Zacznę od tego, że skoro
maziek się tłumaczył
to mnie korona z głowy nie spadnie
. A zatem tytułem wyjaśnienia: nigdy nie uważałem Cię za idiotę, kretyna ani nic z tych rzeczy, zaś dyskusja z Tobą zdaje się być całkiem sympatyczna... Zwłaszcza, że choć w wiadome hipotezy nie wierzę (tzn. uważam, że w świetle obecnych dowodów są niekonieczne), to zawsze je lubiłem czytać. (Np. ta praca Sitchina, która linkowałem, aż szkoda, że to - raczej
- bajka...)
Uhmm nie wiem, gdzie to "przypiąć"
TU pasuje.
Dostepne z różnych źródeł, sens oceńcie sami, czekam na komentarze
http://www.agoracosmopolitan.com/home/Frontpage/2007/01/08/01288.html
Powiem tak: jeśłi niezależne badania to potwierdzą, a artykuł na ten temat pojawi sie w "Nature" albo "Science" ("Scientific American" od biedy
też moze być). To z największą przyjemnością przyjmę hipotezę paleokontaktu. Kłopot tylko w tym, że nie tylko w poważnej prasie naukowej o tym głucho, lecz i na stronie
Human Genome Project nic nie piszą ani o tym "odkryciu", ani o jakimkolwiek doktorze Samie Changu, a to niestety każe mi podejrzewać humbug...
Swoją drogą, wspominana przeze mnie historia o
Dropa byłaby dla mnie przekonującym, jednoznacznym, dowodem i ucieszyłem się kiedy przeczytałem o tym (i to nawet w oryginale, Matka moja goszcząc bowiem w Sowietskim Sojuzie
nabyła przypadkiem ten numer "Sputnika"). Jednak potem okazało się, że w Chinach nikt o takich naukowcach (ani instytucjach) nie słyszał. Do sławetnych dysków nie daje się dotrzeć. Zaś sam autor artykułu Wiaczesław Zajcew (jak najbardziej naukowiec zresztą) skończył w szpitalu psychiatrycznym (i teraz pytanie: czy - jak chcą astroarcheolodzy - jako dysydent, czy ze zgoła innych powodów?) I tak to właśnie jest. Z tymi dowodami wiadomej hipotezy - dostajemy albo rzeczy, które daje się interpretować na wiele sposobów, albo sensacyjne historie, które po dokładniejszym zbadaniu okazują się fałszywymi (a przynajmniej niepotwierdzonymi niczym) opowieściami.
Daj mi do ręki publikację z poważnej naukowej gazety niezbicie dowodzącą hipotezy paleokontaktu, lub jeszcze lepiej dysk Dropa z certyfikatem autentyczności
, a uwierzę. (I to z przyjemnością, bo swoisty urok tej hiotezy już dawno skłoniłby mnie do jej przyjęcia gdybym kierował się mulderowskim mottem
"I want to belive", nie zaś sceptyczną analizą danych.)