Czy to Doktor? Nie, to Ijon Tichy.
O „Dziennikach gwiazdowych”, „Kongresie futurologicznym”, „Wizji lokalnej” i „Pokoju na Ziemi”
Ijon Tichy to nie tylko właściciel odrapanej rakiety i zamku w Szwajcarii, podróżnik-sybaryta i poszukiwacz odpowiedzi na pytanie, czym, u licha, są sepulki. To przede wszystkim probierz przemian, jakie zachodziły w pisarstwie Stanisława Lema.
Poznajemy Tichego bardzo wcześnie, bo już w „Dziennikach gwiazdowych” – trochę satyrze na „poważne” sf, trochę testerze różnych pomysłów dotyczących zderzeń międzygwiezdnych cywilizacji. Tichy to bohater naraz z zewnątrz i ze środka: to, co widzi na Ziemi – i planetach będących jej odbiciem – obserwuje często z pozycji nie-tubylca, bo na przykład wrócił po dwustu latach („Pokój na Ziemi”) albo przespał kilka dekad („Kongres futurologiczny”). A przecież zaczyna jako postać z ducha podobna do pojawiającego się w kulturze kilka lat później Doktora z serialu BBC „Doctor Who”. Czytamy o jego kolejnych podróżach i podśmiewamy się z tego, że zgubił latarkę, wołowina zaćmiewa mu słońce, orbitując wokół rakiety, a wpadłszy w wir czasowy napotyka 140 wersji siebie.
Tyle tylko, że w kolejnych podróżach widać już zarys tego, kim Tichy się stanie – wcale nie humorystycznym dodatkiem do twórczości Lema (bo przecież to, że coś jest śmieszne, nie znaczy jeszcze, że jest niepoważne, jak pisał Pratchett). Uświadomiwszy sobie bowiem już na wstępie, że Tichy jest narratorem niegodnym zaufania – wszak przedmowę do „Dzienników...” pisze astrozoolog, profesor Tarantoga, a astrozoolodzy już zdążyli się w „Obłoku Magellana” dorobić statusu najbardziej zmyślających naukowców lemowskiego uniwersum – mamy wątpliwości, co tak naprawdę kryje się nawet w tych najzabawniejszych przygodach Tichego.
Podejrzanie często broni się on przed zarzutami o zmyślanie – aż w „Wizji lokalnej”, będącej dekonstrukcją podróży XIV musi się przyznać do błędu. Spróbuje też ten błąd naprawić, ruszając ponownie na Encję, żeby przekonać się, jak to z kurdlami było. Wpadnie w wir walki między dwoma wrogimi cywilizacjami, zamieszkującymi jeden glob – motyw w twórczości Lema obecny bodaj od „Pamiętnika znalezionego w wannie”, a wraz z kolejnymi latami nabierający ostrości i stawiający coraz bardziej ponure diagnozy dla takiego świata. Ale przecież już w „Dziennikach...” znajdujemy opis wyprawy międzygwiezdnej rodziny Tichych – to tam Ijon zacznie wątpić, czy te nawarstwiające się absurdy jego relacji nie wskazują aby, że on sam nie istnieje?
I rzeczywiście, ten wczesny Tichy w pewnym momencie Lemowskiej twórczości już się ostać nie może. Rozważania o tym, że życie na Ziemi nie jest możliwe – snute przez różnych kosmitów, jakich w czasie swoich podróży spotyka – osiągają swój punkt kulminacyjny w „Kongresie...”, gdzie Ziemia taka, jaką chcą ją widzieć jej mieszkańcy, jest tylko złudzeniem. Można jednak jeszcze traktować „Kongres...” jako punkt przejściowy – na co wskazuje zakończenie. Do niego nawiązuje ostatnie zdanie „Wizji...”, w nim też możemy wyczytać, że przygody Tichego dotarły do miejsca, z którego już nie da się wrócić. Tichy zaczyna istnieć naprawdę: wkraczając w świat dużo mroczniejszy, taki, który jeśli da się wyśmiać, to z dużym trudem.
W ten sposób zresztą są prozy o Tichym przez cały czas komentarzem do rzeczywistości (nie tylko na poziomie tego, co widzi Tichy, ale i tego, co my jako czytelnicy dostrzegamy). Dzisiaj wyraźniej można zobaczyć pewne kwestie: chociażby rozwój medycyny czy informatyki sprawia, że już z nieco mniejszym rozbawieniem obserwujemy to, co dzieje się między wierszami kolejnych dziwnych spotkań Tichego z Kosmosem. Gdzie znajdziemy się w przyszłości? Czy to, co umożliwia nam technologia, zawsze jest dla nas korzystne? Na jakiej podstawie uważamy, że człowiek to wzór istnienia w Kosmosie? Kim jest „Inny” i jak się z nim porozumieć? „Wizja...” odpowiada zresztą, że możemy w ogóle nie zrozumieć inności – „Pokój...” pokazuje, jak wielkiemu złudzeniu ulegamy, skoro „Inny” może tkwić w nas samych.
Ciekawie też wypada wątek podróży i powrotów Ijona na Ziemię. W „Dziennikach...” lubi on jeszcze osiąść na stałe w swoim domu, który jest mu trochę, jak w przysłowiu, twierdzą. W „Kongresie...” niechętnie wraca na Ziemię, która jest miejscem dość paskudnym, nękanym różnymi plagami, z którymi przywódcy i naukowcy nie umieją sobie poradzić (tak, w „Kongresie...” nauka jest może bardziej jeszcze bezradna, a na pewno bardziej karykaturalne stosuje metody, niż w epopei o tym, jak potrafi zawieść – w „Głosie Pana”). W „Wizji...” pada ofiarą ziemskich mechanizmów, których nie rozumie – wydaje się, że już nie wróci, ale jednak zjawia się na Ziemi ponownie; po to tylko, żeby paść ofiarą innych zakulisowych działań współ-Ziemian.
Czyta się dzisiaj opowiadania i powieści o Ijonie Tichym, dostrzegając ich strukturę, często podkreślającą paradoksy bycia człowiekiem, ale i pokazującą, w jaki sposób od żartu z drugim, poważnym dnem można dojść do bardzo poważnej analizy mechanizmów społecznych.
recenzja zdobyła w sumie 9 punktów (10 głosów na +, 1 głos na -)