Polski > Lemosfera

Lem, ghost story i insze horrory

<< < (2/6) > >>

Terminus:
Widmo komunizmu w "Obłoku" to mi się akurat takie straszne wcale nie wydało, wręcz przeciwnie :)
To była taka próba opisania komunizmu takiego, jaki się nigdy nigdzie nie udał, i chyba nie uda. Więc można było sobie poteoretyzować.
Reszty tematu nie kupuję, bo z Lemem nie ma wiele wspólnego więc nie umiem wiele powiedzieć :)

Q:
Pozwolę sobie (w tym wątku, bo niby gdzie?) zacytować komentarz jaki umieściłem pod wywiadem z dr. Płazą (który niedawno linkowałem):

Na marginesie Lovecrafta i Lema... Chciałbym zwrócić uwagę, że relatywnie mało znane opowiadanie tego drugiego, zatytułowane "Prawda", jest najbardziej lovecraftowskim utworem jaki czytałem, który nie wyszedł spod pióra Samotnika.

Owszem, nie ma tam macek i epitetów typu "bluźnierczy", do których to elementów mniej pojętni epigoni skłonni byliby redukować HPL-owski styl, ale... jest obłąkany, wyrażający się tyleż histerycznie, co ekstatycznie (niczym bezimienny  - acz zwany czasem Robertem Olmsteadem ;) - narrator "Widma nad Innsmouth"), protagonista, jest kosmiczna skala przekraczająca możliwość ludzkiego zrozumienia (a raczej intuicyjnego wczucia się), jest sytuacja "scalenia rozproszonej wiedzy", gdy najnowsze badania nad plazmą zdają się nagle łączyć w całość ze starożytnymi(!) wierzeniami kultów solarnych, jest wreszcie ostateczna kosmiczna groza od której nie sposób uciec, skoro jej źródłem okazuje się byt stanowiący przyczynę/gwarancję istnienia ludzkości (który kiedyś, za lat miliardy, upomni się o swoje... o czym przypominają ostatnie zdania tegoż utworu).

Przy czym - ze względów kurtuazyjnych, podyktowanych tym na jakiej stronie się wypowiadałem  - nie rzekłem tam wprost, że uważam Lema za ucznia, który przeszedł mistrza, bo horror lovecraftowski jest od strony rekwizytorni arcykiczowaty zwykle, tymczasem Lem potrafił poruszyć tę samą problematykę bez oklejania jej tego typu ozdobnikami, a w roli monstrum obsadził - co uważam za ruch śmiały i oryginalny (acz echo "Astropilota" Bradbury'ego w nim pobrzmiewa) - pozornie tak oswojone, poczciwe, Słońce, i tym samym osiągnął mocniejszy, lepszy artystycznie, efekt.

Q:
Adam Iwanowski "O istocie horroru - na marginesie lektury 'Śledztwa' Stanisława Lema":
http://www.brulion.vxm.pl/felietony.php?idzdo=felietony&folder=2&felieton=oistociehorroru

Zdaje się, że tekst ów ma coś wspólnego z wygłoszoną w roku 1999, na Czwartym Seminarium Filmowym UG i GKF, prelekcją Iwanowskiego "Istota horroru. Stanisław Lem Śledztwo".
Niestety, do wcześniejszej - i lepiej pasującej do tematu - pracy tegoż autora (zatytułowanej po prostu "Lem i horrory") nie udało mi się dotrzeć (acz wiem gdzie się ukazała). (A szkoda, bo skoro się o niej dowiedziałem, byłem ciekaw co ktoś miał do powiedzenia w sprawie dekadę przed momentem, w którym założenie niniejszego wątku do głowy mi przyszło.

Q:
O Lemie jako o polskim mistrzu horroru:

Trochę o prowadzącym:
https://carpenoctem.pl/author/wgunia/

Q:
Za sprawą niniejszej zapowiedzi książkowej:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4954277/kobieta-w-czerni-raczka
Dowiedziałem się o istnieniu takiej oto pani (która, pisując również inne rzeczy, uchodzi za kontynuaturkę tradycji dusznych opowieści obu - M.R. i Henry'ego - Jamesów, oraz Daphne du Maurier na dobitek):
https://en.wikipedia.org/wiki/Susan_Hill
I całkiem sporo tego namachała:
https://www.amazon.com/Woman-Black-Other-Stories-Collection/dp/1781255520/
https://www.amazon.com/Mist-Mirror-Susan-Hill-ebook/dp/B0057X65ZE/
Ciekawe jak Mistrz by jej dorobek ocenił?

Edit:
Sięgnąłem (po "Kobietę w czerni"), i mam wrażenie, że negatywnie. Jest to bowiem rzecz dość przyzwoicie napisana, ale łącząca raczej wady dzieł(ek) Wielgich Poprzedników, niż ich zalety. Z Henry'ego J. bierze (z grubsza) szkielet "W kleszczach...", ale nie psychologiczną dwuznaczność oryginału*. Z M.R.J. sporo elementów, prawie wszystkie, jednak z wyjątkiem dwu najważniejszych - umiejętności budowania napięcia i swoistego morału - u dziekana Cambridge stopień zagrożenia ze strony zmór zależał zwykle od moralności delikwenta, zbytnia ciekawość bywała też samobójcza, no i istniały pewne sposoby radzenia sobie, tu upiorzyca po prostu jest, i zabija, i tyle, i nikt na to nic nie poradzi (być może miał stąd płynąć wniosek, że całe społeczeństwo jest winne temu, co spotkało za życia Jennet, dlatego nikt się nie wykręci, ale jeśli tak - należało to jakoś zaakcentować). Dalej - narrator. Sili się na jamesowski lakonizm i przyziemność, które tak chwalił Lem, ale co chwila wychodzi zeń egzaltacja, jak nie spóźnionego romantyka, to trzęsących się ze zgrozy protagonistów lovecraftowskich. Po tym co przeszedł - nie dziwota, ale opowieści to nie służy (być może lepiej byłoby gdyby ktoś "z zewnątrz" streszczał obojętnie jego dzieje). Na koniec - H.P.L. okupywał - z nawiązką - stylistyczne mielizny, powodujące, że jego utwory rzadko straszyły, filozoficznymi głębiami. Tu tego też nie doświadczymy, bo jedyny możliwy wniosek z niej płynący - gdyby brać treść w/w powieści serio - byłby taki, że jak masz pecha, to możesz trafić na nieboszczyka, który zrobi ci kuku. Co może i dobre dla zabobonników, ale chyba dla nikogo więcej.
A ponoć ta "Kobieta..." i tak najlepsza z ghost stories p. Hill.

* Gdzieś tam pobrzmiewają i echa stokerowskiego "Draculi" - prawnik przyjeżdża i wdeptuje, lecz nie widać znów zbliżonego potencjału charyzmy tytułowców-antagonistów.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej