Na planecie - to znaczy gdzie? Na Ziemi? Konkret proszę, bo nie pomnę.
Miszcza mi tu będzie poprawiał (i jeszcze mi w głowie tworzył wizje Kelvina na pontonie na solaryjskim Oceonie
)
. Na tej stacji solaryjskiej konkretnie.
Nie naśmiewam się, ale generalnie to są odpadki .
No, są. Ale odpadek Tarkowskiego może być artystyczne więcej wart niż całe filmy różnych Abramsów
.
(Poza tym: naprawdę się ucieszyłem widząc tę rakietę
.)
aha, kto nie oglądał nowego ghost in the shell, daję 10/10
Ja oglądał
.
Najpierw powtórzyłem sobie klasycznego "
GITS-a
". Wizualnie i muzycznie to wciąż jest arcydzieło. W warstwie technologicznej szczególnego postarzenia filmu również nie widać
*.
Tematycznie... Co tu można po raz kolejny o tematyce tego klasyka SF bez popadania w banał? Wypada chyba tylko zauważyć, że film ten jest w pewnym stopniu duchowym spadkobiercą "Blade Runnera" - fabrykowane wspomnienia, centralna postać zadająca sobie pytanie kim jest (gdzie finalne sceny każą podejrzewać maszynę ścigającą inną maszynę), motyw lalki, współpracownik błyskający w finale wykraczającą poza zawodowe reguły wspaniałomyślnością - to są nawiązania wprost.
Jeśli mógłbym coś skrytykować to - pachnący "Dwustuletnim człowiekiem" Asimova i pewnymi podwątkami historii
startrekowego Daty - motyw maszyny zdającej się zazdrościć ludziom i jakby skłonnej naśladować - z wyboru - ich, wynikłe z biologii, słabości.
Specyficzny jest też, w niektórych scenach, sposób mówienia/rozmawiania bohaterów, ale to efekt nałożenia kilku spraw: po pierwsze - jak z treści wynika - bohaterowie to cyborgi ze
wspomaganymi mózgami, co ma prawo przekładać się na nieco inny, niż obecny, ludzki, modus myślenia i wyrażania tych myśli; po drugie - trochę to i kwestia konwencji (której do recytacji bohaterów "Na Srebrnym Globie" Żuławskiego i tak dość daleko; Oshii pod tym względem znacznie mniej wymaga od widza), po trzecie - dochodzi sprawa tłumaczenia (zarówno amerykański dubbing, jak i jego - jeszcze gorsze i bardziej drewniane - polskie przekłady, bywały krytykowane, w oryginale jest ponoć znacznie lepiej). Przy czym czepiłbym się - wbrew pozorom - nie tego, że dialogi potrafią się w pewnych miejscach ocierać o
infodump i drętwotę, a raczej tego, że występują w sumie w ilościach śladowych, nie jest to - szczęśliwie -
blockbuster, ale i nie jest też film zbyt rozgadany, dominują jednak (nieprzegięte) sceny akcji, trochę szkoda - chętnie poznałbym z ekranu ichni sposób
definiowania duszy np.
Zasadniczo, jednak, wciąż jest to jeden z najwybitniejszych filmów SF jakie powstały, do którego warto wielokrotnie wracać, smakując doznania estetyczne. (Bo strona wizualna i podteksty są tu znacząco istotniejsze niż prosta, acz nie - b. głupia, to nie Hollywood, zwł. obecne - fabuła.) To jest właśnie ten typ kina - do wielokrotnego, trochę sennego, oglądania, nie - wciągająca emocjonalnie rewolwerówka, która zrobi wielkie wrażenie przy pierwszym obejrzeniu, ale wrażenie to ulotni się po 5 minutach i więcej nie powróci, a i o samym filmie rychło się zapomni.
(Aha: z takich b. prywatnych, niezobowiązujących skojarzeń: rządowo-korporacyjne machinacje intelektroniczne przypomniały mi jakoś pewne watki tła "Testu pilota Pirxa", a sposób w jaki cyborgiczny doktor Willis korzystał z klawiatury i przeglądał dane - podobne sceny z udziałem wspomnianego już Daty.)
Potem udałem się do kina na film amerykański...
Powiem tak, wizualnie i technicznie (wracamy do sprawy klasycznych efektów) jest to majstersztyk jakiego od lat kino SF nie zrodziło. Po prostu chce się chłonąć oczami ten świat. I cieszmy się tym.
Scenariusz... No... jest... Ale wspominany tu "TRON 2" również scenariuszowo nie błyszczał, a stał się
kultowy. Ba, czy pierwszy "Obcy" jaśniał pod tym względem?
Znaczy: ja tę wersję ze Scarlett J. odbieram jako rzecz
z braku laku trochę (ale przy zaznaczeniu, że większość filmów SF, nawet tych lepszych - z wyjątkiem paru tytułów do policzenia na palcach jednej ręki - również
z braku laku jest).
And one more thing: krytykowałem tu - jako przedszkolne zagranie - sprawę ocenzurowania golizny major Kusanagi. Otóż zwrócono mi na forum startrekowym
- gdzie również o tym wspomniałem - uwagę, że w oryginale owa cyborg również
genitaliów nie miała. Co prawda, jak niedawno doczytałem, nie jest do końca jasne, czy to b. celowy wybór reżysera, czy też forma wizualnej autocenzury właściwa dla anime, ale - w istocie - w świetle tego decyzję amerykańskich twórców muszę uznać za uprawnioną interpretację oryginału. I nawet da się to czytać dość głęboko, jako fizyczny wyraz ostatecznej dehumanizacji, jakiej poddano ową bohaterkę.
(Acz zauważyć również trzeba, że komiksowy "GITS" czynił Motoko istotą
może nawet przesadnie seksualną.)
* Ba, można pół-żartem powiedzieć, że udało się im przewidzieć przerabianie budek telefonicznych na internetowe; apropośnie:
http://tech.wp.pl/szybki-i-darmowy-internet-zamiast-budki-telefonicznej-czemu-nie-6034883948597889ahttp://www.cbsnews.com/news/phone-booths-transformed-into-wi-fi-hotspots/