@H
Zatem jedynym celem poniższej dyskusji dla Ciebie jest popisywanie się swoją niewątpliwą erudycją.
"Hokopoko jest nieprzeciętnie inteligentym erudytą"
E, po co aż tyle... wystarczyłoby samo "nieprzeciętnie inteligentny" albo samo "inteligentny erudyta" - jak mawiał K. Puchatek, poczęstowany chlebem z miodem: a po co jeszcze chleb?
Niezależnie, jakie "pytanie" postawimy sobie przy poczatku "dyskusji", zawsze będziemy starali się znaleźć "odpowiedź" za pomocą mechanizmu wyciągania wniosków z faktów, lub stawiania hipotez i próbowania ich obalenia. Jeśli jednak ten mechanizm, a to już w tym wątku dawno uczyniliście, zostaje zakwestionowany, w imię 'pewności absolutnej' która w rzeczy samej jest nieosiągalna to co pozostaje jako narzędzia dyskusji? Nic. Staje się jałowym targowiskiem próżności. I tak mi to właśnie wygląda.
Nie wiem, czy słyszałeś, że są tzw. "złe pytania", na które odpowiedzi nie ma w ogóle albo odpowiedzi może być dowolnie dużo w zależności od przyjętych kryteriów. I pytanie postawione na początku tego wątku do tej kategorii własnie należy. Co więcej, "jakość" tego pytania została stwierdzona przez rozmówców od razu, długo przed tym, nim ja tu zabrałem głos. W tej kwestii każdy może sobie wyciągać wnioski - jakie chce.
Zdajesz się nie widzieć pewnej sprzeczności w swoim własnym postępowaniu. Otóż ze stanowiska rozumiejącego solipsyzm i kruchość wszelkich pojęć, chybotliwość hipotez i wątłość tego wszystkiego, co przyjmujemy za prawdziwe miotasz elokwentnie pioruny na kogolwiek, kto uzna cokolwiek za prawdziwe, praktyczne lub choćby 'wystarczająco udowodnione'.
Zarzut samozwrotności relatywizmu się nie ima. Dlaczego - proponuję (ale broń Boże nie
namawiam...) zajrzeć do jakiegoś podręcznika metodologii, przy okazji dowiesz się, na jakich to niewzruszalnych fundamentach stoi cała wiedza.
Nie wydaje mi się, by forma moich stwierdzeń była w jakiś sposób bardziej "piorunująca" od wypowiedzi innych, a jeśli piorunującym ma być zakres, w jakim się poruszam, to zarzut ten mogę uznać tylko za komplement.
Ale w takim razie po co w ogóle pisywać te posty na forum, uczestniczyć w rozmowach? Przecież nie możecie nic "ustalić" - to niemożliwe, polega bowiem na przyjęciu wyjaśnień, uznaniu czegoś za prawdę, za dobre przyblizenie, za fakt. Zatem wchodzisz na forum zrobić sobie dobrze, wylać z siebie nieco pięknych sformułowań, namówić czytujących Cię kretynków do lektury może czegoś, co ty już dawno zdążyłeś zapomnieć, słowem oświecić nieco, etc. Nawet to sensowne i zrozumiałe, jednak...
Tak, nie możemy nic ustalić i nikt tu się chyba nie porywa na ustalanie - po prostu sobie gadamy, jak kto może i na ile go stać: bo nie mamy nic lepszego do roboty.
Nikt tu chyba (ja na pewno nie) nie ma zamiaru zbawaiać świata czy oddawać życia w imię takiej czy innej PRAWDY. I tego chyba nie jesteś w stanie zrozumieć: nie pierwszy to raz, gdy z Twojej wypowiedzi przebija bezgraniczny patos - nie kategoryczność stwierdzeń, bo ta zdarza się i mnie, i chyba wszystkim innym, ale właśnie taki grobowy, kostyczny patos, jakby od tego, co tu powiemy, Bóg wie co zależało, jakby każde zrelatywizowanie uznanych prawd, naukowych "wartości", miało od razu pociągać za sobą konsekwencje w skali co najmniej globalnej, a może i kosmicznej. Więc zrozum:
my się bawimy. A jeśli się w tej zabawie czegoś nauczymy, to tym lepiej. A jeśli nie - nic się nie stanie.
W każdym razie - ja się bawię, może to "my" było nadmiarowe i jest tu jeszcze ktoś, oprócz Ciebie, szukający sensu życia, ale dla mnie te dyskusje to właśnie intelektualna rozrywka, na luzie, bez nadmiernych wymagań wobec innych i wobec siebie, i bez zobowiązań. I właśnie za jedyną użyteczną rzecz, jaką tu mogę zrobić, uważam namawianie do lektury, bo jeśli ktoś chce się rzeczywiście czegoś dowiedzieć, to powinien swe kroki skierować do książek i naukowych pism, dyskusja na forum może być tylko impulsem do tego i nic z niej więcej nie wynika.
Z solipsystami to jest tak, jak było z pewnym kolem na forum angielskim, który twierdził że solipsyzm rządzi i nie ma żadnej tezy, żadnego zdania p, o którym nie można dowieść że "p jest prawdą" z powodów, jakimi się tu obrzucacie w tym wątku rozkosznie. Ale kiedy zapytałem go o to, co w takim razie sądzi o zdaniu p="nie ma żadnej tezy, żadnego zdania p, o którym nie można dowieść że "p jest prawdą"..." to zniknął z forum na zawsze.
Nie wiem, jak jest z solipsystami, bo jak dotąd żadnego nie spotkałem, wiem natomiast, że stanowisko to jest wewnętrznie spójne i nie ma argumentów, by go odeprzeć.
Co do owego zdania "p", to sorry, ale cały Twój wywód nie trzyma się kupy - zwyczajnie, językowo, kompletny galimatias. Podejrzewam, że może w tym chodzić o paradoks kłamcy - jeśli tak, to skoro Russell i Strawson nie zdołali rozwiązać problemu definitywnie, to nie wymagaj tego od biednego solipsysty...
W każdym razie ten kolo pewnie trafił szóstkę w totka, bo byle zdanie p to na pewno nie jest powód do rezygnacji z solipsyzmu czy choćby z dyskusji o nim. Czego i sobie, i wszystkim innym "kretynkom" życzę