No dobra, ale tak na poważnie. Ja miałem taki sen, który mnie tak strasznie zabolał, że pamietam go do dziasiaj. W wieku 7 lat przyśniło mi się, że na urodziny dostanę rower. Takiego nikt nie miał, widzę ten rower do dzisiaj. Rano okazało się że dostałem jakieś klocki czy inne pierdoły. Żal był wielki!!!. Celowo podaje taki przykład. Przyśniło mi się coś, co nie istnieje w rzeczywistości. Wg Twojej definicji to w jakiś sposób istnieje. Pytam sie, czy to istnieje tak jak prawdziwy rower w sklepie? Odpowiadam sobie że nie. Różnica jest podstawowa: pierwszy można mieć za darmo, ale nie można na nim jeździć. Drugi trzeba sobie kupić. Ale w jednym i drugim, zauważ, można dokręcać śrubki. Tak więc obecność rowerów lub ciuchć nie ma nic do solipsyzmu...
Ech... jak zapytasz kogoś wierzącego, to Ci powie, że z
tego snu też się kiedyś zbudzisz i zadne tesknoty za rowerami nie będą Ci w głowie...
Trzeba, po pierwsze, sprecyzować sens słowa "istnienie". Bo przyśniło Ci się nie coś, co nieistnieje - rowery przecież istnieją: przyśniła Ci się pewna sytuacja, która potem jakoś "nie wypaliła" na jawie. Po drugie, nie jest prawdą, że na tym rowerze ze snu nie można jeździć: ależ można! jednak tylko we śnie - i założę się, że wtym śnie byłeś
bardzo zadowolony...
Otóż problem polega na tym, że czy to śniąc, czy to żyjąc, że się tak wyrażę, "na jawie", nie mamy narzędzi, za pomocą których moglibyśmy
jednoznacznie stwierdzić, że rower, stół, klocki etc. są zewnętrzne względem naszego
ja. Owszem, kiedy się juz zbudzimy, możemy powiedzieć sobie, o, to był tylko sen - ale z tego tak naprawdę nic nie wynika, bo nie można przecież przewidzieć, że i z tego snu się kiedyś nie zbudzimy.
Dlatego też wszystko polega na, w pewnym stopniu, arbitralnym przyjęciu, jakiegoś punktu widzenia. Biorę wszystkie dostępne mi dane i na tej podstawie orzekam, że najbardziej prawdopodobnym wydaje mi się taki a taki obraz świata - i wg mnie jest to świat mający istnienie niezależne od mojego postrzegania...
I rozumiem Twój żal: też miewałem takie sny...