I chciałoby się napisać o czymś innym. Noale, jest moda, jest trend; moda jest moda i nie piszę o realnej tragedii jaką jest zaraza, ale o jej medialnych i kulturowych odbiciach.
Zatem nie będę się opierał fali i wyklepię kolejny kawałek z cyklu zaraźliwych. Trochę też po to, by zrelatywizować to, co nas spotyka. 1505.
Było już o starych kronikach i echach dawnych zaraz - teraz ta świeższa.
Sprzed niemal stu lat. A może i równo stu?
Potoczne zwana hiszpanką ale też lokalnie taa...L.A. jak-jak?
...wołynką, ukrainką, chorobą okopową, a nawet chorobą bolszewicką, gdyż tutaj to czas tej właśnie wojny 1918-20.
I tak pomyślałem sobie, że skoro to to taki dramat, powinny być adekwatne echa w kulturze - ot , choćby literaturze, z której część je t w kanonie.
Pamięta ktoś hiszpankę-wołynkę z Przedwiośnia?
Inne może utwory, nie jestem wielkim bibliofilem, ale jakby nic-nic, bądź niewiele.
Jeśli ktoś zna takie teksty, miło by było, gdyby się tu nimi podzielił, bo szczerze, to nie przeprowadzałem jakiejś specjalnej kwerendy. Ot, kilka, biografii, trochę beletrystyki, poezji.... I tylko w jednym wypadku natknąłem się na wyszukiwane zdarzenie.
U Mackiewicza w "lewej wolnej".
Niedużo to zacytuję - główny bohater;
Karol Krotowski leżał w szpitalu wojskowym w Alejach Ujazdowskich w Warszawie. Nie był ranny, ale przed ostatnią rozprawą pod Lidą, zwaliła go silna gorączka. Powiadano "wołynka", okopowa forma "hiszpanki", która przerzedziła niemało szeregów jeszcze w wielką wojnę. W ten sposób nie trafił później do wyprawy gen. Żeligowskiego przeciwko Litwinom na Wilno, w której brał udział pułk, zawrócony z pogoni za rozbitkami 3 ciej armii sowieckiej. Niecodzienny traf zrządził, że dostał się do pociągu sanitarnego i wylądował w Warszawie. Tu też zaskoczyło go zakończenie wojny z bolszewikami. Przez dłuższy czas wysoka temperatura odbierała mu świadomość rzeczy otaczających, a chwilami tracił nawet przytomność, i lekarz wcale poważnie ruszał głową. Gdy wreszcie gorączka spadła, i przyszedł do siebie, zapoznał się przede wszystkim z pielęgniarką, którą na sali nazywano "siostra Ania".I właściwie to wszystko. Przyznacie, że niewiele, jak na taką tragedię? Dużo większą niż obecna (i oby tak zostało).
Ta też zginie w natłoku sensacji-informacji, za lat kilka -naście , -dziesiąt?
Czy jednak się wbije w kulturę, prawem kontrastu, bo czymże była hiszpanka na tle strat wojennych. Te ćwierć miliona zmarłych na ziemiach polskich (jak szacują). Obecna na ten moment dobija stu tysięcy, na całym świecie.
Dużo? Mało? Rzecz względna?
A może powsetanie coś na miarę Dżumy, czy choćby Dziennika roku zarazy? Czy może nie ma już nic do dodania w tym temacie? Pytania...
Chociaż jak się czyta dawne gazety, był ton podobnie alarmistyczny co i teraz. Że puste wsie, że gospodarka upada, choć to zupełnie inna gospodarka. Szyta na zupełnie inny model.
Nie kopie się ziemniaków, nie sieje się ...
Stolarze po wsiach i miasteczkach nie robią nic innego, tylko trumny. Choroba tak wycieńcza ludność, że staje się na długi czas niezdolną do pracy. Cierpi na tym ogromnie gospodarka na roli. Nie kopie się ziemniaków, które wkrótce zaczną gnić, nie uprawia się roli pod zasiew oziminy.Tu więcej
https://wielkahistoria.pl/grypa-hiszpanka-w-polsce-1918-1920-liczba-ofiar-i-prawdziwy-obraz-epidemii/