Nie wiem, tak jak i Ty nie wiesz.
To z Twej strony czysty akt wiary w naukę i postęp. Za miliard lat może być...różnie.
Nie wiem... I nawet nie wiem czy wierzę (może się np. okazać, że mózgi-matrioszki okażą się pomysłem równie naiwnym co kamień filozoficzny, a z wizji Asimova sam się podśmiewałem)... Chodzi o co innego... Twierdzenie, że na określone pytanie/grupę pytań nauka nie odpowie, jest zamykaniem drogi do naukowego poszukiwania odpowiedzi na nie. Po prostu... Jeśli założysz, że nie odpowie i założenie to stanie się powszechne w środowisku naukowym, to znacząco minimalizujesz szanse, że jakakolwiek sensowna odpowiedź na te pytania zostanie udzielona...
Ja zresztą nie jestem przywiązany do wizji SF, ani nawet do co dziwniejszych hurraoptymistycznych konceptów rzucanych niby serio, jako naukowe (podobają mi się np. pomysły Drexlera, ale mam wrażenie, że są przeważnie bujdami), ja po prostu uważam, że nie należy zawężać pola poszukiwań...
Z tego prostego powodu nie, że Remuszki już dawno nie będzie. Owszem, może i możliwy będzie model R, ale model to tylko model.
Zdaje się, że sam Mistrz przyznał, że jak co nieodróżnialne to tożsame. A teleportacja kwantowa tylko to potwierdza...
Sęk w tym, że nauka kiepsko radzi sobie z konstrukcjami nielogicznymi. A taką wygląda mi świadomość.
Poza tym jej cechą jest ulotność. W nauce nazywa się to chyba fluktuacjami. Pojawi się nie wiedzieć skąd myśl i zaraz uleci bez śladu tak, że sam autor nie wie skąd ona i o czym to ja...
Zacznijmy od autora... Czy w ogóle jest autor? Bo mnie się zdaje, że ruch atomów
jest pierwotny, a autor to jeden z tych ulotnych stanów... dalej... Czy nielogiczne? Podległe prawom fizyki, czyli logiczne wbrew pozorom... Najwyżej partackie, bo zasadą ewolucji jest partaczenie... Skoro zaś tak, to rzecz w stworzeniu opisującej to matematyki... Być może nie jest to matematyka na ludzki łeb...
Chyba, że zakładasz możliwość utrwalania tych wszystkich ulotności na podobieństwo pola morfogenetycznego.
Nie wiem co zakładam, bo nie wiem co będzie kiedy - i dla kogo - możliwe... Nie wykluczam nawet, że Tipler może mieć rację (tak jak i nie wykluczam, że jej nie ma). Poza tym może nie trzeba utrwalać, może da się inaczej postrzegać czas... A może to niepotrzebne? Może do rozgryzania człowieka wystarczy pewna matematyzacja jego odruchów, wcale nie tak wyrafinowana jak myślisz (i np. z zachowanych pism remuszkowych da się wyindukować dostateczny model Remuszki)?
Co miał zrobić Jean? Jaki GOLEM na to odpowie?
A czy na pewno coś miał? Przecież skoro sam nie wiedział, to można tę myśl uznać za - trywializując -
bug w programie po prostu? Za jakieś wahnięcie prądów na synapsach wadliwe... Zresztą jeśli taki GOLEM mając danego Jeana wychodzącego na skarpę będzie zdolny przewidzieć jego dalsze zachowania, a nawet gza przylot, dajmy na to, to nie wystarczy byś uznał problem za rozgryziony?
(To opowiadanko Chianga, cośmy się kiedyś z
olką nad nim pastwili, też nie tak daleko od tego.)
Strasznie to mechanistyczne. Sprowadzanie świadomości do drgań atomów.
Do konkretu, po prostu. Skoro mamy takie podłoże, to do niego rzecz musi się sprowadzać. Pozostaje tylko rzecz matematycznie opisać, bazując na empirii.
Otóż wymyślanie tajemnicy samo jest już tajemnicą. Koza ma podobną budowę mózgu i jakoś nie wymyśla tajemnic...a może? Żeby wymyślić tajemnicę, czy choćby głupią bajkę z trzema dnami, trzeba zrezygnować częściowo z logiki. Lub zbudować inną a najlepiej wymieszać.
I mieć potencjał kreacyjny.
Strasznie... humanistyczne to... Znaczy nieostre, literackie... Zabawa słowem...
Not even wrong?
Nauka może się tylko przyglądać, bo choć potencjał ma, pęta ją logika i zasady. Przy niektórych pytaniach, rzecz jasna.
Założenie, bazujące na absolutyzacji obecnego stanu (nie)wiedzy. Kiedyś piorunom też można było się ino przyglądać (i to z bezpiecznej odległości).
Te atomy zaś, to tylko dalszy poziom myślenia ala Piłsudski, który pośmiertnie kazał pokroić swój mózg w plasterki by znaleźli tam ewentualnego geniusza.
I co? I nic. Mózg jak mózg. Tyle w nim Piłsudskiego.
Nie mieli dobrych narzędzi badawczych i tyle.
Teoria nie odtworzy wyjątków i ulotności.
Zwłaszcza, że świadomość to "mała łódeczka miotająca się w oceanie nieświadomości".
Czy ja wiem... strasznie to pachnie takim b. staroświeckim rozumieniem naukowości, newtonowskim wręcz... Sprzed fizyki kwantowej, sprzed teorii chaosu... A one - mam wrażenie - to też powijaki...
Z atomami wolałbym nie współodczuwać. Już na karuzeli mam mdłości.
Aleś Ty empatii pozbawion... Zukav by się powiesił ze zgryzoty
. On nawet fotony o rozumność posądzał
.
Raczej zwiększyła, biorąc pod uwagę, że każda odpowiedź generuje kolejnych pytań wiele.
Ok, może bezpieczniej będzie: powiększała wiedzę
.
Poza tym mam wrażenie, że nadajesz nauce cechy odrębnego świadomego siebie bytu.
A to wszak tylko narzędzie w rękach, mackach...znikną macki, zniknie nauka.
Nadaję, bo ręce się zmieniają, a nauka trwa...
Chodzi o to, abyś podał przykład takiego hipotetycznego doświadczenia wg metody naukowej, które miałoby wykazać bądź zaprzeczyć istnieniu Boga, a nie filozofował.
Ale jakiego Boga? Konkretnie... Jakiejś określonej religii dajmy na to, czy celowo wsadzonego do Czajniczka Russella wyposażonego w napęd dość szybki i uniwersalny, by każdorazowo zdążał uciec poza zasięg naszych możliwości obserwacyjnych... Bo ten drugi Bóg to - IMHO - filozoficzna zabawka, niewiele różna od pojęcia
"kwadratowe koło". Ma w ogóle sens się takim pojęciem zajmować...?
BTW. czy są jakieś sensowne przesłanki, by zakładać, że Wszechświat ktoś zrobił?
Sfalsyfikował? Jak? Nic o tym nie słyszałem...
A, zobacz... Na Olimp włażono - Zeusa nie zastano. Tęczę badano - mostem się nie okazała. Piorun nie ma cech młota (nawet rekina-młota). itd.
to nie żaden Bóg, który jest na zewnątrz poznawalnej rzeczywistości.
Tylko czy ten
maźkowy Bóg poza to nie jest
Bóg-ultymatywnej-dziury, nic ponad zabawkę logiczną? Bogowie tradycyjnych religii byli namacalni (nawet bardzo, dawało się z nimi nawet sobie
dziecko zrobić)... Czy robienie z koncepcji bóstwa coraz większej abstrakcji to nie jest aby ucieczka przed postępem wymiernej wiedzy...?
Przy czym o ile to by się udało, to co prawda potwierdzilibyśmy, że wszechświat można stworzyć, i że może on mieć inne stałe - ale nadal nie byłoby wiadomo, kto stworzył nasz i dlaczego ma takie stałe, skoro mogą być inne . Czyli nawet hipotetyczna zdolność do eksperymentalnej kreacji innych wszechświatów nie daje nam w praktyce odpowiedzi na postawione pytanie.
Coś mi się zdaje, że gdyby nawet empirycznie takiego kosmogonika stwierdzono i za j..ądra atomowe złapano, i zeznania czemu tak, a nie inaczej, stałe poustawiał wyduszono (a rzekłby pewnie: bawiłem się, testowałem różne warianty), to byś się upierał, że to jeszcze nie Bóg, skoro się dał przydybać... (Nawet gdyby się przyznał do podyktowania Biblii, Koranu i Bhagawadgity również.) I, że prawdziwym Stwórcą ten/to być musi, co Multiverusm powołał(o) i owego kosmogonika w nim...