Teraz podobnie, nie chcą Rosji Putina, ale takiej osłabionej pod większą kontrolą - już tak, jak najbardziej.
Nie chcą Rosji Putina? Hm. No nie wiem. Mam wrażenie, że "kolektywny Zachód" gotów jest nadal mieć do czynienia właśnie z Putinem, i tylko szuka pretekstu, by pomóc mu "wyjść z twarzą" z konfliktu, zapomnieć o wszystkim co zaszło, zdjąć sankcje, i hopca-drica-lam-ca-ca, szafa gra, business as usual.
Bynajmniej nie oczekuję od "sojuszników" jakichś specjalnych walorów moralnych, jakiejś specjalnej życzliwości dla Ukrainy. W końcu Realpolitik ist Realpolitik. Jasne, że zbrodnie wojenne, zrównane z ziemią miasta, śmierć i cierpienia Ukraińczyków - to pestka. Gdyby dało się kosztem Ukrainy uzyskać gwarantowany pokój w Europie, to pies z nią tańcował, z Ukrainą. To normalne.
Ale dziwi mnie zanik u tamtejszego establishmentu elementarnego instynktu zamozachowawczego. Czyż nie jasne, że Rosji nie da się "oswoić"? Że ekspansjonizm, przede wszystkim militarny, jest jej immanentną cechą? Że gdy Putinowi uda się pokonać Ukrainę, on pójdzie dalej, i nic go nie powstrzyma? Że teraz świat ma do czynienia ze stalinowskim "wyzwoleńczym pochodem" w wydaniu 2.0?
Czyżby aż tak miło jest żyć pod mieczem Damoklesa, pod stałą groźbą uderzenia nuklearnego? Nie ogarniam. Zwłaszcza teraz, kiedy istnieje świetna okazja skończyć z tym zagrożeniem raz na zawsze, i to cudzymi rękami, małym kosztem, za cenę cudzej (ukraińskiej) krwi?
Jak wytłumaczyć nienaturalną "miłość" ze strony Zachodu, różnych tam Makaronów-Szolców, do zbrodniczego kraju i jego lidera-kryminalisty? Co to takiego? Masochizm? Zespół sztokholmski? Strach? Sprzedajność? Głupota?

@
maziekSiła robacza, powiadasz?
Dorzucam do kolekcji, obok
pełnonocnika i
moczodawcy 