Jak już napisałem, to założenie do niczego nie prowadzi (po co badać coś, czego nie ma) - ale wcale nie wynika z niego, że da się zbadać, że to co badamy jest prawdziwe w sensie "niesolipsystyczne".
Nie ma czego badać w tej kwestii i nie ma tu nic do "wiedzenia", względnie nie ma sensu pytanie, czy to, co poznajemy, jest "prawdziwe niesolipsystycznie".
Dykteryjkami bez znaczenia dla omawianej kwestii są opowiastki o skrzyniach Corcorana itp. Cały sens wypowiedzi o tym, co jest naprawdę, co istnieje, o iluzjach i ułudach ma podstawę w sytuacjach, w jakich te pojęcia są stosowane. A są stosowane w odniesieniu do zajść i zjawisk takich, jakie znamy z "tego świata", z własnego doświadczenia i innych źródeł informacji. Kiedy próbujemy je stosować w odniesieniu do czegoś, co z istoty nie może być przedmiotem naszego doświadczenia, a co miałoby ponadto podważać prawdziwość całego naszego doświadczenia, a więc i prawomocność sposobu, w jaki stosujemy nasze pojęcia, wkraczamy w obszar nonsensu.
Jeśli świat jest ułudą, to ułudą jest nasze rozeznanie w tym, co jest ułudą i nie wiemy, co znaczy ułuda, a więc ułudą jest, że możemy z naszego pojęcia ułudy wnioskować, że wszystko jest ułudą.
Jeśli "rzeczywistość", "prawda", "złudzenie", "iluzja" coś znaczą, to w normalnym użyciu tych słów (przedstaw je sobie), a nie w przypadku pseudo-problemu solipsyzmu, w którym w zależności od tego, czy uznamy wszystko za marę, czy nie, nic się nie zmienia.
Musiałbym sobie odświeżyć stosowne opowiadanie z "Dzienników...", ale tak, jak je pamiętam, zdaje mi się, że Lem uczynił pewne dictum, przedstawiając skrzynki jako nośnik osobowych umysłów, których świat stanowią bodźce pochodzące z zapisów na taśmach perforowanych (czy jakich tam). Problem w tym, że jak już kto zrobi jakieś takie skrzynki (czy komputerowy program), będzie musiał jeszcze przekonać innych, że to są osoby z ich własnym światem, w którym ptaszki i krówki, pogody i widoki jak nasze. A jednak, że symulacja wierna i obraz doskonały, nie znaczy, że jest osoba pośród pól i łąk, bo przecież choć pokrewne, to jednak różne gry językowe uprawiamy, gdy twierdzimy, że nasz znajomy urządził sobie spacer po łące, a kiedy to samo mówimy o bohaterze filmu czy powieści.
Poza tym wszystkim jeszcze raz podkreślę, że to są wszystko zabawne paralogizmy, gdy z przykładów efektów farmaceutyków czy chorób psychicznych z ich objawami pozytywnymi (urojenia, halucynacje) przechodzi się do podejrzenia rzeczywistości o bycie złudzeniem. "Ponieważ czasem bywa tak, więc może wszystko nieprawda (może więc wcale tak nie bywa)."
Jeszcze raz polecam "O pewności" Wittgensteina, bo ta praca jest poświęcona problemowi sceptycyzmu w rodzaju tego prowadzącego do podejrzenia świata o nieistnienie.