Nie wiem tego Panie. Musi być bez liku, skoro w mojej wsi jest pewno z pięć uczelni, które by się po angielskiemu nazywały uniwersytet. Prywatny Uniwersytet Rżnięcia Studenta w (jego bezpodstawnej) Nadziei Odroczenia Bezrobocia. Pewno zależy też jak liczyć. Jako jeszcze większy prostak kompinuje raczej w tę stronę, że wziąwszy kilka-kilkanaście najważniejszych miast w danym kraju i z każdego z tych miast najlepsza w nim uczelnię - można się spodziewać, że na tej liście będą one raczej wyżej, niż niżej. W Polce pierwszy, najlepszy w kraju jest na 400-którymś miejscu. Ot co. Nie studiowałem tego konkretnego rankingu ale swego czasu dość mocno się wgłębiłem w ranking Timesa. Na tej podstawie mogę dodać, że (przynajmniej w tamtym rankingu) pierwszych 100 czy 150 miejsc to były strzeliste szczyty, góry, wzgórza i pagórki wyrosłe na płaskim jak stół stepie utkanym z pozostałych uczelni. Z którego to stepu, niektóre źdźbła trawy wystawały nieco wyżej lub nieco niżej, całkiem na podobieństwo ruchów Browna. Tak więc od pewnego miejsca (bodaj 3-setnego, jeśli dobrze pamiętam) to oni podają kolejność ale nie podają już punktacji, bo ona jest bezwartościowa, różnice są w praktyce nieznaczące.