożone kawa na ławę."
A to wlasnie cala prawda. W ksiazkach o ktorych pisalem wyzej sa rozne pomysly, jeden tu, drugi tam. W Summie jest wszystko, bez niedomowien i miejsca na wyobraznie. Wytlumaczone jak w podreczniku do fizyki. W dodatku dopracowane tak, ze jest sie w stanie uwierzyc, ba, moze nawet jest sie przekonanym ze o tym samym beda mowily wlasnie podreczniki do fizyki za lat 100 i za lat 1000.
I powiem tak. Jesli o mnie chodzi to idealnym rozwiazaniem, tj. dajacym najwiecej przyjemnosci, bylo by czytanie wszystkich ksiazek Lema i na koncu przeczytanie Summy. Dlaczego? Dlatego ze jak przeczyta sie Summe to potem wiele rzeczy juz nie zaskoczy w innych ksiazkach.
Podam przyklad na mnie.
Kiedys tam przeczytalem Niezwyciezonego. Zachwycil mnie pomysl ewolucji nieorganicznej. Ksiazka budowala caly czas napiecie w stylu "co to ich tam zabija" i na koncu "wszystko sie wyjasnialo", tylko wyjasnialo sie w taki sposob, ze zatykalo
bo samemu wpasc na taki pomysl nie byl bym w stanie.
W Summie temat ewolucji nieorganicznej jest oczywiscie poruszany rowniez, i to bardzo obszernie, bo jak wiecie Lem i ewolucja to jedno. Owszem, czytajac Summe ten pomysl zachwyci rownie mocno, wlasciwie mocniej przez swa szczegolowosc, ale potem Niezwyciezony nie zaskoczy juz niczym, i dla mnie przynajmniej, bedzie tylko milym spedzeniem czasu a nie ksiazka ktora zmienia sposob patrzenia na rozne rzeczy.
Nie czytalem duzo Lema ale tez odnosze wrazenie, ze w Summie zawarte jest poprostu wszystko o literaturze Lema. Jest suchym podrecznikiem pomyslow Lema. Nie jest uprzyjemniaczem czasu, jest brutalnym, precyzyjnym i oschlym jak to powiedzial Luca "wylozeniem kawy na lawe". Jedni to lubia inni nie. Ja lubie
Aha, nie odbieraj prosze mojego posta jako agresywna zaczepke. Moje zdolnosci pisarskie sa takie, ze czesto "brzmie" inaczej niz bym chcial i tak jest i tutaj.
Napisalem tak duzo bo poprostu chetnie bym na ten temat podyskutowal. Dlugo czekalem na ta dyskusje bo Summa zachwycila mnie tak samo jak Luca'e (wow! jaka konstrukcja). Do tej pory jednak czulem sie jakbym byl jedynym na forum ktory tak czuje - nikt w kazdym razie tematu nie podlapal. Teraz licze ze ktos podlapie bo dyskutuje sie najlepiej jak sa dwie strony. Chetnie dlatego poslucham opinii innych, rowniez tych mniej albo wcale zachwyconych ksiazka.