Znam, znam to opowiadanie, przeczytałem je w "Drodze do science fiction" zanim jeszcze "Kroniki..." i "K jak Kosmos" dopadłem. Naukowo, oczywiście, nie ma sensu (w przeciwieństwie do brownowego kawałka), jeśli nie wesprzeć go dodatkowymi założeniami, że się terraforming po drodze zdarzył, ale - za sprawą emocjonalnej prawdy
ludzkiego wątku i dyskretnego liryzmu bradbury'owskiej prozy - zrobiło wtedy na mnie spore wrażenie, i robi nadal. Zatem dzięki za
przypominajkę, która ten skutek wywołała, że pierwszy raz obcowałem z nim w oryginale.
Swoją drogą - jak tak offtopimy - ciekaw jestem, czy wiesz jakimi słowami R.B. zwrócił się swego czasu do swoich czytelników, a więc m.in. do nas (ostatni akapit n/w blogowego wpisu je zawiera)?
http://pozeracz.pl/k-jak-kosmos-ray-bradbury/