Pytanie świąteczne.
Za komuny brakowało m. in. mięsa (Krzyś Czabański napisał sławny felieton pod tytułem "Co czerwony robił z mięsem"), i przez całe lata widok półmiska z ułożonymi wędlinami (kanonicznie: pasztet, szynka, polędwica, cięcielina, wołowa sztufada, schab, prawdziwa kiełbasa) był w moim domu dwa razy w roku charakterystycznym znakiem Świąt. Ale potem przyszła demokracja, która zabrała ten znak, bo dziś mogę to wszystko (surowiec) od ręki kupić w byle sklepie albo (gotowiec) w domowych garmażeriach.
Pytam: czemu dziś, w tej sytuacji, ciągle nadal pokazują reklamowo takie półmiski jako cuda-niewidy, raj amerykański i marzenie ściętej głowy, jakowyś rolls-royce kulinarny, skoro ani to drogie, ani trudne do kupienia?
Z rozpędu, nawyku i tradycji? Ale przecie reklamy są po to, żeby ludzie kupowali, a ludzie od ćwierćwiecza wiedzą jak jest...
R.