Zachęcony tyleż realistycznym "Szpitalem..." co kolejami swego życia miłosnego
, zrobiłem powtórkę z "Kronik włoskich" Stendhala (z "Vaniną Vanini" na czele).
W "Księżnej Palliano" zwróciłem uwagę na rolę Przypadku w ludzkich działniach, i na to jak bardzo to co się dzieje, jest wypadkową różnych planów i okoliczności. Można powiedzieć, że w akcentowaniu przypadkowości Beyle jest wręcz prekursorem Lema.
W pozostałych "renesansowych", wysnutych z kronik, opowiadaniach uderzyło mnie okrucieństwo ówczesnych ludzi, i ówczesnego życia, i pocieszyłem się myślą, że dziś jesteśmy jednak dziś trochę bardziej cywilizowani. (Doskonały materiał do rozważań nad ludzką kondycją
drapieżnej małpy.)
A w tytułowej "Vaninie..."? Siła charakteru, a może raczej charakterku, i miłosego egoizmu tej dziewczyny, szaleństwa młodzieńczej miłości (tych wszysykich, z perspektywy czasu, śmiechu wartych porywów emocjonalnych na granicy psychozy), ale i (tak mi się to jakoś z naszymi romantykami i tradycją martyrologiczną skojarzyło, ale i skontrastowało) pytanie o rolę patriotyzmu i sens straceńczej walki o idee, pytanie ile są one tak naprawdę warte?
"Co to jest ojczyzna? – powiadał sobie. – To nie jest istota, której bylibyśmy winni wdzięczność za dobrodziejstwo, która byłaby nieszczęśliwa i mogła nas przeklinać, jeśli jej chybimy. Ojczyzna i wolność to tak jak mój płaszcz; to rzecz, która mi jest pożyteczna, którą trzeba mi kupić, to prawda, o ile jej nie dostałem w spadku po ojcu; ale ostatecznie kocham ojczyznę i wolność, ponieważ te dwie rzeczy są mi użyteczne. Jeżeli nie mam z nimi co począć, jeżeli są dla mnie niby płaszcz w sierpniu, po co je kupować i to za olbrzymią cenę?"
Bardzo rozsądna, i dajaca asumpt do przemyśleń, uwaga, włożona w usta młodziutkiego patrioty-spiskowca-zapaleńca, przez autora zdecydowanie sympatyzującego z jego walką.
(Fajne też było, że tamtejsi patrioci spiskują przeciwko papieżowi
.)
No i finał jesr wspaniały - ironiczny i prawdziwy.
Ogólnie: rzecz wzbudziła we mnie sporo refleksji o kruchości i irracjonalności ludzkiego życia. I pokazała jak bardzo sfera emocjonalno-popędowa umie kierować naszym postępowaniem, choć mienimy sie ludźmi rozumnymi. I nawet jeśli dziś nie mordujemy się tak często jak renesansowi Włosi, irracjonalizm pozostał ten sam, choć może trochę go rozcieńczyliśmy przez te wieki.
(And one more thing: zgadzam się z opinią, z którą się kiedyś zetknąłem, że o ludzkiej naturze Stendhal ma do powiedzenia równie dużo co Dostojewski, acz robi to ze znacznie większą lekkością.)
Wykłady o Stendhalu
http://wyborcza.pl/1,75475,1010981.htmlps. a teraz biorę się za Pamuka:
http://wyborcza.pl/1,75517,6336138,Dom_ciszy_Pamuk__Orhan.html