Stanisław Lem - Forum

Polski => DyLEMaty => Wątek zaczęty przez: Bladyrunner w Marca 11, 2005, 12:22:57 pm

Tytuł: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Bladyrunner w Marca 11, 2005, 12:22:57 pm
Odkąd pamiętam wszyscy wypisują listy najlepszych książek i autorów, mam więc propozycję, aby ugryźć problem z drugiej strony i żebyśmy stworzyli listę tego, co najgorsze w sf. Taka lista jak mi się wydaje mogła by być nieocenioną pomocą w przeprawianiu się przez ocean fantastycznej literatury. Umieszczać można by tu zarówno nazwiska grafomanów oraz ich dokonania, jak i tytuły wpadek popełnionych przez dobrych autorów (z zaznaczeniem, że są to tylko wpadki).
Cóż wypada mi więc zacząć wyliczankę. Na początek najgorsi autorzy:

Adam Hollanek - To już legenda gniotu, wprawdzie dla propagowania fantastyki człowiek bardzo zasłużony, ale jako pisarz wsławił się tym, że nie napisał nic, co dałoby się czytać.

Carlos Rasch - NRD-owski  pisarz, który napisał najgorszą książkę wydaną przez Iskry noszącą tytuł "Łowcy asteroidów".

Andrzej Trepka (wyłączając wspólne pisanie z Krzysztofem Boruniem) - Jako samodzielny twórca nie na pisał nic dobrego, wprawdzie niektóre z jego książek dają się czytać, ale to kompletna strata czasu.

Robert Silverberg - Bodaj najbardziej przereklamowany pisarz sf, jedyną w miarę przyzwoitą jego książką, jaką czytałem był "Człowiek w labiryncie", niektóre z jego dokonań są nawet znośne, ale po co czytać to co tylko znośne, a w przeważającej większości tragiczne.

Na razie starczy, teraz wpadki:

"Sezam"; i "Astronauci" Stanisława Lema - Tak naiwne i tak nudne, ze po prostu nie da się ich czytać.

"Wyjście z cienia" Janusz Zajdel - Również strasznie naiwne i bez polotu. U Zajdla są jeszcze dwie cienkie młodzieżówki "Lalande" i "Prawo do powrotu", pierwsze jako literatura dla liceum jest nawet ok., natomiast drugie czytałem tak dawno, ze nie jestem w stanie ocenić, a powtarzać lektury raczej nie ma sensu.

"Mroczne lata świetlne" Brian Aldiss - Nie wiem czy wyszło po za wydawnictwem klubowym, ale jeśli tak, to wielka szkoda, czytając w ogóle nie odnajdywałem w niej nic z mistrza.

To było na dobry początek, mam nadzieję, że podchwycicie. Ja jeszcze też coś później dopiszę.
Tytuł: Re: Najgorsze w sf.
Wiadomość wysłana przez: Macrofungel w Marca 11, 2005, 01:46:27 pm
Lista najgorszych powieści sf. na pewno przysłuży się fanom tego typu literatury. Żeby było wszystko jasne, proponowałbym jeszcze zamieścić listę najgorszych filmów.
Tytuł: Re: Najgorsze w sf.
Wiadomość wysłana przez: Bladyrunner w Marca 11, 2005, 06:03:39 pm
Ale z filmami jest ten problem, że jest może 50 tytułów które nadają się do oglądania, z tego tylko około połowa to filmy dobre, a filmów z najwyższej półki jest zaledwie kilka. Reszta to filmy kiepskie, fatalne, a nawet tragiczne i jest tego tyle, że nie sposób wymienić.
Tytuł: Re: Najgorsze w sf.
Wiadomość wysłana przez: Macrofungel w Marca 12, 2005, 06:37:08 pm
Smutne to, ale prawdziwe.
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Terminus w Marca 12, 2005, 11:41:03 pm
Ja mam ten problem, że jestem niesłychanie krytyczny w wyborze tego co przeczytam i rzadko trafiam na naprawdę złe ksiązki, więc nie mam za bardzo co odradzic:) Ale może napiszę - niedawno miałem do czynienia z ,,Gwiazdy jak pył'' Asimova i w ogóle mi to nie przypadło do gustu, było przewidywalne, schematyczne, i po dobrnięciu do jednej czwartej przestałem czytac... Może się mylę, ale to chyba nie była najlepsza z jego książek ::)
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Bladyrunner w Marca 13, 2005, 11:26:03 pm
Ciekawi mnie jakiego używasz klucza Termiusie, sam bym może skorzystał. Mój problem polega na tym, że jakieś dwa lata temu odkupiłem od kogoś całą kolekcję książek i pomimo starań mam jeszcze kilkaset pozycji do przeczytania. Chętnie zaoszczędziłbym sobie przerabiania lektur, które są poprostu stratą czasu i nerwów.
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Socrates w Marca 14, 2005, 08:48:15 am
Orson Scott Card.  Totalny idiota.  Przeczytalem 3 ksziazki, pierwsza z niewiedzy, druga z niedowierzenia, i trzecia zeby sie upewnic.  Gosc ma troche ciekawych pomyslow (ktore i tak zostaly zerzniete od innych), ale niestety nie grzeszy inteligencja.  Jak nie wierzycie, przeczytajcie "Ender's Game".

Socrates
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Terminus w Marca 16, 2005, 03:27:11 am
A chyba miałem z nim do czynienia... to chyba było coś o jakimś Alvinie... prorok Alvin czy coś takiego. Wytrzymałem ze 30 stron :) I tak dobrze...

(ale jaki ładny website ten pan ma... no no)
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Udatej w Marca 28, 2005, 10:05:25 am
Jako nowy, niewielki tylko wkład włożę w typy, właśnie świeżo po lekturze sentymentalnych 'Dalekich Szlaków' niejakiego Siergieja Sniegowa /małe Iskry/ - myślę, że wysokie miesce na liście gniotów. Zływrogi, Pożeracze Przestrzeni i rozmach space-opera, Fundacja z Diuną to małe piwo. POLECAM - to nieprawdopodobna bzdura, aż warto poznać.

Pozdrawiam
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Terminus w Marca 28, 2005, 11:10:10 pm
Cytuj
"Sezam"; i "Astronauci" Stanisława Lema - Tak naiwne i tak nudne, ze po prostu nie da się ich czytać.



,,Sezamu'' nie czytałem, ale właśnie aktualnie walczę z ,,Astronautami'' i trzeba przyznać, że jest to walka ciężka i wymagająca wyrzeczeń ::) Jest to niezbyt solidna książka... a najgorsze są te wstawki ,,politycznie poprawne'', jak teksty w stylu ''minęło 40 lat od upadku ostatniego państwa kapitalistycznego'' albo nazwa pierwiastka ''communium'' etc.  Szkoda, bo np. ,,Obłok Magellana'' (mimo oczywiście również kilku smaczków politycznych) podobało mi się o wiele bardziej.
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: NEXUS6 w Marca 29, 2005, 01:48:06 am
Przeczytaj jeszcze, Terminus "Czas nieutracony", to będziesz miał dopiero zgrzyt socjalistyczny ;D
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Terminus w Marca 30, 2005, 03:32:23 am
Heh ok ::) Mam nadzieję że prędzej czy później przeczytam wszystko ::)
Tytuł: utrzymują Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Macrofungel w Marca 30, 2005, 04:57:40 pm
Ciekawe jest, dlaczego ludzie lubią czytać gnioty. Pewnie wynika to z tego, że w ten sposób utrzymują się w przekonaniu o swojej wysokiej inteligencji, uswiadamiając sobie, że autorzy owych "dzieł" są głupsi od nich. To tylko taka teoria, głowy za nią nie dam... Acha, jeśli o mnie chodzi, to SF czytam od niedawna, i to głównie Lema, tak więc nie zdążyłem się jeszcze natknąć na książkę na prawdę tragiczną. Z tego co pamiętam nieco rozczarowała mnie kontynuacjia kultowej skądinąd powieści Herberta (która oczywiście mi się podobała, aczkolwiek nie bez zastrzeżeń) Nie mam oczywiście najmniejszego zamiaru twierdzić, że Herbert był kiepskim pisarzem, a jedynie że nie potrafił przebić samego siebie. To taka drobna wpadka. O pozostałych książkach z Diuną w tytule się nie wypowiadam, bo ich po prostu nie czytałem.
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Terminus w Marca 30, 2005, 06:46:09 pm
Ludzie czytają gnioty  z powodu nieświadomości. Nie wiedzą, że książki są słabe, ponieważ nikt nigdy nie nauczył ich na czym polega wartość literatury. Tak więc trzeba stwierdzić bez wątpliwości, że to raczej czytelnika ocenia się po książkach które czyta; niż odwrotnie.
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Macrofungel w Marca 30, 2005, 06:53:39 pm
Oczywiście zgadzam się z tym. Z gniotami tak już jest, że raczej nie są pisane przez idiotów, lecz dla idiotów. Ale czytelnicy nie zawsze zdają sobię z tego sprawę, no i dlatego je czytają.
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Bladyrunner w Kwietnia 13, 2005, 10:07:35 am
Niedawno przeczytałem książkę Ziemiańskiego. Wcześniej miałem już nieprzyjemność czytania kilku jego opowiadań, ale zastanawiałem się, czy aby poprostu źle nie trafiałem, wszak nie można ot tak człowieka skreślać, zwłaszcza, że ma tylu fanów co mogło by jednak wskazywać na jakiś poziom. Po zrealizowaniu tego karkołomnego przedsięwzięcia, jakim bez wątpienia było przebrnięcie przez wszystkie strony dzieła wspomnianego autora doszedłem do ostatecznego wniosku, iż jest on kompletnym grafomanem, a jedyne czym zjednuje sobie czytelników to permanentnie powtarzane kurwa. Tak więc fenomen Ziemiańskiego można by przez analogię porównać z fenomenem pewnego reżysera, prawdziwej chluby polskiej kinematografii czyli do Pasikowskiego. Radzę trzymać się z dala.
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Października 27, 2008, 11:47:35 pm
Robert Silverberg - Bodaj najbardziej przereklamowany pisarz sf, jedyną w miarę przyzwoitą jego książką, jaką czytałem był "Człowiek w labiryncie", niektóre z jego dokonań są nawet znośne, ale po co czytać to co tylko znośne, a w przeważającej większości tragiczne.

Co do Silverberga to IMHO sprawa jest bardziej złożona. Facet jest inteligentny (vide jego felietony dla "NF") i jak na amerykańskiego autora SF ma znośny styl. Kłopot z nim jest taki, że nagina swój talent do najniższych czytelniczych oczekiwań i na czas pisania świadomie zapomina o posiadanej naukowej wiedzy. Zdarzają się ludzie inteligentni i o szerokich zainteresowaniach, których talent literacki jest na poziomie grafomana (Lovecraft, chyba też Asimov), ale z Silverbergiem jest inaczej, bo styl ma niezły. Mimo to włazi chyba w każdą utartą, nieoryginalną koleiną, w którą może wleźć pisarz SF, a do tego zaczynając powieści dość oryginalnie, kończy je bełkotem. (Przykro mi: w "Człowieku w labiryncie" problem Kontaktu z Obcymi rozwiązany jest za pomocą deus-ex-machina na poziomie słabszych odcinków "Star Treka", co pachnie ostrą infantylizacją tematu. W dodatku od samego początku można się domyślić tego finału. Fakt, że główny bohater jest nawet ciekawą postacią zgrzyta z tym infantylizmem tym bardziej.)

Swoją drogą ostatnio wznowione zostały (w jednym tomie) dwie uznawane za klasyczne powieści tego autora - "W dół, do ziemi" (http://esensja.pl/ksiazka/prezentacje/tekst.html?id=6084) i "Czas przemian" (http://esensja.pl/ksiazka/prezentacje/tekst.html?id=6085). Obie noszą ciężkie znamiona sztampy, a mimo to umieją wciągnąć, ale w obu fabuła w pewnym momencie przechodzi w bełkot. "W dół..." zaczyna się jak opowieść o urzędniku kolonialnym odwiedzającym niepodległe już - dajmy na to - Indie. Potem dostajemy powtórkę z "Jądra ciemności", w wydaniu infantylniejszym i wszystko to trzyma klimat, choć podobieństwo obcej przyrody do ziemskiej sięga granic absurdu, a obcość rozumnych Obcych polega na tym, że przypominają słonie i nie wstydzą się czynności fizjologicznych. Wszystko to daje się jeszcze przełknąć dzięki narratorskiej biegłości autora, niestety opus coronat niedorzeczny i przesiąknięty mistycyzmem a'la New Age finis.

"Czas przemian" znów zaczyna się ciekawie. Mamy humanoidalno-feudalną społeczność innej planety ("Star Trek", LeGuin, Strugaccy, Aldiss  etc.), która jednak budzi zaciekawienie, bowiem jest to społeczność nie uznająca indywidualizmu, nawet w mowie (styl trochę podobny jak w "Lodzie" Dukaja ;)). Temat tak ambitny, że pozwalający przymknąć oko na sztampowość kosmicznego feudalizmu* (w końcu LeGuin to wybaczamy) zostaje jednak zmarnowany, gdy autor wprowadza (znów deus maszynowy) narkotyk dający poczucie wspólnoty, a fabuła skręca w awanturniczo-romansową durnotę. Jeśli traktować serio maksymę Leszka Millera o zaczynaniu i kończeniu, trzeba zauważyć, iż finis znów jest fatalny, bo deusowato-machinowaty, acz tym razem przynajmniej pozostawiony w niedopowiedzeniu (co można liczyć na mały plus). Nie będę się dalej nad tym "Czasem..." pastwił, bo Mistrz zrobił to lepiej w "FiF". Zresztą nie jest to nawet rzecz całkiem zła (a już na pewno nie najgorsza), tylko szkoda, że autor tak dalece uległ eskapizmowi antyproblemowemu i rozwinął niebanalny problem tak naiwnie...

(Ciekawe jest natomiast, że z opowiadaniami Silverberg radzi sobie znacznie lepiej (http://www.fahrenheit.net.pl/archiwum/f35/07.html)... Widać za krótkie są by zdążył zepsuć ;).)

Niedawno przeczytałem książkę Ziemiańskiego. Wcześniej miałem już nieprzyjemność czytania kilku jego opowiadań, ale zastanawiałem się, czy aby poprostu źle nie trafiałem, wszak nie można ot tak człowieka skreślać, zwłaszcza, że ma tylu fanów co mogło by jednak wskazywać na jakiś poziom. Po zrealizowaniu tego karkołomnego przedsięwzięcia, jakim bez wątpienia było przebrnięcie przez wszystkie strony dzieła wspomnianego autora doszedłem do ostatecznego wniosku, iż jest on kompletnym grafomanem, a jedyne czym zjednuje sobie czytelników to permanentnie powtarzane kurwa. Tak więc fenomen Ziemiańskiego można by przez analogię porównać z fenomenem pewnego reżysera, prawdziwej chluby polskiej kinematografii czyli do Pasikowskiego. Radzę trzymać się z dala.

Ha. Ziemiański i tak się rozwija. Zaczynał ze znacznie niższej (tak, to jednak możliwe) nuty:
http://www.fahrenheit.net.pl/archiwum/f41/38.html


* choć nie do końca: połączenie kultury braku indywiduaizmu ze, zbudowanym jak wiadomo na "silnych jednostkach", feudalizmem - to największe (bijące po oczach absurdem) zwichnięcie koncepcyjne w/w powieści
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Lipca 31, 2010, 11:16:51 pm
Orson Scott Card.  Totalny idiota.

Wybaczcie odgrzewanie, ale z tego co wyczytałem facet nie dość, że zgłupiał jeszcze bardziej, to stał się grafomanem bezczelnym, bo dla gotówki dopisującym coraz to nowe podcykle do enderowego cykliszcza (dodając coraz to nowe detale do starej fabuły, zaś z bohatera robiąc coraz większego "przepaka"):
http://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=9286
A ludziska, toto - co gorsza - kupują...
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Luca w Sierpnia 03, 2010, 05:35:24 pm
Orson Scott Card.  Totalny idiota.

Wybaczcie odgrzewanie, ale z tego co wyczytałem facet nie dość, że zgłupiał jeszcze bardziej, to stał się grafomanem bezczelnym, bo dla gotówki dopisującym coraz to nowe podcykle do enderowego cykliszcza (dodając coraz to nowe detale do starej fabuły, zaś z bohatera robiąc coraz większego "przepaka"):
http://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=9286
A ludziska, toto - co gorsza - kupują...

A jam czytał "Grę Endera" oraz "Mówcę Umarłych" nawet nie raz i przyznam, że mi się bardzo podobało. Zwłaszcza ten drugi tom imponował mi zawsze rozmachem i swoją "gęstością" informacyjną. Czy to efekt mojego młodzieńczego zaślepienia (pierwsza odczytanie jeszcze chyba w podstawówce), czy też może O.S.Card`owi zdarzyło się jednak wyskrobać coś godniejszego, niż możnaby wnioskować po waszych mocno krytycznych uwagach odnośnie jego poziomu?

Dodam jeszcze, że czytałem również "Ksenocyd" (trzeci tom sagi), w którym czuć już było pewne obniżenie lotów i mocne kombinowanie. Po lekturze miałem pewność, że kontynuowanie cyklu poza tę księgę nie może skończyć się dobrze, więc i dalej brnąć nawet nie próbowałem...
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Sierpnia 03, 2010, 07:24:31 pm
Luca, fajnie, że się odzywasz, brakowało mi na forum Twojego głosu :).

Teraz polemika:
A jam czytał "Grę Endera" oraz "Mówcę Umarłych" nawet nie raz i przyznam, że mi się bardzo podobało. Zwłaszcza ten drugi tom imponował mi zawsze rozmachem i swoją "gęstością" informacyjną.

Tzn. powiem tak... Pierwszy "Ender" to jeszcze arcydzieło na tle reszty, bo tam jest jeszcze relatwnie niezła psychologia (o ile przymkniemy oko, że dla śladowego realizmu choćby te dzieciaki powinny miec dychę wiecej). Da się je jeszcze jakoś przełknąć, zwł. jak się człowiek sam, za młodu, wyalienowanym geniuszem czuł ;D o ile przymknie się też oko na takie "kfiatki" jak "genialna" taktyka Endera na poziomie elemantarza kadetów i bzdurny wątek zdobycia władzy nad światem przez sieć (spóbujem tak? jest nas więcej... ;)).

Natomiast co do dalszych tomów... Pamiętam swoje zderzenie z pocżątkiem "Mówcy umarłych". No rozumiem, że szok i trauma, że strach przed pchaniem się z butami, ale że oni tych Obcych z orbity nie obserwowali? (Przecież obecnie już są satelity szpiegowskie osiągające przyzwoite rozdzielczości.) Że oni im DNA (czy co tam mieli) nie pobrali by zmapować? (Do tego czasu chyba powinny być maszynki, w które wrzucisz genotyp, otrzymasz fenotyp. A takie "pobranie" nie musi być inwazyjne.) No i "codzienna" warstwa technologiczna: pomijając ansible i loty nadświetlne to tam jest wszystko na poziomie staroświeckim już w czasach sukcesów Asimova. To jest taka SF-bez-technologii, mimo, że niby do gwiazd latają*.

Pamiętam też wywiad z Cardem: rozmówca zwracał uwagę, że teoria informacji, że fizyka kwantowa u niego i o szczegóły wizji pytał, a ten - ładniejszymi słowy - "panie, ja się na nauce nie znam, ja to z głowy pisałem"**. To mi wystarczyło.

ps. a "Endera" tymczasem na komiksy przerobili (dobrze mu tak :P):
http://marvel.com/endersgame


* oczywiscie, wiem, że nie cała SF technologią stoi, wystarczy przywołać Dicka, Le Guin, "Kirinyagę" (umiejacego też zresztą strasznie grafomanić: vide ten cykl o kosmicznym burdelu czy inne space westerny) Resnicka czy - hehe - "Solaris"; ale na moje oko nie ma u Carda myślowego bogactwa w innych dziedzinach, które by kompensowało technologiczny analfabetyzm tego autora

** nawiasem mówiąc całkowita umowność i/lub fikcyjność prezentowanych technologii to w amerykańskiej "S"F zjawisko dosć częste od jej zarania - dowody znajdziemy zarówno w twórczości jej "ojców założycieli" - "Doca" Smitha, Asimova, Van Vogta jak i dziś np. u Webera - częściowo jest to wynik pulpowych korzeni tego nurtu, częściowo jego - podnoszonej nieraz przez Lema - faktycznej baśniowości; Asimov też pisząc o robotach nie wierzył w ich powstanie
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 11, 2010, 10:01:58 am
Wielokroć zachwalałem na niniejszym Forum (co prawda warunkowo tj. jako jednookich między ślepymi) Grega Egana i Alastaira Reynoldsa. I owszem, nadal twierdzę, że na tle tego co dziś sprzedawane bywa jako SF, obaj panowie warci są zauważenia (acz ekstatyczne krzyki, że jeden czy drugi to nowy Lem czy nowy Clarke, to tylko krzyki, nic więcej). Tym niemniej obaj kwalifikują się także do wymienienia w niniejszym topicu.

Egan z fragmentem swoich (przeważnie całkiem dobrych) "Dywanów Wanga", wygrywa w kategorii Najgorsza Introdukcja Nadludzkiego Intelektu. Otóż nadludzko potężny byt wirtualny, żyjacy w komputerowym środowisku, wywodzący się od ludzi, ale wysoce ich przewyższajacy wszelkimi parametrami:

Czekając na tysiąckrotne klonowanie i rozproszenie w dziesięciu milionach sześciennych lat świetlnych, Paolo Venetti rozluźnił się w swojej ulubionej ceremonialnej kąpieli: w schodkowym sześciobocznym basenie umieszczonym na dziedzińcu z czarnego, nakrapianego złotem marmuru. Paolo przywdział pełną tradycyjną anatomię. Z początku była dość niewygodna, ale ciepłe prądy opływające plecy i ramiona z wolna wprowadziły go w przyjemne otępienie. Ten sam stan mógłby osiągnąć natychmiastowo, na żądanie. Jednak okazja wymagała raczej pełnego rytualnego prawdopodobieństwa, ozdobnej, łagodnej imitacji fizycznej przyczyny i skutku.
Kiedy zbliżała się chwila diaspory, niewielka szara jaszczurka przemknęła po dziedzińcu, skrobiąc pazurkami po marmurze. Przystanęła nad brzegiem basenu, a Paolo zachwycił się delikatnym rytmem jej oddechu. Obserwował, jak przygląda mu się przez chwilę, po czym odbiega i znika w otaczających dziedziniec winoroślach. Jego środowisko pełne było ptaków, owadów, gryzoni i małych gadów, dekoracyjnych z wyglądu, a także satysfakcjonujących zmysł bardziej abstrakcyjnej estetyki: przełamywały surową środkową symetrię samotnego obserwatora, zakotwiczały symulację przez jej percepcję z licznych punktów widzenia. Ontologiczne liny odciągów. Co prawda nikt nie pytał jaszczurek, czy chcą być klonowane. Wyruszały w drogę, czy tego chciały, czy nie.
Niebo nad dziedzińcem było ciepłe i niebieskie, bezchmurne i bezsłoneczne, izotropowe. Paolo czekał cierpliwie, gotów na każdy z pół tuzina rozmaitych losów.
Niewidoczny gong uderzył cicho trzy razy. Paolo roześmiał się zachwycony.
Jeden gong oznaczałby, że wciąż jest na Ziemi: rozczarowanie, oczywiście, ale miało to też swoje dobre strony. Każdy, na kim mu zależało, mieszkał w polis Cartera-Zimmermana, jednak nie wszyscy postanowili w tym samym stopniu uczestniczyć w diasporze. Jego ziemska jaźń nie straci nikogo. Świadomość, że pomógł bezpiecznie wysłać w drogę tysiąc statków, także dostarczyłaby mu satysfakcji. Natomiast pozostanie w rozległej, rozwiniętej na Ziemi społeczności, połączenie w czasie rzeczywistym z całą globalną kulturą samo w sobie byłoby atrakcją.
Dwa uderzenia znaczyłyby, że ten klon Cartera-Zimmermana osiągnął system planetarny pozbawiony życia. Zanim zdecydował, by obudzić się w takiej sytuacji, Paolo zbudował złożony - choć nieświadomy - model autopredykcyjny. Badanie garstki obcych, choćby i martwych, światów miało się prawdopodobnie okazać cennym doświadczeniem. Miałoby także tę niewątpliwą zaletę, że owo działanie nie byłoby hamowane przez liczne środki ostrożności konieczne wobec odkrycia obcego życia. Populacja C-Z byłaby o połowę mniejsza od oryginalnej i brakowałoby mu wielu najbliższych przyjaciół, był jednak przekonany, że szybko nawiązałby nowe przyjaźnie.
Cztery uderzenia gongu byłyby sygnałem odkrycia obcej inteligencji. Pięć - cywilizacji technicznej. Sześć - kosmicznych wędrowców.
Trzy uderzenia jednak oznaczały, że sondy zwiadowcze natrafiły na niewątpliwe oznaki życia, a to było wystarczającym powodem do radości. Aż do chwili przedstartowego klonowania - subiektywny moment przed dźwiękiem gongu - na Ziemię nie dotarły żadne dane o obcym życiu. Nie można było zagwarantować, że odnajdzie je którakolwiek część diaspory.


Pikne po prostu. Cuś pomiędzy przepychem-a'la-opera-mydlana, a standardowym wakacyjnym zdjęciem naszoklasowym. (Potem zresztą w tym basenie mamy też romantyczna scenę seksualna z udziałem tego samego bohatera.) Już widzę podobnie się pluskającego GOLEMa  :P

Reynolds natomiast wygrywa w kategorii Najgorszy Kapitan Statku Kosmicznego:

   Zaprowadzono nas do kapitana.
   Siedział na wielkim królewskim tronie, zawieszonym na długim bomie, umożliwiającym trójwymiarowe ruchy po wielkim mostku. Inni oficerowie mieli podobne fotele, ale gdy weszliśmy, przezornie odjechali na nich w stronę ściennych displejów wypełnionych skomplikowanymi diagramami. Stałem z Cahuellą na niskim wysuwalnym podeście, dochodzącym mniej więcej do środka kopuły mostku.
   - Pan... Cahuella - odezwał się mężczyzna na tronie. – Witam na pokładzie. Jestem kapitan Orcagna.
   Kapitan robił takie samo wrażenie jak jego statek. Ubrany od stóp do głów w błyszczącą czarną skórę, na nogach miał wysokie do kolan, czarne spiczaste buty. Dłonie w czarnych rękawiczkach złożył w piramidkę pod brodą. Z czarnego kołnierza tuniki wystawała głowa jak jajo. W przeciwieństwie do reszty załogantów czaszkę miał zupełnie łysą. Charakterystyczna twarz pozbawiona zmarszczek mogłaby należeć do dziecka... albo do trupa.
   - A pan? - spytał wysokim, niemal kobiecym głosem, skinąwszy ku mnie.
   - Tanner Mirabel - odparł Cahuella, nim zdążyłem otworzyć usta. - Mój osobisty spec od bezpieczeństwa. Idzie tam, gdzie ja. To nie...
   - ...podlega negocjacji. Tak, słyszałem. - Nieobecnym wzrokiem Orcagna wpatrywał się w jakiś tylko jemu widoczny obiekt zawieszony w powietrzu. - Tak, rozumiem... Tanner Mirabel. Były żołnierz, potem zatrudniony u Cahuelli. Powiedz mi, Mirabel: jesteś całkowicie pozbawiony moralności czy zupełnie nie wiesz, dla jakiego człowiek pracujesz?
   Cahuella również teraz pośpieszył z odpowiedzią.
   - Wyrzuty sumienia to nie jego sprawa.
   - Ale czy miałby je, gdyby wiedział? - Orcagna znowu spojrzał na mnie, ale z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Tak jakbyśmy rozmawiali o kukiełce poruszanej przez niecielesną inteligencję działającą w statkowej sieci komputerowej.
   - Powiedz mi, Mirabel, czy zdajesz sobie sprawę, że twój pracodawca jest uznany gdzieniegdzie za przestępcę wojennego?
   - Tylko przez hipokrytów, chętnie kupujących od niego broń, o ile nie sprzedaje jej innym.
   - Płaskie pole bitwy jest o wiele lepsze od każdego innego - przytoczył Cahuella swe ulubione powiedzonko.
   - Ale ty nie tylko handlujesz bronią - stwierdził Orcagna. Znów oglądał niewidoczny dla innych obiekt. - Kradniesz i zabijasz. Są dowody na twój udział przynajmniej w trzydziestu morderstwach związanych z czarnym rynkiem broni. W trzech przypadkach byłeś odpowiedzialny za redystrybucję broni, która powinna być wycofana na mocy układów pokojowych. Można udowodnić, że pośrednio przyczyniłeś się do przedłużenia, a nawet do ponownego wzniecenia czterech lub pięciu konfliktów terytorialnych, bliskich wówczas ugody. Twoje działanie spowodowało śmierć dziesiątków tysięcy ludzi. - Cahuella chciał zaprotestować, ale Orcagna nie zwracał na to uwagi. - Dla ciebie liczy się tylko zysk. Jesteś zupełnie pozbawiony moralności i poczucia dobra i zła. Fascynują cię gady, bo może widzisz w nich własną osobowość, a w istocie jesteś bezgranicznie próżny. - Kapitan podrapał się po brodzie. - Krótko mówiąc - kontynuował z lekkim uśmieszkiem - jesteś bardzo do mnie podobny. Z kimś takim mogę chyba robić interesy. - Spojrzał na mnie. - Ale powiedz mi, Mirabel, dlaczego dla niego pracujesz. W waszych życiorysach nie dostrzegam żadnych wspólnych elementów.
   - Płaci mi.

"Migotliwa Wstęga"

Noż ku***a jego... Ci dzisiejsi kapitanowie, jak z Tarantino wzięci - weź komiksowego gangstera i nazwij kosmonautą. Straszny kicz i to podany sierioznie, a nie z dickowską lekkością.

(http://media2.my.88db.com/my_UploadFiles/2008/04/11/416AC3FC-4A3B-4031-A009-DB8318BE8442.jpg)
Basen i łysy gangster - obilcze współczesnej SF?

ps. i może byłbym mniej wściekły gdyby obaj w/w autorzy byli po prostu durniami, bo wtedy bym ich zwyczajnie nie czytał, a tak z miejscami interesującego* tekstu, w innych miejscach wyskakują takie kfiatki


* w końcu pan Nadludzki Cyfrowy Pluskacz Basenowy jest uczestnikiem wiarygodnie przedstawionego podejścia do Kontaktu z Obcym Rozumiem, a pan Kapitan Badass W Fetyszystycznych Ciuszkach dowodzi b. interesująco opisanym, wiarygodnym technicznie (i to na poziomie opisów ACC) statkiem podświetlnym, który lata po Kosmosie zaprezentowanym w sposób uwzględniajacy w swych założeniach wszelkie (wygłoszone w kontekście imperiów Asimova) uwagi Lema o wpływie nieprzekraczalności PŚ na politykę i socjologię
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: maziek w Grudnia 22, 2010, 09:51:13 pm
To jest obrazek z gry Hitman ileśtam, który nie ma nic wspólnego z SF w sensie gatunku a ten łysy ze spluwą nie przyszedł się kąpać i nie jest rozluźniony.
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 22, 2010, 10:35:05 pm
Inżynier, zawsze czepnie się jakichś detali... :P
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: maziek w Grudnia 23, 2010, 08:39:08 am
A, i zapomniałem - ten łysy nie jest gangsterem :) .
Tytuł: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Lipca 13, 2012, 09:05:30 pm
Zaciekawiony informacją, że John C. Wright, autor reprezentowany na naszym rynku tylko jednym, ale sympatycznym i dość kunsztownym (choć błahym) opowiadaniem "Prawo gościnności", dopisał - zgodnie z obecną modą - ciąg dalszy klasycznej powieści "Świat Nie-A", znanego z "FiFy", Van Vogta sięgnąłem po owo vanvogtowe cudo.

Van Vogt - posądzany przez Lema, ale i D. Knighta np. o antyintelektualizm - zamarzył sobie tym razem napisać powieść idei. Ideę przewodnią wziął sobie z semantyki ogólniej A. Korzybskiego (postrzeganej zazwyczaj jako pseudonauka, acz do jej obrońców - i zwolenników - zaliczał się m.in. Buckminster Fuller). W efekcie wszystkie mądre spostrzeżenia protagonisty czy narratora (zahaczające o wielokroć dyskutowane tu tematy wpływu sensorium na świadomość, braku idealnej tożsamości pomiędzy rzeczywistością, a jej modelami, wreszcie nurtującym maźka pytaniem, czy możliwy jest umysł jakościowo lepszy od ludzkiego i na ile ludzki jest w stanie obejść swoje przyrodzone ograniczenia) idą na konto Korzybskiego właśnie, Van Vogta da się rozliczać tylko z fabuły. Ta zaś jest awanturniczo-kryminalno zagmatwana i nie dość, że sama nie trzyma się kupy stanowąc istne pomieszanie z poplątaniem, to jeszcze odkleja się od warstwy ideowej doczepionej do niej na siłę (w dyskusji z pewnym forumowiczem ze startrek.pl szydziłem swego czasu, ze jego koncepcja ambitnego kina rozrywkowego polega z grubsza na tym, by w czasie pojedynku kung fu oddający się mordobiciu przeciwnicy wykrzykiwali, bez większego zwiazku z kopaną fabułą, fragmenty z dzieł filozofów czy też z uniwersyteckiego podręcznika fizyki; u Van Vogta to prawie tak wygląda).

Niemniej jednak rzecz mimo, że - in toto - wypada chyba nawet gorzej niż międzyplanetarna bujda "Doc'a" Smitha, której nie zmogłem, godna jest z paru powodów uwagi. Po pierwsze autor bawi się w tle fabuły, nieogranymi wtedy, pomysłami klonowania i teleportacji (opisanej w sposób - od biedy - budzący poprawne skojarzenia ze splątaniem kwanotwym). Po drugie pewne myśli (choćby pośrednio umieszczona nawet w tytule logika niearystotelejska) - nawet jeśli przepisane od Korzybskiego - stanowiły dla masowego amerykańskiego czytelnika istotne novum (tworząc też - o czym dalej - podwaliny pod późniejsze sukcesy Dicka):

"- Czy jadłeś coś na pokładzie?
Gosseyn przez chwilę próbował sobie przypomnieć. Świat, który próbował odkryć, był niematerialny i równie nie istniejący, jak inne, jemu podobne. Wspomnienie nigdy nie było tożsame z pamiętanym zdarzeniem, ale u większości ludzi istnienie wspomnienia oznaczało, że istotnie zdarzył się fakt o podobnej strukturze. Jednak jego umysł nie zawierał niczego, co miało związek ze strukturą fizyczną. Nie jadł, na pewno nic nie jadł."


"Urwał nagłe. - Jaki więc jest ten podstawowy błąd?
Odpowiedź była natychmiastowa:
- Identyfikujesz swoją obecną tożsamość z Gosseynem, który został zabity. Masz pełne wspomnienie tej śmierci, sposobu, w jaki uderzały w ciebie kule i strumienie energii. Pomysł o tym. A potem pomyśl o credo nie-A, według którego nie ma we wszechświecie dwóch identycznych łudzi.
Gosseyn milczał. Za oknem drzewa, wyższe niż najwyższe drapacze chmur, wznosiły się w błękitną mgłę nieba, rzeka wito się bystro przez wiecznie zielony świat. Dziwna, monumentalna sceneria dla rozmowy o naturze rzeczy organicznych i nieorganicznych, molekularnych, atomowych, elektronicznych, neuronowych i fizykochemicznych, czymkolwiek są. Ogarnęło go głębokie zdumienie, ponieważ to on chyba nie pasował do tego wszechświata. Sam myślał już co najmniej kilkanaście razy o tym, o czym mówił Prescott
Był człowiekiem, który nie tylko twierdził, że posiada podobną strukturę, ale wręcz identyfikuje się z nieboszczykiem. A uważał tak, ponieważ miał pamięć i fizyczną postać Gilberta Gosseyna I, był Gilbertem Gosseynem I.
Każdy student filozofii, nawet w dawniejszych czasach, wiedział, że dwa pozornie identyczne krzesła różnią się na sto milionów sposobów, przy czym sposoby te nie muszą wcale być widoczne gołym okiem. W mózgu ludzkim liczba możliwych dróg, jaką może obrać impuls nerwowy, sięga od dziesiątej do dwudziestosiedmiotysięcznej potęgi. Nie da się powielić skomplikowanych wzorów nakreślonych w ciągu całego życia indywidualnych doświadczeń. Prawda ta wyjaśnia bez cienia wątpliwości, dlaczego w całej historii Ziemi nie było dwóch jednakowych zwierząt, płatków śniegu, kamieni, a nawet atomów."


(Z tymi atomami to chyba ściema  8).)

"To, co nazywasz rzeczą, nie jest nią... to coś więcej, to coś kompletnego w najszerszym tego słowa znaczeniu. Krzesło nie jest tylko krzesłem. Jest strukturą o niesłychanym stopniu skomplikowania chemicznego, atomowego, elektronicznego i tak dalej. Stąd, jeśli myślisz o nim tylko jako o krześle, zmuszasz swój układ nerwowy do dokonania czegoś, co Korzybski nazywa identyfikacją. I właśnie ogół tych identyfikacji czyni z człowieka neurotyka, bezrozumnego lub szaleńca."

Fajne jest też motto jednego z rozdziałów:

"Nauka to nic innego, jak tylko zdrowy rozsądek i solidne rozumowanie." - Stanisław Leszczyński, król Polski, 1763

Po trzecie wreszcie: Van Vogt przyjmujac za dobrą monetę nadzieje Korzybskiego wychodząc od jego filozofii przedstawia utopijne, acz nie idealne, społeczeństwo rządzone przez potężną Maszynę (będącą - co ciekawostka - szeregowym połączeniem modułów myślących, z których każdy ma możliwości na miarę ludzkiego mózgu; ponoć stanowi on bowiem nieprzekraczalny pułap jakościowy, dalej można tylko isć w ilość... i szybkość), która zresztą nie tyle sama włada, ile - w trakcie tzw. Igrzysk - egazaminuje kandydatów do urzędów badając ich poziom rozwoju intelektualnego (określany - po korzybsku - przez takie cechy jak, pokrewna buddyjsko-taoistycznej, zdolność przyjmowania nagich faktów, bez uprzedniego czynienia założeń czy automatycznych kategoryzacji, umiejętność wykraczania umysłem poza ograniczenia sensorium - gdym wyszkolony widzę ścianę, myślę: atomy ;), czy świadomość partykularności własnych racji i celów połączona z wczuwaniem i wmyślaniem się w cudze). Co owocuje tym, że kolonia na (sterraformowanej, co autor dopisał na potrzeby wydania z lat '70) Wenus, do której wstęp mają tylko najwyżej rozwinięci umysłowo funkcjonuje +/- w ten sposób:

"- Aby zrozumieć obecną sytuację polityczną, musisz sięgnąć umysłem do najdalszych granic tego, co rozumiesz pod pojęciem absolutnej demokracji. Na Wenus nie ma prezydenta, nie ma rządu, nie ma rządzących elit Wszystko odbywa się na zasadzie dobrowolnego udziału, każdy żyje sam dla siebie, ale współpracuje z innymi tak, aby wszelkie niezbędne prace zostały wykonane. Ludzie mogą jednak sami wybierać to, co robią. Możesz powiedzieć: no dobrze, a jeśli każdy wybierze ten sam zawód? To się nie zdarza. Ludność składa się z odpowiedzialnych obywateli, którzy, zanim wybiorą zawód, zasięgają informacji w kwestii społecznych potrzeb, jakie natęży zaspokoić.
Na przykład, jeśli detektyw odchodzi na emeryturę lub zmienia zawód, ogłasza z wyprzedzeniem swój zamiar lub, w przypadku jego śmierci, wszyscy dowiadują się, że to stanowisko jest wolne. Jeśli żyje, ludzie, którzy chcieliby zostać detektywami, przychodzą, aby przedyskutować swoje kwalifikacje z nim i między sobą. Ale niezależnie od tego, czy żyje, czy nie, jego posada zostanie przekazana w wyniku głosowania wśród kandydatów."


Ma przy tym jednak autor "Świata Nie-A" i dość rozsądku, by przytomnie zauważyć, że system taki da się sabotować i obchodzić, oraz, że nie wszyscy zechcą funkcjonować w takiej harmonii, od elit począwszy:

"Prezydent Hardie miał surowe, władcze spojrzenie i uśmiech człowieka, którego obowiązkiem jest odnosić się do innych uprzejmie i taktownie. Wargi miał wąskie. Wyglądało na to, że potrafi stanowczo uciąć rozmowę lub kierować ją na ściśle określony temat Był typem przywódczym, czujnym, wprawnym w używaniu władzy i autorytetu. Prezydent przemówił:
- Gosseyn, należymy do ludzi, którzy byliby skazani na przeciętność, gdyby chcieli dawać posłuch zasadom Maszyny i filozofii nie-A. Jesteśmy bardzo inteligentni i wszechstronnie uzdolnieni, ale w naszej naturze leży pewien brak skrupułów, który w normalnych warunkach uniemożliwia odniesienie sukcesu. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent historii zostało stworzone przez ludzi podobnych nam i zapewniam cię, że w tym przypadku będzie tak samo."


Dodać też trzeba, że mimo całej grafomanii treści Van Vogt, był - co przyznawał mu nawet Lem - pisarzem sprawnym stylistycznie, acz lubującym się w efekciarstwie, na dowód pozwolę sobie przytoczyć fragment jego innego słynnego utworu w oryginale:

"On and on Coeurl prowled! The black, moonless, almost-starless night yielded reluctantly before a grim reddish dawn that crept up from his left. A vague, dull light it was, that gave no sense of approaching warmth, no comfort, nothing but a cold, diffuse lightness, slowly revealing a nightmare landscape.
Black, jagged rock and black, unliving plain took form around him, as a pale-red sun peered at last above the grotesque horizon. It was then Coeurl recognized suddenly that he was on familiar ground.
He stopped short. Tenseness flamed along his nerves. His muscles pressed with sudden, unrelenting strength against his bones. His great forelegs — twice as long as his hindlegs — twitched with a shuddering movement that arched every razor-sharp claw. The thick tentacles that sprouted from his shoulders ceased their weaving undulation, and grew taut with anxious alertness."


"The Black Destroyer" (po naszemu "Zabójca z mroków");
opowiadnie rozbudowane potem w powieść "Misja miedzyplanetarna"

Tu czas chyba wrócić do Dicka. Mieszanka tandetnych dekoracji Sci-fi z filozofią, polityczne machinacje, zakłamywana rzeczywistość  - wszystko to, co znamy z PKD pojawiło się po raz pierwszy, w formie embrionalnej poniekąd, u Van Vogta właśnie, co zresztą Dick uczciwie przyznawał, widząc w autorze "Świata Nie-A" swego duchowego poprzednika. (Tu jeszcze dodam jako ciekawostkę, że wydanie owej powieści, z którym obcowałem jest wersją przerobioną i ulogicznioną by wyjść naprzeciw krytyce Knighta i, że - podobno - przeróbki owe - i tak mało co uporządkowały, odzierajac za to calość z fantasmagorycznego, chaotycznego, uroku. Dobrze zatem, że Koniolub nie musiał porządkować ;).)

Podsumowując: rzecz sama w sobie niewiele warta, z którą jednak warto ;) się - mimo wszystko - zapoznać.

ps. A'propos:
- o w/w "Misji...":
http://whenfallsthecoliseum.com/2009/06/08/now-read-this-a-e-van-vogts-the-voyage-of-the-space-beagle/ (http://whenfallsthecoliseum.com/2009/06/08/now-read-this-a-e-van-vogts-the-voyage-of-the-space-beagle/)
- kontrowersje wokół twórczości Van Vogta (jednen z głosów... Silverberga, hehe):
http://www.icshi.net/worlds/damon.htm (http://www.icshi.net/worlds/damon.htm)
http://www.icshi.net/sevagram/articles/black-knight.php (http://www.icshi.net/sevagram/articles/black-knight.php)
http://www.asimovs.com/_issue_0904_05/ref.shtml (http://www.asimovs.com/_issue_0904_05/ref.shtml)
http://www.locusmag.com/Reviews/2009_10_01_archive.html (http://www.locusmag.com/Reviews/2009_10_01_archive.html)
(Rzecz o tyle ciekawa, że Van Vogt początkowo należał - obok Asimova i Heinleina - do tzw. Wielkiej Trójki SF ery Campbella, a dopiero wspomniany atak Knighta - b. prominentnego krytyka SF, na którego opinie powoływał się nawet Lem - "detronizując" go spowodował zapotrzebowanie na "nowego Trzeciego Wielkiego", dzięki czemu miał szansę zabłysnąć Clarke.)
- O dopisce Wrighta:
http://www.icshi.net/sevagram/reviews/nulla-continuum.php (http://www.icshi.net/sevagram/reviews/nulla-continuum.php)
- oraz o w/w wrightowym "Prawie...":
http://www.sffaudio.com/?p=12808 (http://www.sffaudio.com/?p=12808)

Doedytowane: pisałem swego czasu, szydząc trochę z - wspomnianego i w tym wątku - Egana, że SF to swoiste porno naukowe (lub pseudonaukowe). Potwierdza to choćby okładka jeszcze bardziej znanej powieści Van Vogta:
(http://www.conceptualfiction.com/sitebuilder/images/slan-184x296.jpg)
Zwróćcie uwagę na to zestawienie podniet - panna, spluwa i atom ;D.

Zastanawiam się zresztą czasem czy fantastyka naukowa nie miałaby się lepiej, gdyby nigdy w jej ewolucji nie wystąpił etap amerykańskich groszowych czasopism lat '30, ale i późniejszego tzw. Złotego Wieku, czy - odwołując sie tylko do tradycji Verne'a, Wellsa, Żuławskiego, Forstera. Londona, Stapledona, Čapka, Huxley'a, nie byłaby może mniej liczna, jeśli chodzi o utwory, ale bogatsza intelektualnie i literacko (Bradbury czy Lem poradzili sobie jakoś bez getta SF, Clarke i Dick i tak stali w nim jedną nogą). Z drugiej jednak strony wystarczy jedno "The Last Question" Asimova, bym zdołał znaleźć rozgrzeszenie dla tych złotowiecznych, dorastajacych w oparach kiczu...
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 07, 2020, 11:19:30 pm
Najgorsze są pulpowe komiksy a zwłaszcza .Wirus .(Grozdev, Wesley, Tarr, Versus Białystok, 1990)

Najlepszy/najgorszy jest telefon SF :)
http://najgorszykomiksswiata.blogspot.com/2010/02/telefon.html?m=1

Rechotałem nie tylko przy zeszycie, ale i przy komentarzach.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 09, 2020, 09:15:17 am
Skoro mowa o rechotaniu przy komentarzach... Wspominana tu "Achaja" doczekała się ostatnio takiego:
https://www.youtube.com/watch?v=sguCO_aWATM (https://www.youtube.com/watch?v=sguCO_aWATM)
Dawniej też bywała już podobnie rozbierana (taak, to słowo bardzo tu pasuje...) zresztą:
https://niezatapialna-armada.blogspot.com/2012/08/185-eb-jak-bania-czyli-ksiezniczka-w.html
https://niezatapialna-armada.blogspot.com/2012/08/186-z-poradnika-modego-szermierza-czyli.html
https://niezatapialna-armada.blogspot.com/2012/08/187-jak-przetrwac-na-pustyni-czyli-o.html
https://niezatapialna-armada.blogspot.com/2016/05/314-krolowa-krasula-i-ksiezniczka-mucka.html
https://niezatapialna-armada.blogspot.com/2016/06/315-idz-i-zabij-sie-wasna-kuska-czyli.html
https://niezatapialna-armada.blogspot.com/2016/06/316-blask-ciemnieje-czyli-spokojnie-jak.html
https://niezatapialna-armada.blogspot.com/2016/06/317-kamien-u-warkocza-czyli-ftoj-bo.html
Tytuł: Odp: Re: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 09, 2020, 11:29:40 am

Z gniotami tak już jest, że raczej nie są pisane przez idiotów, lecz dla idiotów.
Żwikiewicz kiedyś opowiadał, że zdziwiło go ile można zarobić na druku w wydawnictwie.
W realiach połowy lat 70. A potem po fazie  opowiadań coraz d z i w n i e j zaczął pisać.
Malunki miał (czy nadal je robi, tego nie wiem) fajne.
___
Gra Endera i Mówca umarłych - to jednorazówki.
Znacznie późniejszy film zanudził mnie.
Czyli słabizna.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Listopada 30, 2022, 01:02:04 am
Filmy najgorsze (SF)
(Rangi z roku 2018)

1 Geniusze w pieluchach (1999)
2 Atak pomidorów zabójców (1978)
3 Atlas zbuntowany 3 (2014)
4 Bitwa o Ziemię (2000)
5 Saturn 3 (1980)
6 Martwy świat (2018)
7 Chłopak o bombowym wzroku (1982)
8 Mortal Kombat 2 (1997)
9 Pluto Nash (2002)
10 Emotki (2017)
11 Czasy ostateczne Pozostawieni (2014)
12 Pirania 2 Latający mordercy (1981)
13 Andron (2015)
14 Street Fighter Legenda Chun Li (2009)
15 Vice korporacja zbrodni (2015)
16 Najczarniejsza godzina (2011)
17 Ultraviolet (2006)
18 Supernova (2000)
19 Gatunek 2 (1998)
20 Lovers (2015)
21 Wirus (1999)
22 Branded (2012)
23 Nieprzerwana akcja - Wing Commander (1999)
24 Nieśmiertelny 4 Ostatnia rozgrywka (2000)
25 Geostorm (2017)
26 Pozostawieni (2000)
27 Kongo (1995)
28 Max Steel (2016)
29 Super Spark Gwiezdna misja (2016)
30 Człowiek widmo (2000)
31 Superman 4 (1987)
32 Uniwersalny żołnierz Powrót (1999)
33 Maksymalne przyspieszenie (1986)
34 I uderzył grom (2005)
35 Apollo 18 (2011)
36 Jason X (2001)
37 Tylko jeden (2001)
38 Diaboliczny prześladowca (2015)
39 Skyline (2010)
40 Officer Downe (2016)
41 Outpost 37 (2014)
42 Atlas zbuntowany cz.II (2012)
43 Cel (2008)
44 Życie seksualne Ziemian (1999)
45 Zoom Akademia superbohaterów (2006)
46 Time Changer (2002)
47 Babylon AD (2008)
48 Fantastyczna Czwórka (2015)
49 Anomalia (2014)
50 Pulse (2006)
51 Gamer (2009)
52 Linia życia (2017)
53 Transformers Ostatni Rycerz (2017)
54 Stranded (2013)
55 Piksele (2015)
56 Hangar 10 (2014)
57 Atlas zbuntowany 1 (2011)
58 Pandorum (2009)
59 Divide (2011)
60 Nieśmiertelny 3 Mag (1995)
61 Batman i Robin (1997)
62 Linia czasu (2003)
63 Kolonia (2013)
64 Kaczor Howard (1985)
65 Wysłannik przyszłości (1997)
66 Bright (2017)
67 Obcy kontra Predator (2004)
68 Obcy kontra Predator 2 (2007)
69 Jutro będzie futro (2015)
(Na tłusto dałem te nieliczne "klasyki" z listy - to jakieś młodziaki oceniały im rangi).
Przepisałem listę, bo jest niewygodna u źródła.
https://naekranie.pl/aktualnosci/najgorsze-filmy-science-fiction-w-historii-niektore-byly-okrutnie-zle-1588148544#?&gid=1&pid=6
(Źródlo angielskie, 2018 rok) poniżej :
https://www.businessinsider.com/worst-science-fiction-movies-all-time-critics-2018-8?IR=T

(Z pozycjami: 5 Saturn 3 i 9 Pluto Nash nie zgadzam się, jak i z paroma innymi).
Czy "Kosmiczne jaja" (1987) Mela Brooksa to SF czy parodia ?
No i jeszcze - w latach '50 i '60 było wiele marnego kina SF.
(Np. Plan 9 z kosmosu Eda Wooda ale to klasyka kiczu).
Roger Corman mawiał "potwór musi być większy od głównej bohaterki" i to mu starczało jako SF, no i namotał 400 filmów.
Poza tym "Zakazana planeta" (1956) z Leslie Nielsenem i Anne Francis to przepiękny klasyk na tle różnych potworzastych monstrów z tej odległej epoki.

Teraz to całe tamte kino jest archaicznie śmieszne. Naoczna guma do żucia też czasem przydatna do rozruszania mięśnia piwnego.

W literaturze też było wiele gniotów (np. studenckie przekłady [kilka osób przekłada jedną nowelę do użytku konsumenckiego w 1dzień] zlecane przez Amber - to kpina z czytelników).
Ale...
W serii z robalem (KAW) było tego multum - rodzimego autorstwa, akurat był popyt na wróżbitów (lub błądzących w formie).
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Listopada 30, 2022, 11:54:49 am
Saturn 3 i 9 Pluto Nash nie zgadzam się

Co do pierwszego - jest to film nudny i ramotowaty, ale nie powiedziałbym, że najgorszy z najgorszych, raczej, iż stanowi (nieco wstydliwe) świadectwo swojej epoki. Drugi - durny nad pojęcie, ale cieszę się, że nie jestem jedynym, który lubi ten (za cholerę nie wyglądający na swój stubańkowy budżet) zwariowany pastisz starych amerykańskich space oper (z lekkim powiewem dickoidalnego odjazdu).

Aha: odnotowałbym jeszcze, że na listę trafiły:
Cytuj
30 Człowiek widmo (2000)
...recenzowany ongiś dość pozytywnie w "NF". I:
Cytuj
58 Pandorum (2009)
...wymieniane około swojej premiery jako jeden z przykładów odradzania się kina SF. Widać hype train szybko dziś odjeżdża ;). Dekada lub dwie i zobaczymy na podobnych listach "Interstellary"... ::)

Czy "Kosmiczne jaja" (1987) Mela Brooksa to SF czy parodia ?

Traktowałbym (wraz z, lepszym zresztą, "Galaxy Questem") jako parodię (jak pisałem), bo punktem odniesienia nie jest tu traktowana choćby najluźniej, czy z żartobliwym cyberiadowym dystansem (wymagającym jednak głębokiego rozumienia), naukowość, a "Gwiezdne wojny" (w tym drugim wypadku - "Star Trek").

Poza tym "Zakazana planeta" (1956) z Leslie Nielsenem i Anne Francis to przepiękny klasyk

I najlepszy film SF swojej dekady, obok nieco wcześniejszych - fleischerowo-disney'owej i palowo-haskinowej - ekranizacji Verne'a z Wellsem. (Palowo-pichelowo-heinleinowy "Destination Moon" prawdopodobnie również zasługuje na cieplejszą wzmiankę.)

np. studenckie przekłady [kilka osób przekłada jedną nowelę do użytku konsumenckiego w 1dzień] zlecane przez Amber - to kpina z czytelników

Prawda, Amber zasłynął śmieciowymi przekładami, choć nie był tu pierwszy, ani ostatni, ale to nie czyni oryginałów gorszymi, wyłącznie niedostępnymi w pełnej krasie dla polskiego (nie znającego dość dobrze adekwatnych języków) odbiorcy.

akurat był popyt na wróżbitów

Masz na myśli paranormalne wątki u późnego Borunia ("Człowiek z mgły", "Małe zielone ludziki" i "Jasnowidzenia inżyniera Szarka" - choć to ostatnie wydały Iskry, a "Człowiek..." dał tytuł zbiorkowi Alfy), oraz opowiadania Małgorzaty Kondas (te znów ukazały się nakładem "NK") i - najbardziej z nich wszystkich znane (przynajmniej wówczas), bo i najlepsze - "Karlgoro, godzina 18.00" Marka Baranieckiego? Fakt wtedy był taki klimat, że nawet za centralny motyw jednej z wczesnych przygód Funky'ego Kovala robiły, poddawane manipulacji Drolli, znaki zodiaku...
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 01, 2022, 12:12:40 am
Osobiście to szukałem o tym Trieście, bo to mało spopularyzowany festiwal.

Najpierw był w latach 1963-1982, teraz wrócił w 21 wieku pod nieco inną nazwą.
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Trieste_Science%2BFiction_Festival
Lubią tam horrory.
W 2021 - Gaia (RPA) została nagrodzona.
Horror z nauką w tle ?
Rok wcześniej był nagrodzony niezbyt lubiany "Sputnik" (Rosja). Chyba tu ktoś o nim pisał.

Formuła "międzynarodowa" gatunkowego festiwalu jest dość ciekawa.


Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 01, 2022, 10:01:07 am
W 2021 - Gaia (RPA) została nagrodzona.
Horror z nauką w tle ?

Kolejna wariacja na ponadstuletni temat:
https://www.fangoria.com/original/fungal-horror-is-sporing/
https://en.wikipedia.org/wiki/The_Voice_in_the_Night
http://gaslight-lit.s3-website.ca-central-1.amazonaws.com/gaslight/voicenig.htm
Prawie rimejk:
https://en.wikipedia.org/wiki/Matango
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 01, 2022, 02:46:31 pm
Kino z rozmaitych nisz estetycznych*.
https://it.m.wikipedia.org/wiki/Festival_internazionale_del_film_di_fantascienza_di_Trieste
Przykładowy rok 1982, kiedy XX edycja odbyła się i lista filmów z archiwum.
https://www.sciencefictionfestival.org/archivio/fiff/fiff-1982/
Takich festiwali tematycznych jest nawet sporo, a wszystkie w ukryciu :)
Np. Madryt (Nocturna), Porto (Fantasporto), Avoriaz, Sitges, Edynburg, Miami.
Groza w tym jest, horror chyba też, których u nas do SF nie zalicza się.
Wyświetlano np. "Sanatorium pod klepsydrą", "Opętanie" (w Trieście).
*
z krótkiej notki przy okazji reaktywacji festiwalu zaczętej w latach 2000-2004 organizatorom imponują:
... Independent film productions, premières and rarities....
Czyli - stylowy miszmasz, chyba ? Byle -stylowy.

Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 01, 2022, 03:59:46 pm
Przykładowy rok 1982

I cała reszta historii festiwalu:
https://www.sciencefictionfestival.org/archivio/fiff/
https://www.sciencefictionfestival.org/archivio/
Cudności się można dowiedzieć (na plakaty, lub ich brak ;), klikając) - że rozpoczęło się od Lema (a dokladnie - zwycięstwem "Ikarie XB-1" według "Obłoku..."), potem nagrodzono m.in. "Alphaville" i - nieznaną mi dotąd - ekranizację "Stającej maszyny" (https://www.sciencefictionfestival.org/film/out-of-the-unknown-tv-s2e1-the-machine-stops-peter-hammond/) ;) Forstera, za to "Przekładaniec" przegrał w rywalizacji, w roku, w którym doceniono inną mało znaną perełkę - "Silent Running".
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 01, 2022, 05:15:04 pm
No to parę minut z wręczenia asteroid w operze.

Jest Bodo Kox.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 01, 2022, 11:20:56 pm
1.
Co do pierwszego - jest to film nudny i ramotowaty, ale nie powiedziałbym, że najgorszy z najgorszych, raczej, iż stanowi (nieco wstydliwe) świadectwo swojej epoki.
2.
akurat był popyt na wróżbitów
Masz na myśli paranormalne wątki u późnego Borunia ("Człowiek z mgły", "Małe zielone ludziki" i "Jasnowidzenia inżyniera Szarka" - choć to ostatnie wydały Iskry, a "Człowiek..." dał tytuł zbiorkowi Alfy), oraz opowiadania Małgorzaty Kondas (te znów ukazały się nakładem "NK") i - najbardziej z nich wszystkich znane (przynajmniej wówczas), bo i najlepsze - "Karlgoro, godzina 18.00" Marka Baranieckiego? Fakt wtedy był taki klimat, że nawet za centralny motyw jednej z wczesnych przygód Funky'ego Kovala robiły, poddawane manipulacji Drolli, znaki zodiaku...
1.
Saturn 3 to miłostka. Fajnie zagrali: Harvey Keitel, Kirk Douglas, Farah Fawcett.
Parę razy go obejrzałem już dość dawno temu, ale widocznie jestem sentymentalny.
Mi podobał się i zdziwiło mnie, że tak źle go obecne młodziaki odbierają.
2.
SF to chyba taka maszynka do wróżenia co by było, gdyby było albo nie było albo jak to  "będzie" za 20, 100, 200 lat (szum promocyjny tak nakręcał zainteresowanie).
Pisarze to niby wróżbici albo wieszcze od wizji - kogoś takiego szuka i publika i władza decyzyjna (bankierzy, aktuariusze, itd.). Był jakiś komitet Polska 2000 (?). Koszmarne (seria z robalem) były bajania deliryczne rodem z psychiatryka - chyba tytuł to był "Paroksyzm numer..." albo "Bez przerwy wypełniać..." Wiele innych też tam trafiło się - literatura nie do czytania, a mimo to wydana. Rzetelnego rzemiosła było za mało.

Spór o czarownice - Małgorzaty Kondas nawet mam. Lubię format serii "Stało się jutro". Może podczytam, czy to taki kompletny gniot - oraz co tam jest "paranienormalne" :)

A co do parapsychologii - film " Głęboka czerwień" (1975) przypomniał mi się. To dzieło wcale nie zestarzeje się. Czy zrobi wrażenie - tego nie wiem, ale jest bardzo stylowe.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 02, 2022, 11:43:19 am
Spór o czarownice - Małgorzaty Kondas nawet mam. Lubię format serii "Stało się jutro". Może podczytam, czy to taki kompletny gniot - oraz co tam jest "paranienormalne" :)

Nie napisałem, że gniot - czytałem dawno temu, i prawie nic nie pamiętam (czyli nie zapisało się w pamięci ani na minus, ani na plus), miałem na myśli, że wpisywał się w ówczesne paranienormalne ;) mody (bo to jedno zapamiętałem). Ale w efekcie naszej rozmowy robię sobie inną powtórkę - z Baranieckiego, i przy tej okazji pewien wywiad z nim zlinkuję:
https://polter.pl/Wywiad-z-Markiem-Baranieckim-c19763
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: maziek w Grudnia 02, 2022, 11:53:54 am
Najgorsze w s-f są świetne pomyły na fabułę - ale wymyślone przez kiepskich pisarzy, którzy ostatecznie je sknocili. Zajęli niszę i ją zepsuli. Raczej konstatacja na czasy burzliwego rozwoju s-f, dziś można pobieżnie uznać, że wszelkie pomysły s- już były, a -f nie daje rady, czemu chyba można zawdzięczać rozwój bajęd zwanych fantasy. Prawdziwa s- (nauka) jest już całkowicie niedostępna śmiertelnikowi i w zasadzie z jego punktu widzenia to właśnie fantasy. Najlepsza literatura s-f to dziś periodyki pop-sci. Niestety nie strzelają tam z blasterów.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 03, 2022, 02:34:48 am
Najgorsze w s-f są świetne pomyły na fabułę - ale wymyślone przez kiepskich pisarzy, którzy ostatecznie je sknocili. Zajęli niszę i ją zepsuli.

Czytam: Asimov i roboty... ;)
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 03, 2022, 12:38:57 pm
Najgorsza może być - nieudana metafora, nuda, brak pomysłów, niski budżet filmu,...
Grafomania, film "nie na temat" to też wpadki jakościowe  - w efekcie twór nijaki, obojętnie oceniany,...
Gniot jest "najgorszy".

Czy można (popkulturowo) obecne pop sci utożsamiać z dobrym sci fi ?
Może ? A z kolei ( w skali kultury masowej): czy paranauka to marne SF (marne czyli bezideowe) ?
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: maziek w Grudnia 03, 2022, 12:56:39 pm
Jeżeli "dobrą s-f" zdefiniujesz jako taką, która mówi coś, czego nie da się powiedzieć "innym gatunkiem filmu" (książki etc.), to okaże się że miażdżąca większość tak zwanej s-f to stare motywy tylko w skafandrach kosmicznych. Dlatego jak sądzę Lem wypowiedział się cierpko nt. tzw. s-f, że to właśnie nie jest wcale s-f, tak jak nie byłby s-f remake "W samo południe", pomimo, że zrealizowany na Księżycu z laserami miast rewolwerów.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 03, 2022, 02:23:01 pm
Nie chodzi o definiowanie lub wyodrębnianie.
To nie wiedza, a styl - a ten przemija i ulega zmianom jak moda.
Styl fantazjowania - taki bez wrażenia (czyli wrogów) - po co oceniać ?
A sama nauka i fabuły o niej nie muszą być techniczne, mogą być chodźby: "eko", "bio", ...
PS.
"Dobroć" mi się np. z tym wykresem kojarzy: :)
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Dobro%C4%87
PPS.
O rezonans (społeczny, masowy) chodzi.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: maziek w Grudnia 03, 2022, 02:50:23 pm
No jak nie ma po co oceniać s-f to całe to forum można sobie na gwoździu powiesić ;) .
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 03, 2022, 02:52:28 pm
nie byłby s-f remake "W samo południe", pomimo, że zrealizowany na Księżycu z laserami miast rewolwerów.

Wbrew pozorom dałoby się z tego (choć raczej w opowiadaniu, niż w filmie) wycisnąć pełnoprawną, acz niskich lotów, SF, gdyby akcent szedł na techniczno-fizyczne różnice pomiędzy przebiegiem takiego pojedynku na Ziemi, i na Księżycu. Przy czym dochodzimy tym sposobem do kolejnego problemu z w/w gatunkiem, starego jak powieści Verne'a - że często nawet tam, gdzie chce powiedzieć coś wartościowego, używa w roli pretekstu błahej, zwykle sensacyjnej, fabuły (co chyba tłumaczy dlaczego Lem zdradzał od pewnego momentu skłonność do rozwiązań afabularnych - bo o ileż gorsze byłyby "Głos Pana" gdyby cała jego mądrość posłużyła za doklejkę do jakichś szpiegowskich podchodów, "GOLEM XIV" - gdyby na plan pierwszy wysunąć chcących zrobić superkomputerom kuku terrorystów, czy "Nowa kosmogonia" - gdyby jej centralny Pomysł podać w formie space opery, albo przemyślenia Testy wpleść - jak się Benfordowi zdarzało - w banalną historyjkę o życiu rodzinnym czy miłosnym tego noblisty).
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 03, 2022, 07:19:26 pm
No jak nie ma po co oceniać s-f to całe to forum można sobie na gwoździu powiesić ;) .
Przesadzasz z ironizowaniem odnośnie stylu robiącego wrażenie, który podpada pod gust estetyczny.
Sci i Fi to wynalazki (niekonieczne techniczne) dziejące się w wyobraźni.
Przy okazji - przypomniały mi się zmyślone  myśloloty i "Opowieści nie z tej ziemi" Parzydły i Weinfelda z 1977 roku z Relaxu.
Odnoszenie ich do realiów jest nic nie warte (prowadzi na manowce), za to pośrednio rozbudzają wyobraźnię i zabawnie kontestują jej ograniczenia.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: maziek w Grudnia 03, 2022, 07:50:45 pm
Cytuj
Przesadzasz z ironizowaniem odnośnie stylu robiącego wrażenie, który podpada pod gust estetyczny.
Ale ja nie na temat stylu s-f czy w ogóle stylów i manier jako takich, na czasie czy przebrzmiałych, tylko nt. Twego stwierdzenia, że "bez oceniania". Ja osobiście cały czas oceniam i taksuję - i jeśli czegoś nie oceniam, to znaczy, że kompletnie, ale to kompletnie mnie to nie obchodzi. Dla mnie ocena jest immanentną częścią przeżycia - każdego - osobistego, estetycznego itd.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 03, 2022, 09:47:05 pm
przypomniały mi się zmyślone  myśloloty i "Opowieści nie z tej ziemi" Parzydły i Weinfelda z 1977 roku z Relaxu.

Pamiętam :). Lubiłem. B. fajna blahostka.

Przy czym z wyobraźnią (raczej w fantasy, niż w SF, choć zdarza się - b. często - teoretyczna SF, w praktyce fantasy będąca) jest taki problem, że fantasy może być teoretycznie o wszystkim, przez co albo jest w praktyce o niczym, jeśli zbyt daleko od rzeczywistości odskoczy, albo... w zasadzie nie potrzebuje być fantasy, jeśli się jej trzyma. Aczkolwiek... czasami tak jawnie fantastyczna konwencja pozwala - przy zachowaniu związków z realnością - na operowanie efektownym skrótem czy metaforą. Udawało się to Le Guin, udało Brzezińskiej. Weinfeldowi z Parzydłem też się - na znacznie skromniejszą skalę - udało. Fundnęli, mianowicie, odbiorcy sympatyczne bajeczki z morałem.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 04, 2022, 12:16:06 am
 :-*
Cytuj
Przesadzasz z ironizowaniem odnośnie stylu robiącego wrażenie, który podpada pod gust estetyczny.
Ale ja nie na temat stylu s-f czy w ogóle stylów i manier jako takich, na czasie czy przebrzmiałych, tylko nt. Twego stwierdzenia, że "bez oceniania". Ja osobiście cały czas oceniam i taksuję - i jeśli czegoś nie oceniam, to znaczy, że kompletnie, ale to kompletnie mnie to nie obchodzi. Dla mnie ocena jest immanentną częścią przeżycia - każdego - osobistego, estetycznego itd.
Okej, ale za dokładnie :)
Pisałeś
Cytuj
No jak nie ma po co oceniać s-f to całe to forum można sobie na gwoździu powiesić ;) .
Przekabaciłes moje zdanko.
(Jak zwykle, boś prowok :) )
U mnie dotyczyło to jedynie oddziaływania utworu. Tak pisałem:
Cytuj
Styl fantazjowania - taki bez wrażenia (czyli wrogów) - po co oceniać ?
Schować go do szuflady, skoro nijaki.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 04, 2022, 12:39:04 am
przypomniały mi się zmyślone  myśloloty i "Opowieści nie z tej ziemi" Parzydły i Weinfelda z 1977 roku z Relaxu.
Weinfeldowi z Parzydłem też się - na znacznie skromniejszą skalę - udało. Fundnęli, mianowicie, odbiorcy sympatyczne bajeczki z morałem.
Ostatnia papuzia planeta i 6. część cyklu to opowieść zmyślona ad hoc przez  Martyna i Olgę, a dodatek na ostatniej planszy wyjaśnia: "Kółko literackie hobbystów kosmicznych", czyli sympozjum wyobraźni.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 04, 2022, 04:37:20 am
[Skr.mój - x.] Dochodzimy tym sposobem do kolejnego problemu z w/w gatunkiem, [...] że często nawet tam, gdzie chce powiedzieć coś wartościowego, używa w roli pretekstu błahej, zwykle sensacyjnej, fabuły (co chyba tłumaczy dlaczego Lem zdradzał od pewnego momentu skłonność do rozwiązań afabularnych).

O ileż gorsze byłyby [Skr.mój -x.] "Nowa kosmogonia" - gdyby jej centralny Pomysł podać w formie space opery, albo przemyślenia Testy wpleść - jak się Benfordowi zdarzało - w banalną historyjkę o życiu rodzinnym czy miłosnym tego noblisty).
A ja bym chciał opery teistycznej - i to jeszcze w Autorskim stylu, miodzio !
Z licznymi strzelankami, coby kiboli z maczugami zbója Madeja natchnęło lirycznie. Tak na kosmiczną skalę byłaby uczta.
Mniam!
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 04, 2022, 01:40:54 pm
A ja bym chciał opery teistycznej - i to jeszcze w Autorskim stylu, miodzio !

Jest taka. W 1937 roku (sic!) powstała:
https://forum.lem.pl/index.php?topic=1508.msg63814#msg63814
A niedawno (chyba wspominałem) po polsku w końcu wyszła:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4962396/stworca-gwiazd
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: maziek w Grudnia 04, 2022, 02:25:51 pm
Ja prowok? Matko, co mnie na końcu spotkało :( ... Nie nie przekabaciłem, ja źle zrozumiałem.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 05, 2022, 01:02:52 pm
Na razie tu wrzucę wpis, bo nieliczni widzowie skrajnie punktują ten film.
Embers
Bez budżetu, w polskich plenerach i polską ekipą od filmowania, która rejestrowała amerykańskie wizje, nagrodzony w Trieste w 2016 roku Złotą Asteroidą.
Obszerny opis :
https://film.org.pl/r/embers-przyszlosc-bez-przeszlosci-82601

Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 05, 2022, 11:21:14 pm
Cytat: Q

akurat był popyt na wróżbitów

Masz na myśli paranormalne wątki u późnego Borunia ("Człowiek z mgły", "Małe zielone ludziki" i "Jasnowidzenia inżyniera Szarka" - choć to ostatnie wydały Iskry, a "Człowiek..." dał tytuł zbiorkowi Alfy), oraz opowiadania Małgorzaty Kondas (te znów ukazały się nakładem "NK") i - najbardziej z nich wszystkich znane (przynajmniej wówczas), bo i najlepsze - "Karlgoro, godzina 18.00" Marka Baranieckiego? Fakt wtedy był taki klimat, że nawet za centralny motyw jednej z wczesnych przygód Funky'ego Kovala robiły, poddawane manipulacji Drolli, znaki zodiaku...
Psychodelię i paranienormalnych to w piosenkach upopili (tam działalność najwcześniej upowszechniła się).
Np. takie tytuły jak: Good Vibration, Reverbation, White Rabbit.
W PRL trochę chyba też.
Nie zawsze chodzi mi o niszę hard SF.
Aha - popyt na Szukana był w latach '70 i jeszcze kojarzy mi się cykl Jacka Sawaszkiewicza "Kronika Akaszy" z nietechniczną parapsychologią.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 06, 2022, 12:17:04 am
jeszcze kojarzy mi się cykl Jacka Sawaszkiewicza "Kronika Akaszy" z nietechniczną parapsychologią.

A, tak, po tym, jak ułożyłem swoją mini-listę uświadomiłem sobie, że zapomniałem wspomnieć o Sawaszkiewiczu (i o tym jak Oramus jego cykl rozjechał za brak głębi i ambicji).
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Grudnia 11, 2022, 06:01:40 pm
Błąd zrobiłem i go nie wyłapałem.
Popyt na Leszka Szumana ... - tak miało być 2 posty temu , a jakiś "popyt na Szukana" pozostał.
O atmosferze z połowy/końca lat '70 , hipnozie, parapsychologii, telewizji, ekspertach, ufologach w PRL, itd. poniżej:

(Słynny Emilcin)
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2021/05/13/emilcin-hipnoza-i-falszywi-kosmici-czy-w-polskim-roswell-doszlo-do-oszustwa/
(Nadal Emilcin to tylko domniemania, ale emocje budzi. Sugerowanie hipnotyzowania w tym wypadku to raczej tylko domysł - wyobrażony po 40 latach od wydarzeń)
https://nautilus.org.pl/artykuly,3154,emilcin-ufo-i-witold-wawrzonek.html
Kosmici byli szukani przez naukowców ? I przez najzwyklejszą ludową publikę ? Raczej zwykłych ludzi to nie obchodziło.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: Q w Grudnia 11, 2022, 08:26:10 pm
Popyt na Leszka Szumana ... - tak miało być 2 posty temu , a jakiś "popyt na Szukana" pozostał.

Dobrze, żeś doprecyzował, bo już myślałem, że chodziło o Szukalskiego z zermatyzmem i macimową:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zermatyzm
Którego "Przekrój" odgrzał, co prawda już pod koniec lat '80:
https://przekroj.pl/kultura/to-kolo-na-orlim-ogonie-list-z-kalifornii-od-stacha-z-warty

O atmosferze z połowy/końca lat '70 , hipnozie, parapsychologii

A propos... Historia, hehe - gdyby dać jej wiarę - jak z "Karlgoro, godzina 18.00":
https://portal.abczdrowie.pl/nie-zyla-przez-40-minut-teraz-dzieli-sie-swoimi-wspomnieniami
I nic dziwnego - Baraniecki, sam paranormalności wyznawca, inspirował się podobnymi (starszymi) opowieściami...
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Marca 16, 2023, 12:43:41 am
Najgorszy w SF jest żal, że nie dane mi było poznać osobiście i złożyć ukłony praktycznemu pionierowi scalania obiegów wydawniczych.

Notka z 3.01.2022
https://instytutksiazki.pl/aktualnosci,2,zmarl-dziennikarz-i-redaktor-miroslaw-kowalski,7125.html

Wyczucie rynku jest bezcenne i czasem podejmowanie ryzyka w polityce wydawniczej - "Komusutra" by Aleksander Olin wyszła, ba- nawet o Pękalskim wrzucili gniota książkowego na rynek.
Dla kontrowersji oczywiście - dla bazarowych przekup, itd.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Marca 18, 2023, 12:40:25 am
Mam! Tytułu nie mogłem sobie przypomnieć.
Robot Monster (1953)
Zwiastun:
https://m.imdb.com/video/vi890553113/?playlistId=tt0046248&ref_=tt_ov_vi
Strasznie niski.
Wiadomo od Rogera Cormana, że reptilian tak ze 3 razy straszniejszy rozmiar przybiera.
Tytuł: Odp: Najgorsze w SF
Wiadomość wysłana przez: xetras w Marca 27, 2023, 07:24:49 am
Indolencja Agaty Passent w rozmowie z Maxem Cegielskim w relacji Odysa Korczyńskiego.
Smakoszom SF wieszczy się cofnięcie w rozwoju intelektualnym.
https://film.org.pl/kmf/dzieci-gorszego-boga-czyli-czy-science-fiction-to-rozrywka-dla-niedojrzalych