Co się tyczy katastrofy, to wyobrażam sobie, że tam była dosłowna jatka, maszynka do mięsa (jest taki żleb pod Mięguszem), przy której masowe mordowanie rogacizny i nierogazizny w tzw. ubojniach jawi się jako delikatna operacja chirurgiczna. Ideałem zdroworozsądkowym byłoby zebrać nieidentyfikowalne szczątki na kupę,oblać napalmem i spalić od razu, resztę zaś starannie i powoli ułożyć w trumnach, a wszystkie trumny otworzyć w Polsce w obecności rodzin.
Tak to widziałem i widzę (co być powinno). TERAZ natomiast podnoszę jedną kwestię: rzekomy zakaz otwierania. Kto, co, kiedy, jak (na gębę czy na piśmie), i na jakiej podstawie prawnej? A może od początku to czysta lipa, fikcja, plota, łeż, mit?
R.