Hey, to ja dla przykładu o Solaris i człowieku subiektywnie:
Ocean obcy jest i ho ho. I co drugi rozdział o oceanie, co niby do niczego niepodobny - no nie? No niby. I symetriady i długonie i masa innych cudów. Ekstra! Nieludzkie, jak 150. Dopóki się nie pomyśli, co się dzieje na przykład w umyśle człowieka z chorobą maniakalno-depresyjną w fazie maniakalnej. Szalona gonitwa pomysłów - tak szybka, taka hiper i taka bezsensowna - niepodporządkowana żadnemu celowi. Nadaktywny umysł produkuje coś jak symetriady i takie inne tam... urzekające superskomplikowane konstrukty... tylko problem w tym, że dla otoczenia niepojęte - bezsensowne.
A potem - jak się ocean komunikuje? Nie da rady przekazem słownym. To co robi? Materializuje ludziom ich poukrywane monomanie i wyrzuty sumienia. Mówi symbolami, obrazami, niebezpośrednio, aluzyjnie, dookoła i skuteczniej niż słowami. Tak samo komunikują się autycy i ludzie, którzy jeszcze się za dobrze nie znają. Nie przyjdzie Ci i nie powie w twarz: "Spadaj!", tylko zrobi coś takiego, że zrozumiesz, o co chodzi, chociaż bardzo niebezpośrednio.
Czy Lemowi między innymi nie mogło chodzić o opisanie obcości, na jaką często się wśród ludzi na codzień natykamy? Czemu opisów zderzeń z obcymi cywilizacjami, tych wszystkich dytyrambów o niemożności skomunikowania się z odmiennymi umysłowościami nie odczytywać u Lema jako odzwierciedlenia wyjątkowego nieznośnego wyobcowania, które czasem się każdemu zdarza, kiedy widzi, jak odmiennie nawet bliscy ludzie potrafią podchodzić do świata? Howgh.