Autor Wątek: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...  (Przeczytany 1086524 razy)

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1080 dnia: Lipca 15, 2010, 10:28:29 pm »
Cytuj
Hełm grozy Pielewina - czytał to ktoś?
Tej książki, akurat nie.
Ale "Generacja Pi" i "Święta księga wilkołaka", owszem.
   Rewelacja, wiec pewnie i ta do polecenia w ciemno. Chyba najlepszy współczesny pisarz rosyjski, jakiego znam. Dla chcących cokolwiek zrozumieć Rosję, tą starą i tą nową - lektura obowiązkowa. Wątki fantastyczne też są.
Ja tymczasem - konserwatywnie.
Listy Lema sobie czytam :)
« Ostatnia zmiana: Lipca 15, 2010, 10:30:21 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16081
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1081 dnia: Lipca 16, 2010, 01:15:33 am »
Swego czasu przeczytałem opowiadanie autorstwa klasyka polskiej SF, warte zacytowania w całości (choćby dlatego, bo krótkie).

Janusz A. Zajdel "Satelita"

Wieczór był ciepły i pogodny. Księżyc w pierwszej kwadrze stał dość wysoko.
- Świetna widoczność! - ucieszył się Jerzy, kierując lunetkę w stronę Księżyca. - Tylko... trzeba koniecznie dorobić trójnóg. Wszystko się trzęsie...
- Oprzyj o komin - poradziłem.
Nasza siedemnastokrotna lunetka nie była szczytem doskonałości tego rodzaju przyrządów. Sporządzona domowym sposobem średniej klasy soczewek, zadowalała nas jednak, z braku czegoś lepszego...
Z kolei ja popatrzyłem w okular. Na linii księżycowego terminatora rysowały się wyraźnie podkreślone czarnym cieniem pryszcze pierścienistych kraterów. Ledwo widoczne dla nieuzbrojonego oka ciemniejsze obszary "mórz" występowały ostro na tle rtęciowej bieli.
Przysiedliśmy obok siebie, wsparci plecami o komin. Z wysokości dachu trzeciego piętra słychać było ciszę wielkiego miasta - tę ciszę dalekich odgłosów przejeżdżających tramwajów i samochodów, przytłumionych dźwięków muzyki, wypływającej z otwartych okien, urywków głośniejszych rozmów...
W taki wieczór, z niebem wspaniale rozgwieżdżonym nad głową, myśli krążą zwykle wokół zagadnień nieskończoności i pustki, wokół potęgi i znikomości człowieka wobec Natury.
Ciszę zamącił gwar podniesionych głosów; to grupa kilkunastolatków obsiadła stojącą pod murem sąsiedniego domu ławkę. Rozprawiali hałaśliwie, przekrzykując się wzajemnie. Na nasz dach docierały tylko pojedyncze zdania dialogu, którego ubogie słownictwo wspomagane było gęsto "grubym słowem":
- ...To on mnie, rozumiesz, za klapy; to ja go, kurwa, w mordę i mówię: "o co się rozchodzi?"...
- Pieprzysz! - zaprotestował ktoś sceptycznie.
- No nie, jak rany! - bronił się mówca. - Możesz Zenka spytać!
Popatrzyliśmy na siebie z uśmiechem politowania nad tymi młodymi ludźmi i ich zainteresowaniami. Czy kiedykolwiek patrzą oni w niebo? Czy przeczuwają choćby to wszystko, co dzieje się wokół nich? Człowiek wkrótce osiągnie powierzchnię Księżyca, poleci dalej... a oni? Pozostaną tam, na dole, blisko Ziemi, nie umiejący oderwać się od niej choćby myślą...
- Popatrz! - trącił mnie Jerzy. - Satelita. Od wschodniego horyzontu sunęła ku zenitowi jasna iskra światła. Wstałem i przyłożyłem do oka lunetę.
- To chyba "Echo-2" - powiedziałem, unosząc stopniowo ku górze tubus lunetki i przechylając głowę do tyłu, by nie stracić go z pola widzenia obiektywu.
Nagle w grupie młodych ludzi na dole dało się słyszeć poruszenie, a jakiś głos zawołał:
- Chłopaki! Zobaczta!
- Gdzie? Co? - zainteresowali się inni. - O, tam, na górze!
- O rany! Ale się przysadził! - A tam drugi!
- Teee! Zostawta dla nas!
W głosach brzmiało radosne podniecenie, co chwilę wybuchał rżący śmiech. Spojrzałem w dół. W mroku pod murem jaśniały plamy kilku wzniesionych ku nam twarzy...
Po chwili dopiero zrozumiałem, o co chodzi: nasza lunetka miała kształt i rozmiary przypominające... butelkę! Ruch, jakim prowadziłem ją ku górze za wznoszącym się satelitą, przechylenie głowy do tyłu i sterczący ukośnie ku górze tubus przypominały do złudzenia powszechnie stosowany sposób opróżniania półlitrówki...
Takie też skojarzenie nasunęło się patrzącym na nas z dołu. Z trudem opanowując skurcze śmiechu celebrowałem dalej swą czynność.
Młodzi ludzie na dole kibicowali namiętnie dwóm pijakom, wysączającym na dachu, w świetle księżyca, butelkę alkoholu... Entuzjazm ich narastał z każdą chwilą. Rozległy się gwizdy i okrzyki. Czuło się, że młodzi ludzie są całym ciałem i duszą z nami, że krtanie ich kurczą się i rozprężają w rytmie rozkosznego gulgotu spływającego w przełyk alkoholu. Byli pełni aprobaty i sympatii, zachęcając nas i przeżywając niezwykłe widowisko, jakby sami byli uczestnikami libacji. Urzekła ich widać i zaskoczyła perwersja, jakiej się w ich mniemaniu dopuszczamy: że nie na ławce w parku, nie na klatce schodowej ani w bramie - a właśnie na dachu! Tego jeszcze żaden z nich nie próbował!
Satelita osiągnął tymczasem punkt górowania. Opuściłem lunetkę, a potem uniosłem ją ponownie, kierując na Księżyc.
Teraz dopiero na dole spostrzeżono pomyłkę. Rozdzierający, nabrzmiały żalem jakimś, wyrzutem i goryczą głos dotarł do nas.
- Chłopaki! Oni lupe majom!
Wrogi szmer przebiegł po grupie chłopaków. Poczuli się oszukani, obrzydliwie i podstępnie oszukani! W jednej chwili stracili całą ku nam sympatię i zainteresowanie, jakbyśmy w sposób haniebny nadużyli ich szczerego zaufania: "lupe majom", a nie "flaszkie"! Bezczelność i zwykłe świństwo! - musieli sobie myśleć, odchodząc.
Jeden tylko w odruchu bezsilnej wściekłości i rozpaczy, odwrócił się i przygwoździł nas błyskotliwym, a jadowitym dowcipem:
- Teee! Weź te lupe i wsadź se w dupe!
Satelita skrył się właśnie za zachodnim horyzontem.


Stare (sprzed lotu Armstronga, jak widać), a jakie aktualne... ::)
« Ostatnia zmiana: Lipca 16, 2010, 02:03:26 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16081
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1082 dnia: Lipca 18, 2010, 05:59:01 pm »
Mam! Zdobyłem! Dopadłem!

Znaczy kupiłem i przeczytałem "Wyspy na niebie" Clarke'a.
Co mogę powiedzieć? Otóż jeśli kto szuka poważnej, poruszającej Tematy OstateczneTM fantastyki, to niech nie sięga, bo to jest błahostka npisana w stylu przygód Tomka Wilmowskiego czy przygodowych utworów Heinleina (widać nawet,że życie bohatera na stacji jest trochę zbyt interesujące, by mieściło się w kanonach realizmu - a to film kręcą, a to jest okazja do ponadplanowej wycieczki; czytelnik nie-nastoletni uśmiechnie się nieco ironicznie widząc te chwyty rodem z Bahdaja).

Jest to jednak pozycja warta polecenia bo stanowi z jednej strony solidne wprowadzenie do tematyki kosmicznej (i do porządnej SF - swobodnie można dawać do czytania dzieciom i pociotkom, zanim im Lema podsuniemy), albowiem nie we wszystkim się postarzała.
Z drugiej zaś bezcenne spojrzenie na to jakie plany i nadzieje mieli ludzie u świtu ery kosmicznej, w czym ich wiedza o bytowaniu w nieważkości różni się od naszej i jak życie weryfikuje - i będzie jeszcze weryfikować - ich wyobrażenia.
(Czyli dla kosmomaniaków lektura obowiązkowa. Dobrze jednak, że Clarke nie zatrzymał się pisarsko na tym etapie.)

ps. kilka ciekawostek:
1. największym - z współczesnej perspektywy - błędem Wicemistrza było założenie jawnie dobroczynnych (i wyłącznie dobroczynnych) skutków nieważkości dla ludzkiego organizmu;
2. cieszy walka jaką Clarke wydał bzdurnym, stereotypowym pomysłom, w które obfitowała ówczesna ( jak się okazuje nie tylko ówczesna) SF; przy czym to rozliczenie z piracko-awanturniczo-inwazyjną tematyką przeprowadzone jest z lekkością i poczuciem humoru;
3. zwraca uwagę, że A.C.C. nie byłby sobą, gdyby nie wprowadził życia gdzie się da - nawet na Marsie i Merkurym; przy czym jest to życie dość przytomnie nawet obmyślone;
4. pojawia się rozwinięta koncepcja geostacjonarnych satelitów komunikacyjnych (z tym, że b. duże są i wymagają ludzi do obsługi);
5. jak się wczytać - pada idea terraformingu Marsa.
« Ostatnia zmiana: Lipca 19, 2010, 02:03:38 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1083 dnia: Lipca 25, 2010, 09:47:49 pm »
Myślałem, że uda się szybciej i przegapiłem znak ostrzegawczy ,który tkwi w podtytule.
         Listy, niby łatwy tekst. Tyle, że nie listy Lema (Stanisław Lem,"Listy, albo opór materii"). Owszem, parę szybkich i zabawnych, jak walka z urzędem o niepłacenie podatku za nieżyjącego od roku psa.
 Większość jednak wymagała skupienia, przypomnienia treści jego książek i łacińskich formułek.
Nie będę streszczał.
      Napiszę tylko, że jest to znakomite źródło, uzupełnienie tych wywiadów-rzek ,które wszyscy znamy. Tym bardziej, że nieskażone młynem pamięci. W sumie dokumentalne, a nawet epistolograficzne. ;)
        Najbardziej zafrapowała mnie korespondencja z tłumaczem M. Kandel`em.
Widać wyraźnie, że panów łączyły nie tylko sprawy zawodowe, ale też przyjaźń. Ciekawe są próby pomocy, zarówno w karierze tego amerykańskiego slawisty, a także w tłumaczeniu zawiłych w skojarzenia tekstów pisarza.
        Próby naprowadzenia Amerykanina na wszelkie możliwe głębie semantyczne, które inspirowały pisarza, są naprawdę zabawne (zwłaszcza, że dotyczą Cyberiady). Dużo informacji o stosunku Lema do swoich książek (np. b. wysoka ocena "Próżni doskonałej"), kilka alternatywnych wersji (w listach do wydawców). Oczywiście przebija, czy raczej skrzeczy, rzeczywistość perelowska (nie podejrzewałem trzeciego kacyka F. Szl. , że czytywał Lema, pomagał w noblizacji, itp.)
W kontrapunkcie listy z Zachodu (tutejsze, wszystkie czytała bezpieka i nie tylko czytała - stad list, poniekąd szantażujący możliwą emigracją, do wysokich KaCyków).
         W tym jeden, szczególne 'porażający', z użyciem wielu wulgarnych słów (ale nie aż "takich"), brutalny, pełen emocji, dotyczący sowieckich Rosjan (jako masy, po pojedynczo pisarz bardzo ich szanował) i rosyjskości w ogóle ("obsrywali bowiem wszystko, żadne zwierzęta nie wykazują takiej ekskrementalnej zaciekłości" -to cytat, z tych łagodniejszych). Chwila szczerości, bo pisana z Berlina Zach.
Dużo o fascynacji Gombrowiczem.
I tak widzę, że zaczynam streszczać więc "halt".
joł
« Ostatnia zmiana: Lipca 25, 2010, 10:01:51 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6897
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1084 dnia: Lipca 29, 2010, 02:23:14 pm »
...Oddzial chorych na raka Sołżenicyna... jak w gruncie rzeczy niewiele sie zmienilo w podejsciu do leczenia, szpitalach...prosta i wg mnie dobra ksiazka.
Z rozpedu...ku pamieci... wzielam sie za Archipelag GUŁag - taka letnia lektura;)- przplatany Lemem.
Mężczyźni godzą się z faktami. Kobiety z niektórymi faktami nie chcą się pogodzić. Mówią dalej „nie”, nawet jeśli już nic oprócz „tak” powiedzieć nie można.
S.Lem, "Rozprawa"
Bywa odwrotnie;)

trx

  • Juror
  • Full Member
  • *****
  • Wiadomości: 246
  • wytwór ponowoczesny
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1085 dnia: Sierpnia 14, 2010, 04:10:55 am »
Skończyłem "Życie na przemiał" Baumana. Interesująca analiza czegoś, co można by nazwać "kulturą odpadów".

Z okładki:
Cytuj
Życie na przemiał to przenikliwa analiza najbardziej aktualnych procesów społecznych, ekonomicznych i politycznych oraz przemian kulturowych. Niepokojący obraz nowych kategorii ludzi – ofiar nowoczesności w nieustannie modernizującym się świecie – „ludzi zbędnych”, zepchniętych na margines, pozbawionych ekonomicznej i społecznej funkcji przez systemy sprawowania władzy, bezwzględne mechanizmy postępu gospodarczego i niekontrolowane, żywiołowe procesy globalizacyjne.

Mimo wszystko autor powtarza się; niejednokrotnie miałem wrażenie zagubienia - czy ja czytam tak niedokładnie, czy to już było? Było, wiele razy.

Taka drobna dygresja o czytaniu:

Wielkość informacji, które zostaną mi w pamięci po pół roku, nie będzie zbyt imponująca. Zapomniałbym może nawet treść fabuły, gdyby przeczytana książka takową posiadała. W pamięci zostanie tylko pewien "szkielet", jakaś impresja, mglisty zarys. Recepcja lektury będzie wówczas oparta nie na detalach w niej zawartych, lecz raczej na "uczuciowym" odbiorze owej. Najgorsze zaś, że (inspirując się trochę terminologią używaną przez Baumana) przeczytane dzieło winno od razu po przeczytaniu wędrować na "intelektualny" śmietnik, "książkowo-pamięciowe" wysypisko odpadów. Przecież liczba potencjalnych książek, które przeczytać koniecznie należy - bo to klasyk, bo stanowi kanon, bo "kulturalny człowiek powinien znać", bo tak wypada, itd. - jest tak duża, że potrzebowałbym albo dwóch (a może i trzech) żyć, aby przez to wszystko przebrnąć. Jakąkolwiek próbę syntezy i analizy poznanych treści litościwie pominę myśleniem. Czy wolno mi zatem - choć na chwilę - zatrzymać się nad ukończoną lekturą? Ryzykuję przecież wypadnięcie z "wyścigu po informacje"...

Jest jeszcze prasa. W dzisiejszym, "nowoczesnym" życiu nie mamy zbyt wiele czasu (zawsze mamy go za mało) na jej czytanie. Jeśli nie zrobimy tego rano, ew. po południu, sens zapoznawania się z nią w godzinach wieczornych jest już raczej wątpliwy (on w ogóle może być wątpliwy - mowa o prasie codziennej - ale to już osobna sprawa). Nim przeczytamy naszą gazetę, już wydrukuje się następna, pełna "niezmiernie ważnych" i aktualnych (tylko na chwilę) wiadomości.

Trzeba zatem umiejętnie wybierać (geniusz ma tu łatwiej), albo nie wybierać wcale, zdając się na "los" (przez co i tak nie dościgniemy geniusza, wszakże prawdopodobieństwo wyboru lektury złej, niepotrzebnej wysoce rośnie w wypadku rosnącej wciąż liczby książek przeznaczonych do przeczytania).

Czy to nie jest trochę przerażająca perspektywa?

 ;D

« Ostatnia zmiana: Sierpnia 14, 2010, 04:15:58 am wysłana przez trx »

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16081
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1086 dnia: Sierpnia 15, 2010, 07:49:19 pm »
Zmęczyłem (tak, to właściwe słowo) tzw. "Scecond Foundation Trilogy" autorstwa tercetu Benford, Bear, Brin dopisaną do wiadomego cyklu Asimova.
Z tego najbardziej wartościowy jest tom pierwszy autorstwa Benforda (pana z lewej na obrazku poniżej ;)). Pozostałe - choć wyszły spod pióra dość renomowanych autorów - są klasycznymi przgodówkami w standardzie +/- powieści gwiezdnowojennych, natomiast Benford silił się na oryginalność, w efekcie czego wyprodukował powieść nierówną i nieco chaotyczną: przerobione fragmenty własnego starszego opowiadania, fragmenty sensacyjne w których matematyk Hari Seldon popisuje sie talentami godnymi Jamesa Bonda - Term, czy wszyscy matematycy tak potrafią? ;) - i zwykłe dłużyzny przeplatają się z wątkiem głównym, który stanowią narodziny asimovowskiej psychohistorii. I jedno trzeba Benfordowi przyznać - ten wątek jest żywy, wciąga i czyni lekturę czasem nie we wszystkim straconym.
Autor bowiem całkiem sprytnie wywodzi wymyśloną (i chyba jednak niemożliwą) naukę od badań nam współczesnych (matematycznych, socjologicznych, historycznych, biologicznych)* maksymalnie uprawdopodobniając i ją samą, i jej narodziny (po drodze dokładając jeszcze humanistycznym postmodernistom - tak, Benford nie kryje, że "imperialny" sztafaż robi mu tylko za kostium), a przy tym tworzy całkiem ciekawą (choć - jak wspomniałem - niespójną, widać ukłony w kierunku awanturniczej konwencji ostatnich powieści poprzednika) historię przygód - głównie intelektualnych, na zagrywki a'la 007 spuśćmy zasłonę łaskawego milczenia - niepospolitego umysłu, pozostającą, owszem, głęboko w cieniu "Głosu Pana" czy "Wydziedziczonych", ale mimo to - śmiem sądzić - wartą poznania w wolnej chwili**.

(Aha: jest też wątek zerżnięty prawie na żywca - do ratowania wlaściwego ciała - "zdalnym", włącznie - w "Avatarze".)

Zabawne jest też to jak unosi się nad tym "Zagrożeniem Fundacji" (bo taki tytuł nosi powieść) duch Asimova, robiąc za duszącą zmorę ;). Znaczy: bez Asimova nie byłoby ani psychohistorii, ani Seldona, ale też gdyby Benford nie musiał się naginać do asimovowskich konwencji rzecz byłaby znacznie lepsza, bo młodszy twórca pod wieloma względami góruje nad klasykiem, któremu dopisuje ;). Co zresztą zauważył też hamerykański recenzent:
http://www.gregorybenford.com/rtf-freedman.php

ps. Benford - jak wspominałem - zawodowy kosmolog i epigon clarke'owskiego stylu pisania, wziął też sobie do serca uwagę Lema, że SF powinna znacznie bardziej uzględniać najnowsze odkrycia kosmologii, i napisał - o czym zresztą raz czy drugi wspominałem (a może nawet i znacznie więcej razy, po prawdzie zanudzałem Was chyba tym faktem na śmierć :P) - cykl pod wdzięcznym tytułem "Centrum Galaktyki" (zupełnym przypadkiem ;) w/w centrum jest zresztą obiektem codziennej pracy badawczej Benforda); jak trochę odpocznę - czytadła, w przeciwieństwie do arcydzieł, na dłuższą metę b. męczą - wezmę się za powtórną lekturę wspomnianego "Centrum...", chcę sprawdzić czy po latach nadal będę skłonny rekomendować je Wam z czystym sumieniem...

(And one more thing: Benford, przez zachodnią krytykę SF jest postrzegany jako jeden z nie tylko najlepszych naukowo, ale i najmocniejszych literacko autorów fantastyki naukowej - zestawiają go tam pod tym drugim względem z Lemem, Le Guin, Delanym - fajno by było, gdyby osoba odpowiedzialna za dobór tłumaczy zajmujacych się jego powieściami to uwzlędniała, bo poki co Benforda tłumaczą ci sami ludzie co konfekcję.)


* przy czym jednak ta benfordowa scjentyficzna akuratność jest dość obosieczna - z jednej strony nadaje jego prozie walor popularyzatorski i posmak wysokiego prawdopodobieństwa, z drugiej jednak prawdopodobieństwo w tym stężeniu staje się nieprawdopodobieństwem ;), słusznie bowiem zwracali krytycy uwagę, że myśl iż przyszłość zweryfikuje pozytywnie wszystkie współczesne teorie i hipotezy (przynajmniej te, z którymi sympatyzuje autor ;)) jest dość niedorzeczna...

** zwł, że poruszona tematyka jest jakby ;) znajoma: matematyzacja procesów społecznych, świadomość u zwierząt i ogólnie zoopsycholgia, AI, różnica między rozumem ludzkim, a maszynowym i szympansim, kwestia "rozum, a emocje", spór scjentyzm - irracjonalizm i ściślactwo - humanizm, trochę polityki; ogólnie wygląda to jakby facet nocami Lem.pl czytał ;D
« Ostatnia zmiana: Stycznia 22, 2013, 06:40:28 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

trx

  • Juror
  • Full Member
  • *****
  • Wiadomości: 246
  • wytwór ponowoczesny
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1087 dnia: Września 02, 2010, 08:50:21 pm »
... mój temat na maturę? "Postmodernizm w literaturze. Scharakteryzuj dokonania wybranego pisarza."
 ;D

maziek

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 13384
  • zamiast bajek ojciec mi Lema opowiadał...
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1088 dnia: Września 02, 2010, 09:15:06 pm »
Swoją drogą przez jakiż czas sądziłem, że wielość stylów jakimi się obecnie posługujemy, w tym ich cytaty, antystyle, jokestyle, noensensostyle i bezstyle to jedynie skutek oglądania tego od środka - coś na kształt pytania którędy leciała kropla wody spod prysznica - skoro i tak póxniej wiadomo, że spłynęła kratką. Ale ostatnio doszedłem do wniosku, że to skutek braku elit. Dlatego jeszcze udało się wymyślić modernizm, ale to co później można już tylko wrzucać do wielkiego wora z fiszką "postmodernizm".

P.S. Na tym tle socrealizm trzeba powiedzieć, że się trzyma.
Człowiek całe życie próbuje nie wychodzić na większego idiotę niż nim faktycznie jest - i przeważnie to mu się nie udaje (moje, z życia).

pawel

  • Juror
  • YaBB Newbies
  • *****
  • Wiadomości: 1
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1089 dnia: Września 12, 2010, 07:45:42 pm »
Błękitna krew - Coben Harlan

Dobrze napisany kryminał. Czytają człowiek pomału wciąga się w intrygę. Jednak najciekawsze zawsze na końcu.

Kto mógł porwać syna Jacka Coldrena, znanego golfisty, który z ogromną przewagą prowadzi w mistrzostwach USA ...

Dobra książka na odstresowanie pomiędzy jedną a drugą sesją ;).
Po przeczytaniu chce się czytać inne historie Cobena.


Fridtjof, co z ciebie wyrośnie”? Centkiewiczowie
Prawdziwa historia życia wielkiego polarnika i bohatera z początku XX wieku.
Podczas czytania przygód Nansena aż nie chce się wierzyć że to była rzeczywista postać historyczna.

tzok

  • Juror
  • Senior Member
  • *****
  • Wiadomości: 409
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1090 dnia: Września 13, 2010, 02:02:18 pm »
Dobrze napisany kryminał. Czytają człowiek pomału wciąga się w intrygę. Jednak najciekawsze zawsze na końcu.
Ja wiem, że w recenzji nie wolno zdradzać szczegółów fabuły, ale ej!, nie popadajmy w drugą skrajność. Powyższy truizm można o 99% kryminałów  powiedzieć.

trx

  • Juror
  • Full Member
  • *****
  • Wiadomości: 246
  • wytwór ponowoczesny
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1091 dnia: Września 13, 2010, 08:05:48 pm »
Tak raczej niedawno: Rzeka podziemna, podziemne ptaki Konwickiego. Jeszcze nigdy nie czytałem czegoś takiego (taki oniryczny, niepokojący styl).

Evangelos

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 639
  • Mistyk! Wierzy, ze istnieje.
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1092 dnia: Września 15, 2010, 10:10:59 am »
A ja niedawno przeczytalem Siedem lat w Tybecie. Bardzo polecam. Ksiazka rozni sie od filmu znacznie, przede wszystkim jest duzo bardziej szczegolowa i faktograficzna. U autora widac brak oglady jezykowej i styl ma raczej niewyszukany, ale mimo to opisy codziennego zycia prostych Tybetanczykow i ich zwyczajow oraz Lhasa i miejsca w niej, do ktorych dostal sie jako pierwszy Europejczyk, robia duze wrazenie.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16081
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1093 dnia: Października 18, 2010, 09:16:46 pm »
Właśnie przeczytałem fragmenty nowego opowiadania Dukaja (ukaże się ono niedługo w tomie "Król bólu").

Chyba nawet wiem o co autorowi chodzi (temat na czasie), ale stylistycznie to się robi zbyt eksperymentalne jak dla mnie. Niestrawne wręcz. No i zabawna jest wpleciona w tekst SF ta wirtualna smokokraina, widać że i RPGi, i New Weird przyswoił (choć nie bardzo wiem po co ona jest skoro tekst w sumie o czym innym).

Więc chyba też już wiem jak będzie wyglądała kolejna powieść J.D....
Cyberpunk. Pół fabuły w realu, pół w wirtualu. Real to popłuczyny po "Dzienniku duszy" Wiedmanna (wczoraj chlałem z tym, dziś z tamtym, jutro - tu pole do futurologii - chlał będę z owym), a do tego warstwa wirtualna - czyli usprawiedliwone wirtualnością wysokooktanowe fantasy dukajowe. I podlane to trochę sosem filozofii wyrzygiwanej na kacu.

Czyli coś i dla miłośników SF, i fantasy, i rodzimej "młodej" literatury. Ino kto to przeczyta? ::)


(Znaczy: uważam, że Dukaj zamiast w końcu wyjść ze ślepego zaułka wchodzi weń coraz głębiej...)
« Ostatnia zmiana: Października 18, 2010, 09:27:18 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

draco_volantus

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 1602
  • quid?
    • Zobacz profil
Odp: Właśnie (lub dawniej) przeczytałem...
« Odpowiedź #1094 dnia: Października 20, 2010, 02:14:25 am »
Chiałem kiedyś dukaja już kilkanascie lat temu spróbować, ale jak spróbowałem poczytać w empiku (czekaj! w jakim empiku?:D) stwierdziłem że jest absokurwalutnie niestrawny, ale może za świeżo po golemie byłem, hm. a ja polecam króla bula jak ktoś nie zna:

http://chomikuj.pl/e.kochanowska?fid=177710567

tu jest na przykład =)
I want my coffee hot and best social media I was a part of brought back in my lifetime.