Dzięki za informacje i linki.
Widzę, że mądre głowy, też mają z tym problem. Ale przynajmniej połapałem chyba różnicę zera względem nieskończoności (dzięki Pascal, za nieskończoność wielkości i nieskończoność małości). Ten Cantor zwariował, bo pewnie odkrył w końcu, nieskończoność absolutną.
Tak czy siak, zero faktycznie wydaje się być banalne - ot, zbiór pusty (choć przez chwilę myślałem, czy to nie oksymoron ,ale odpuściłem). Ale od niego zaczyna się oś (pomijając liczby ujemne), którą pamiętam z matematyki. Kończy się zaś ona, strzałką z alfą, co wydawało mi się unikiem. Bo jak jest początek, to dlaczego nie ma końca?
I proszę, ile bogactwa z ta zmyłką. Nieskończoność może być większa, mniejsza, to i równa pewnie. Generuje paradoksy, więc chyba dalej jest rodzajem uniku nauki wobec rzeczywistości.
Przyznam, że myśli te wróciły po tekście
Terminusa ,że wszechświat rozszerza się w nieskończoność. Czyli konkretnie w
co?
Co jest za tą granicą, gdzie kończy się czas, i inne wymiary?
Nic? Zero właśnie?
Kant próbuje wyjaśniać, że cechą nieskończoności jest, że nie zmniejsza się po odcięciu "skończoności" i dalej jest taka sama. Czyli kurna jaka?
Zero też nie zmniejsza się po obcięciu, ale z zera nie można obciąć. A może można?
Czy nieskończoność, to to samo co nicość? Wtedy nie odcinamy, a dokładamy (wszechświat). Ale wg Kanta to też jej nie zmienia. Więc nieskończona nicość (zabełkotał
Liv)
, jest może tylko bardziej elegancką, unaukowioną wersją średniowiecznego paradoksu ziemi na słoniach, słoni na żółwiu stojącym na wielorybie...Ale to raczej szkolna bajka. Naprawdę w średniowieczu dominowała teoria sfer. Poza Ziemią były sfery: planet, gwiazd, sfera pierwszego ruchu...Za nią, "nie ma już czasu ani przestrzeni – tam przebywa Bóg" (dla niektórych, też nieskończoność
)
Tfu, co za durne zajęcie na sobotę, odpadam tymczasem.
Te "mundrości" wplecione powyżej z pierwszego linka
Oli.
Dzięki raz jeszcze
Skrzynie Corcorana faktycznie zniknęły, ale tylko pozornie.