Bueh. Nie lubię nie lubię.
Od początku nie miałem wątpliwości, że Terminus prowokuje.
Opowiadanie jest moim zdaniem śliczne - utrzymane konsekwentnie w tonacji bajkowej pół prozą - pół rymem z powtarzającym się jak refren "maszyna maszyn umajona, nakręcona i ze wszech miar doskonała." W rezultacie, gdy czytam kojarzą mi się wszystkie bajki zasłyszane w dzieciństwie chociaż żadna w szczególności - i to jest właśnie samo w sobie osiągnięciem literackim.
Jest tu fragment, który bardzo lubię cytować w odpowiednich okolicznościach : "Przyleciało to, siadło, ciężkie jak nie wiedzieć co - i siedzi. A przeszkadza, że trudno bardziej."
Swoją drogą ciekawe kogo Lem miał na myśli gdy to pisał? Teściową?
A satyra na biurokrację wcale nie jest przedawniona czy choćby przestarzała.
W ogóle to przypomina mi się w związku z tym anegdota opowiadana podobno w czasie okupacji hitlerowskiej.
Otóż ludzie wysyłając kartki pocztowe z pozdrowieniami do krewnych i znajomych próbowali dodawać sobie wzajem otuchy za pomocą krótkich wzmianek o ciotce Bercie i jej pogarszającym się zdrowiu. Każdy wiedział oczywiście, że "ciotka Berta" to Niemcy. Wiedziało o tym niestety także Gestapo pilnie czytające korespondencję. Stąd podobno na kartkach zdarzały się czasem dopiski w rodzaju: "Ciotka Berta jest zdrowa i dobrze was za mordę trzyma". Jak by nie było, nie dało by się wyaresztować całej ludności...
Otóż myślę, że choć Terminus usiłuje nas pocieszać nazywając lemowską satyrę na biurokrację zdezaktualizowaną, to jednak się myli. Biurokracja jest wieczna i ponadczasowa. Najstarsze pieczątki sumeryjskie liczą sobie 5.000 lat z okładem! To już prawie skala astronomiczna. Nic dziwnego, że Lem tak był biurokracją zafascynowany.