Polski > Akademia Lemologiczna

[Powrót z gwiazd.] Hal - Olaf. Wątek homoerotyczny?

(1/38) > >>

pirxowa:
Dzień dobry po długiej przerwie. Wiecie, jak po latach czyta się książki, to widzi się całkiem inne rzeczy.

Gdyby współczesny autor umieścił dziś w książce niektóre sytuacje opisane w książkach Lema kilkadziesiąt lat temu, to kojarzyłyby się w taki sposób, jaki za czasów Lema był tematem tabu.

Mam prośbę - nie krzywcie się, że piszę tu herezje, albo że przypisuję Mistrzowi coś, czego na pewno nie miał na myśli. Zwróćcie uwagę, że w "Powrocie z gwiazd" kwestie erotyki hetero były opisywane strasznie okrężnie, półsłówkami i niedomówieniami. Mimo że stanowią ważną część książki. I stanowią jak najbardziej zamierzony jej element. Na pewno więc nie było tak, że autor w tamtych czasach świadomie postanawiał: A teraz wplotę wątek homo, tylko go celowo zakamufluję. W tamtych czasach w literaturze naszej części świata wątki homo istniały co najwyżej jako Freudowskie skojarzenia, jakieś dalekie aluzje niespecjalnie uświadamiane sobie przez samego autora. Dopiero dziś, gdy my dozwalamy sobie myśleć otwarcie o takich sprawach, dostrzegamy dziwność tych skojarzeń.

Zobaczcie kontekst: Trwająca 10 lat wyprawa samych mężczyzn. Przez te 10 lat nie mieli co robić, zabijali czas pracą. Hal i Olaf zaprzyjaźnili się. Dawniej Olaf przyjaźnił się z kimś innym, kto zginął. Po jego śmierci zbliżyli się z Halem.

I teraz jak rozumieć rozmowę Hala i Olafa pod koniec książki? Kiedy Hal nie chce wymówić imienia swojej żony, jakby bał się zazdrości Olafa. Zaprasza Olafa w odwiedziny do nich, ale widzi, że brzmi to sztucznie, jak gdyby zapraszał starą miłość w odwiedziny do nowej miłości. A potem przedziwna scena po tym, gdy Olaf szepcze "zostań". Idą do pokoju, gdzie Hal ma przenocować i dochodzi do niezrozumiałej rozmowy, podczas której Olaf rumieni się, a Hal jakby odmawia, każe się zostawić w spokoju.

Ta scena jest kompletnie dla mnie niezrozumiała. I jakiegoś cienia sensowności nabiera właśnie tylko gdy założyć, że Olaf był uczuciowo zaangażowany, a Hal zostawił go dla dziewczyny (zresztą, sam Olaf skręcił ten stryczek na swoją głowę, a i próbował bezskutecznie szczęścia z kobietami).

Zaraz wkleję fragment, tylko zapiszę ten post, bo tablet mi się wiesza.

pirxowa:

--- Cytuj --- — Co… masz zamiar robić? — spytał cicho.

      — Nic.

      Olaf patrzał na mnie nieufnie.

      — Hal, przecież ja…

      Nie dokończył. Czułem, że torturuję go samą obecnością, ale nie mogłem mu wciąż wybaczyć nagłej ucieczki; a odejść tak, w tej chwili, bez słowa, byłoby gorsze jeszcze od niepewności, która mnie tu sprowadziła. Nie wiedziałem, co mam mówić; wszystko, co łączyło nas, było zakazane. Spojrzałem na niego, w momencie gdy zerknął właśnie na mnie

      — każdy z nas liczył nawet teraz na pomoc drugiego… Wstałem z parapetu.

      — Olaf… późno już. Idę… nie myśl, że… mam do ciebie żal, nic podobnego. Zobaczymy się zresztą, może przyjedziesz do nas — wyrzucałem z wysiłkiem, każde słowo było nienaturalne i on to czuł.

      — Co ty… zostaniesz chociaż na noc?

      — Nie mogę, wiesz, obiecałem…

      Nie wymówiłem jej imienia; Olaf mruknął:

      — Jak chcesz. Odprowadzę cię.

      Wyszliśmy razem z pokoju, potem schodami na dół; na dworze panowała zupełna ciemność. Olaf szedł obok mnie milcząc; nagle zatrzymał się. I ja stanąłem.

      — Zostań — szepnął jakby ze wstydem. Widziałem tylko niewyraźną plamę jego twarzy.

      — Dobrze — zgodziłem się nieoczekiwanie i zawróciłem. Nie spodziewał się tego. Stał jeszcze chwilę, potem ujął mnie za ramię i poprowadził do niższego budynku; w pustej sali, oświetlonej kilkoma nie wygaszonymi lampami, zjedliśmy przy bufecie kolację, nie siadając nawet. Przez cały czas zamieniliśmy może dziesięć słów. Potem poszliśmy na piętro.

      Pokój, do którego mnie wprowadził, niemal dokładnie czworoboczny, utrzymany w matowej bieli, miał szerokie okno, wycelowane w park, z innej strony, bo nie widziałem ani śladu miejskich łun nad drzewami; znajdowało się w nim świeżo posłane łóżko, dwa foteliki, trzeci większy, oparciem przystawiony do okiennego parapetu. Przez wąskie, uchylone drzwi lśniły kafle łazienki. Olaf, u progu, z opuszczonymi rękami stał jakby czekając na moje odezwanie się, a że milczałem, przechadzając się środkiem i machinalnie dotykając sprzętów, jakbym brał je w chwilowe posiadanie, spytał cicho:

      — Czy mogę… zrobić coś dla ciebie?

      — Tak — powiedziałem — zostaw mnie samego. Stał dalej, nie ruszając się z miejsca.

      Jego twarz oparzył rumieniec, po którym przyszła bladość, nagle ukazał się na niej uśmiech  — usiłował pokryć nim obelgę, bo to zabrzmiało jak obelga. Od tego bezradnego, żałosnego uśmiechu coś jakby we mnie pękło; w konwulsyjnym wysiłku zdarcia obojętnej maski, którą przybrałem, bo na nic innego nie potrafiłem się zdobyć, dopadłem go, już kiedy odwracał się, by wyjść, porwałem jego rękę i zmiażdżyłem ją, jakby prosząc tym gwałtownym uściskiem o wybaczenie, a on, nie patrząc na mnie, odpowiedział takim samym uściskiem i wyszedł. W garści topniał mi jeszcze jego twardy chwyt, kiedy zamykał za sobą drzwi, tak starannie i cicho, jakby wychodził z pokoju chorego. Zostałem sam, tak jak tego chciałem.
--- Koniec cytatu ---

pirxowa:
A, i jeszcze komiczny fragment wcześniejszy. To jest z dzisiejszej perspektywy komiczne, bo chyba żaden autor nie zdecydowałby się napisać takiej sceny, o ile nie chciałby się narażać na skojarzenia.

Hal po nocy spędzonej z dziewczyną wchodzi do pokoju Olafa, który rozbiera się do naga i szuka slipów.  ;D


--- Cytuj ---Pomyślałem o Olafie. Zacząłem wyswobadzać ramię. z nadzwyczajnymi ostrożnościami.

      Okazały się całkiem zbędne. Spała głębokim snem, śniło jej się coś — znieruchomiałem, usiłując odgadnąć nie sen, ale to tylko, czy nie jest zły. Jej twarz była prawie dziecinna. Nie był. Odsunąłem się od niej, wstałem. Byłem w kąpielowym płaszczu, tak jak się położyłem.

      Boso wyszedłem na korytarz, zamknąłem cicho drzwi, bardzo powoli, i z zachowaniem takiej samej ostrożności zajrzałem do jego pokoju. Łóżko było nietknięte. Siedział przy stole, z głową na dłoni, i spał. Nie rozebrał się, tak jak myślałem. Nie wiem, co go zbudziło — mój wzrok? Ocknął się nagle, spojrzał na mnie bystro jasnymi oczami, wyprostował się i zaczął przeciągać wszystkie kości.

      — Olaf — powiedziałem — żebym przez sto lat…

      — Zamknij gębę — zaproponował uprzejmie. — Hal, ty zawsze miałeś niedobre skłonności…

      — Już zaczynasz? Chciałem ci tylko powiedzieć…

      — Wiem, co chciałeś powiedzieć. Wiem zawsze, co chcesz powiedzieć, na tydzień naprzód. Gdyby na „Prometeuszu” potrzeba było pokładowego kapelana, ty byś się nadał.

      Cholera, że mi to nie przyszło wcześniej na myśl. Dałbym ci szkołę. Hal! żadnych kazań. Żadnych solenności, klątw, przysiąg i tym podobnych. Jak jest? Dobrze. Tak?

      — Nie wiem. Jak gdyby. Nie wiem. Jeżeli chodzi ci o… no, to między nami nic.

      — Nie, powinieneś najpierw klęknąć — powiedział. — Z klęczek masz mówić. Bałwanie jeden, czy ja się ciebie o to pytam? Mówię o perspektywach i tam dalej.

      — Nie wiem. Ja ci coś powiem: myślę, że ona sama nie wie. Zleciałem jej na głowę jak kamień.

      — Tak. To przykre — zauważył Olaf. Rozbierał się. Szukał slipów. — Ile ty ważysz? Sto dziesięć?

      — Coś koło tego. Nie szukaj, ja mam twoje slipy.

      — Przy całej świętości zawsze lubiłeś wszystko podwędzać — burczał, a kiedy zacząłem je ściągać: — Wariacie, zostaw. Mam w walizce drugie…
--- Koniec cytatu ---

maziek:
Moim zdaniem to z niewinności ;) .

olkapolka:

--- Cytuj ---I teraz jak rozumieć rozmowę Hala i Olafa pod koniec książki? Kiedy Hal nie chce wymówić imienia swojej żony, jakby bał się zazdrości Olafa.
--- Koniec cytatu ---
Bo się boi. Tej zazdrości.
Ale wg mnie nie na zasadzie zastępowania jednej miłości - drugą. A w ogóle: o miłość.
Raczej wynika to z poczucia winy. Że on się zaadoptował do rzeczywistości.
Ocaleli z katastrofy. Powrócili do świata, który miał być ich domem, a był totalnie obcy. Ich trud poszedł właściwie na marne.
W sumie są dla siebie jedynymi stałymi, znanymi punktami w rzeczywistości. Wszystko inne - teatrem.
Z rozmowy z lekarzem:
— Nie. Nie zabiera mi go pan. Dlaczego powiedziałem? Jakich człowiek może mieć bliskich, Bregg? Rodziców. Dzieci. Przyjaciół. Kobiety, Rodziców ani dzieci pan nie ma. Przyjaciół nie może pan mieć.
— Dlaczego?
— Nie mam na myśli pana towarzyszy, chociaż nie wiem, czy chciałby pan przebywać stale w ich kręgu, wspominać…
— Wielkie nieba, skąd! Nigdy!
— A więc? Pan zna dwie epoki. W tamtej spędził pan młodość, a tę pozna pan wnet. Jeśli dodać tych dziesięć lat, doświadczenie pana jest nieporównywalne z doświadczeniem żadnego rówieśnika. Więc oni nie mogą być równorzędnymi partnerami. Cóż, wśród starców ma pan żyć? Pozostają kobiety, Bregg. Tylko kobiety.
— Może raczej jedna — mruknąłem.
— O jedną jest dziś trudno.

W tym kontekście rozmowa Hala z Olem:
— Tak. Powiem ci wszystko. Ty mnie też?
— Zawsze. Ale, Hal, nie wiem, czy warto.
— Powiedz jedno: wiesz, co jest najgorsze?
— Kobiety.
Znowu milczeliśmy.
— To przez to? — spytał.
— Tak. Zobaczysz przy obiedzie. Na dole. Willa jest wynajęta w połowie przez nich.
— Przez nich?
— Młode małżeństwo.
Mięśnie szczęk znowu mu wystąpiły pod piegowatą skórę. .
— To gorzej — powiedział.
— Tak Jestem tu od przedwczoraj. Nie wiem, jak to jest, ale… już kiedy rozmawialiśmy. Bez żadnego powodu, bez żadnych… nic, nic. Zupełnie nic.
— Ciekawe — powiedział.
— Co ciekawe?
— Ja podobnie.
— To dlaczego przyleciałeś?
— Hal, zrobiłeś dobry uczynek.— Rozumiesz?
— Tobie?
— Nie. Komuś innemu. Bo to by się dobrze nie skończyło.
— Dlaczego?
— Albo wiesz, albo nie zrozumiesz.
—  Wiem. Olaf, co to jest? Czy my jesteśmy naprawdę dzicy?
— Nie wiem. Byliśmy dziesięć lat bez kobiet. Pamiętaj o tym.
— To nie tłumaczy wszystkiego. Jest we mnie, wiesz, jakaś taka bezwzględność, nie liczę się z nikim, rozumiesz?
— Jeszcze się liczysz, synu — powiedział. — Jeszcze się liczysz.
— No tak, ale wiesz, o co chodzi.
— Wiem.

Milczałem.
— I dlatego, w pewnym sensie, to jest konieczne, abyś mógł ryzykować — wszystkim. My możemy. Oni nie. Dlatego tak się nas boją.
— Kobiety?
— Nie tylko kobiety. Wszyscy. Hal! Usiadł nagle.

Następnie na scenie pojawia się Eri i Olaf mówi:
— Że ona jest zupełnie jak dziewczęta z naszych czasów. Nie ma tego czerwonego świństwa w nosie ani tych talerzy na uszach, ani świecących kłaków na głowie, nie kapie od złota, dziewczyna, jaką mogłem spotkać w Ceberto czy Apprenous. Zupełnie podobne pamiętam. To wszystko.

I Halowi się z nią udało. Odnaleźć w nowej rzeczywistości.
Olaf zostaje sam. Bez przyjaciela. Jedynej osoby która go rozumie - w tym świecie bez emocji.

--- Cytuj ---Ta scena jest kompletnie dla mnie niezrozumiała. I jakiegoś cienia sensowności nabiera właśnie tylko gdy założyć, że Olaf był uczuciowo zaangażowany, a Hal zostawił go dla dziewczyny
--- Koniec cytatu ---
Nie wiem. Może tak wyglądać, ale myślę, że to jakoś tak:
ta ostatnia rozmowa ma miejsce po tym, jak Hal dowiaduje się, że planowana jest kolejna wyprawa. Olaf należy do załogi. Leci. Chociaż lotów miało już nie być. Nic nie powiedział Halowi o takiej możliwości. Może czują się wobec siebie winni?
Każdy z nich wybrał inaczej. Rozchodzą się drogi przyjaciół. Olaf pewnie chciałby żeby Hal leciał z nimi. A on już "uziemiony";)
Hm...inna rzecz, że Lem chyba w żadnej ksiązce nie napisał tyle o relacjach damsko-męskich.
Być może słowa, których użył dzisiaj brzmią...dziwnie, ale też lubię takiego Lema.
Nie każdy musi te sprawy opisywać jak Proust;)

Marginesowo: kiedyśtam rzuciłam okiem na Akademię Pana Kleksa (film) - sam pomysł akademii prowadzonej przez mężczyznę dla chłopców, ale...fontanna pełan nagich dzieciaków płci meskiej i Kleks...tja...wcześniej na to nie zwracałam uwagi;)

Czyli tak: to z niewinności;)

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej