No tak, ale po prawdzie, odrzucając propagandę... wojna to taki czas, że wszelkie szumowiny i najgorsze instynkty dochodzą do głosu. Sąsiad sąsiadowi łeb (wreszcie) obcina siekierą i gwałci córkę bo jego kot zjadł mu gołębia. Nie obrażając ludzi, którzy wówczas się poświęcają, udowadniając sens człowieczeństwa i heroicznie broniąc go. Do tego dochodzą zachowania w grupie, podporządkowanie się przywództwu (czy inaczej można być w wojsku?). To jak była dyskusja o Jaruzelskim, i mówiłem, że trudno mi go oceniać, bo ile ja jaruzeli w życiu przeżyłem, 0,1 czy 0,02? Co może człowiek jak my wiedzieć o życiu w sytuacji, kiedy każde prztyknięcie pod butem to może być spotkanie z Ojcem albo przepustka do dwóch zgrabnych protez pomijając niebyt seksualny? My jesteśmy w trudnej sytuacji, bo u nas jest silna propaganda żołnierza wrześniowego albo akowca-bohatera. Ale jak się poczyta takiego "Egzekutora" Dębskiego czy posłucha o niedawnej sytuacji, jak to koledzy wykluczyło 90-paro bodaj letniego akowca z koła AK - bo powiedział prawdę - to rzecz wygląda inaczej. Przy pełnej świadomości, że o człowieczeństwie świadczy postawa rotmistrza Pileckiego a nie jakiegoś gnoja, który wykończył niewinnego człowieka pod pretekstem kolaboracji, bo mu się jego żona podobała... Ale których jest więcej? Czego jest więcej - zła czy dobra w wojnie? Przy tym ja uważam, że wojsko jest obecnie bezwzględnie potrzebne a wojna to niestety jedyny skuteczny sposób, wciąż jeszcze, w pewnych sytuacjach. I znam porządnych wojskowych, także takich, którzy właśnie teraz jadą transporterem i się zastanawiają, czy to będzie IED czy zabłąkana kula, wypruta półtora kilometra wcześniej na ślepo... Albo składają się do strzału z wkbw... z nadzieją, że luneta nie błysnęła...