Ha, ha, dzi jak zwykle jednym zdaniem podsumował to, co ja wyłuszczam przez godzinę... Tak, o to mi chodzi, że zdolność do uznania czegoś za cud zależy od przede wszystkim od światopoglądu człowieka, a nie od jego stanu wiedzy, czy stanu wiedzy w ogóle.
Może powiem tak - ja nie uważam tego za cud, myślę, że, jak powiedział Q, odpowiedź leży w pewnych zawiłościach neurologicznych, których nauka jeszcze nie poznała.
Ja też tego nie uważam za cud, ani w ogóle nie sądzę, abym cokolwiek uznał za cud. Chodzi mi o to, że jakkolwiek by (już trzymając sie śmierci) cudu nie zdefiniować, zawsze pozostanie pewnien margines, który spokojnie pozwoli dokonać jedynej słusznej interpretacji światopoglądowi danego człowieka. Kiedyś sobie o tym dość długo myślałem i zauwazyłem, że cuda zdażają się zawsze na pograniczu. Ktoś prawie umarł, ale nie umarł itd. Nie słychać o przypadkach, że facet wpadł do linii produkcyjnej konserw i został zapuszkowany w 90 kilogramowych porcjach, które potem otworzono, wlano do jednej kadzi i po stosowanych zabiegach gość ożył. A na pograniczu, każdy nawet najmniejszy margines pozwala w istocie na dowolną interpretację. Jako matematyk i w dodatku wspinacz znasz te ostre jak brzytwa "matematyczne" granie wytworzone przewiewanym śniegiem... na samej grani jak wy to lubicie nazywać w każdym otoczeniu danego punktu jest trochę lewej i trochę prawej a mimo to przedmiot upuszczony dokładnie na grań znajdzie się w całości po jednej lub po drugiej. Z ludźmi jest tak samo, mimo "szarej" sytuacji dokonuja czarno-białych wyborów (w tym względzie).
Skoro maziek brał udział w akcjach reanimacyjnych - podziwiam, ja natychmiast mdleję
Nie ma czego raz w życiu zdażyło mi się, byłem w klasie maturalnej, świeżo ukończyłem kurs na jakiegoś tam młodzieżowego ratownika WOPR (chodziło o to, żeby laski wyrywać na przystani ;-) ) i nagle okazało się, że muszę praktycznie zastosować nauki wobec najbliższej osoby. Zapewniam Cię, że w takiej sytuacji nie zemdlałbyś, adrenalina zalewa oczy. Dodam, że miałem swoja jedną minutę i na szczęście tylko tyle, bo w poblizu byli prawdziwi fachowcy. Piszę o tym, bo łatwo mógłbym uznać te wydarzenia za cud: osoba doznaje ataku serca we właściwym miejscu (na progu izby przyjęć oddziału kardio), w ciągu minuty jest na stole, przez dwie godziny jest w stanie śmierci klinicznej reanimowana przez kolegów, którzy szczerze oświadczaja, że normalnie daja sobie luz max po półgodzinie jak pacjent nie współpracuje... A ten pacjent w ogóle nie współpracował, a potem cieszył się jeszcze długo zyciem... ;-). Ale nie uważam tego za cud, tylko za zbieg okoliczności.
A teraz o co mi chodzi.
Istotnie, jak rzekłeś nie raz, wiele jest sprawą interpretacji. Moja propozycja jest po prostu taka, by nie używać hipotezy Boga. Odrzucenie np. modlitw, ze względu na to, że gdy dotyczą one zjawisk nieprawdopodobnych (jak lina dynamiczna) są marnotrawstwem czasu, a gdy prawdopodobnych, to nie są potrzebne. O ile rozumiem, Twoja teza jest taka, że na granicy poznania jest miejsce dla wielu zjawisk niepoznanych, niewyjaśnionych czy nieoczekiwanych, które można intepretować dowolnie i może mieć nadzieję, że nastąpią.
Cały czas "nie zdradzam się" ze swoim światopoglądem i może to w sumie szkodzi dyskusji, ale z drugiej strony sądzę, że dla prawdziwości argumentów a tym bardziej faktów nie ma znaczenia, czy osoba je głosząca zgadza się z nimi, czy nie. Mozna je opisać, wyartykułować i (na ile jesteśmy a ja szczególnie w stanie) logicznie podyskutować na ich temat, uznając, że jedne są prawdziwe a inne nie. Otóż dochodząc do wniosku, że nie ma o czym dyskutować (bo nie możemy zdefiniować, czym działanie boskie różni się od natury) mozna się skupić na praktyce (mam posłać dziecko na religię czy nie, jak nie to inne mu oczy wydziubią, albo czy mieli rację katolicy rżnąc hugenotów i o co w tym chodziło). Weź pod uwagę, że hipotezy Boga używają wyłącznie ateiści, wierzący Weń wierzą ;-)
Niebezpieczeństwo dostrzegam raczej w opisanym dosadnie przez Dawkinsa zjawisku zawieszenia racjonalnego osądu, do którego z postawy Twojej może być nieco bliżej niż z mojej,
no dobra, przyznam się, to prawdopodobnie błędne założenie ;-)
A inną sprawą jest zjawisko, które jest równe w swoim prawdopodobieństwie zmartwychwstaniu po dekapitacji - na przykład, by dziś, 16 czerwca, wynik spotkania z Niemcami zmienił się z 2:0 na 0:2 i by nikt nie zauważył niczego.
Ależ Term, gdyby nikt nie zauważył niczego, byłoby po prostu 2:0 dla Polski! Pooolskaaa, białoczerwooona....