Co to było?
"Meteoryt Tunguski" był chyba najbardziej tajemniczym ze wszystkich zjawisk przyrodniczych XX w. Na temat tego, co było przyczyną katastrofy, jaka 30 VI 1908 wydarzyła się na Syberii, powstało wiele rozmaitych, często wyjątkowo nieprawdopodobnych, hipotez. Do najbardziej niezwykłych należały hipotezy o zderzeniu ziemi z przybyłym z odległych rejonów kosmosu kawałkiem antymaterii lub z mikroskopijnych rozmiarów czarną dziurą. Nie brakowało też takich, którzy twierdzili, że nad Syberią eksplodował napędzany zapewne energią jądrową (lub nawet anihilacyjną) statek kosmitów.
Proste wyjaśnienie
Przyczyna katastrofy w tunguskiej tajdze była stosunkowo banalna. Według powszechnie przyjętej hipotezy, 30 VI 1908 r. w atmosferę ziemską wtargnął duży meteor lub niewielka kometa. Średnica obiektu wynosiła zapewne 50 - 100 m, a prędkość ok. 15 km/s. Opór powietrza sprawił, że przybyły z kosmosu obiekt na wysokości 25 km zaczął rozpadać się na kawałki, a na wysokości ok. 10 km nad ziemią eksplodował. Powstały w wyniku eksplozji pył rozprzestrzenił się w górnych warstwach atmosfery, a obserwowane po katastrofie "białe noce" były wynikiem odbijania światła słonecznego przez jego cząstki.
Zaden meteor nie wybucha nad ziemia, moze sie spalic, ale nie wybucha!
Jestem ciekaw co na ten temat powiecie. Czy jest to tylko typowy zabieg SF, a więc wyobrażenie sobie przez Lema świata, który poszedł w inną stronę niż dzieje się to obecnie? Czy też jest to zamierzone propogandowe działanie. Być może Mistrz został wręcz "nakłoniony" do tego typu literackiego zabiegu. Pamiętam, że ktoś z was wspominał, że podobna sytuacja pojawia się Obłoku Magellana.
Abstrahując jednak od beznadziejnego wątku politycznego Lem przyszykował nam zabawę w postaci deszyfrowania informacji zawartej w "kawałku drutu nie z tej Ziemi". Czyżby Głos Pana był poniekąd próbą naprawienia infantylnego opisu jakim uraczył nas tu autor? Jednym słowem skwituję: "Kupa śmiechu mości Panowie!". Tak beznadziejnego opisu jeszcze do tej pory nie widziałem. Cieżko, po Głosie Pana przejść przez tak prostą i szybko układającą się w jedną całość historię dekodowania sygnału.
No ale w porządku - nie będę się więcej czepiać. Poczekam co przyniosą kolejne rozdziały.
...napisane tak, żeby w PRL spodobało się odpowiednim ludziom (zresztą, chyba na zamówienie, o ile pamiętam). Lem po prostu wywiązał się z zamówienia.
Pisałem je - na przykład Astronautów wydanych w 1951 roku - z pobudek, które i dziś rozumiem, choć przedstawiony w nich świat zdecydowanie przeczy wszystkim moim życiowym doświadczeniom.
Jakież to wszystko gładkie, wyważone w proporcjach, bo występuje tam i słodki Rosjanin, i cukrowy Chińczyk - zupełna naiwność przeziera z kart tej książki. Jakaż to dziecinada, że w roku dwutysięcznym będzie taki piękny i wspaniały świat... Kiedy pisałem tę książkę, byłem jeszcze bardzo młodym człowiekiem i przypominałem chyba trochę gąbkę wsysającą podsuwane postulaty. Nic innego tam nie robiłem, tylko upozytywniałem i upozytywniałem świat. W pewnym sensie samego siebie nabrałem, bo przecież pisałem tę książkę z jak najzacniejszych pozycji. Dziś wywołuje ona we mnie tylko niesmak.
spoleczenstwa W PELNI ucywilizowane - bez wiekszych konfliktow wewnetrznych (jak wojny np.), tworzace jedna calosc w obrebie planety.
Byc moze na Ziemi jest to mozliwe, ale nie w najblizszym czasie - podejrzewam ze pare stuleci jeszcze trzeba poczekac. A moze nie? Moze nigdy to sie nie uda? Moze metalnosc czlowieka z jego sklonnosciami do agresji i panowania nad innymi nie pozwoli nigdy na stworzenie jednolitego, pokojowego spoleczenstwa?
A wojna o Falklandy (1982)? Nie wiem, jaki był ustrój w Argentynie wtedy...
Wojna to P I E N I Ą D Z!!!
Ale z tym kapitalizmem to tez prawda - jak by taki Afgan mial swoj wlasny biznes, jakis sklep z rzodkiewkami czy cos, to by nie myslal o tym, zeby jezdzic z ladumkami wybuchowymi po swiecie i wysadzac autobusy.
a w punkcie 0. dodal bym "brak szacunku do innych ludzi" ktory tak bije z Twojej wypowiedzi
ok, juz nie pisze, w koncu nie czytalem ;)
Pewnie, ze nic nie zagwarantuje pozbycia sie wojen, ale mozna znacznie zminimalizowac czestosc ich wystepowania.
I tak:
1. Wypaczonej religii nie zmienimy - niestety - ale co powiesz na temat zmniejszenia liczby jej wyznawcow?
2. Na brak edukacji jest sposob na szczescie:)
3. Wewnetrzna propaganda przy zachowaniu wolnosci prasy i swobody wyboru obywateli nie ma racji bytu.
W jaki sposób?
zamiast: | pisać: |
Islam jest wypaczoną religią. | Nie Islam jest wypaczony, lecz psychika niektórych z ludzi, którzy mienią się jego wyznawcami. Religioznawstwo udowadnia, że Islam nie pochwala nieuzasadnionej przemocy. |
Brak Edukacji. | Niepokojące zjawisko polegające na tym, że znajduje się wielu ludzi bez zachamowań moralnych, o cząstkowym światopoglądzie. |
W krajach islamskich funkcjonuje antyzachodnia propaganda, sterowana religijnie. | Hm, jest to twierdzenie z lekka śmieszne, i wzmaga stereotypowe wyobrażenie o tym, że arabowie są maszynkami do nienawidzenia Ameryki. Większość mediów w krajach arabskich nie jest przez nikogo sterowana, są to zwyczajne telewizje, które relacjonują fakty. A fakty, jakie są, każdy widzi. Nie inaczej jest w krajach zachodnich, np. w Polsce ostatnio widoczny jest trend polegający na tym, że niektóre nastroje konfliktu politycznego między Polską a Rosją są podsycane przez media. Że nie wspomnę o polskich mediach sterowanych religijnie. Zatem nie ma tu żadnej odmienności. |
Istniejąca od wieków nienawiść do krajów zachodu. | No cóż, jeśli to prawda, to nie ma się czemu dziwić, po krucjatach. No, to tak pół żartem. Nie ma tam żadnej ogólnie obowiązującej nienawiści. Są pewne stereotypy myślowe, funkcjonujące w wybranych grupach. Ale nie ma stereotypów, mówiących o tym, że należy oblepiać się plastykiem i odchodzić ku Hurysom w zatłoczonym wagonie metra. To bzdura. Porównywałbym to raczej do polskiego, wstydliwego, lecz chowanego pod ubrankiem tolerancji antysemityzmu. |
Zatem wniosek, że non-stop wymiotują na siebie.
Chodzi mi o to, że budujemy statki kosmiczne na Ziemi. W przyszłości, nawet tej opisywanej przez Mistrza, w Astronautach stocznie kosmiczne powinny być zawieszone w przestrzeni kosmicznej. Wiemy wszyscy z iloma problemami jest to związane, nie pomijając wspominanej już tutaj nieważkości, ale uważam, że to jest właściwa droga.
Problem w tym, że gdyby nawet Księżyc wysadzany był wielokaratowymi diamentami, to i tak nie opłacałoby się ich zwozić (zaczerpnięte z jednego wywiadu Lema).
1. Konieczność ucieczki z Ziemi - np: z jakiegoś apokaliptycznego powodu
Chodzi mianowicie o człowieka, a ściślej- o ludzi, którzy musieliby dwa lata spędzić zamknięci w małym statku jak ryby w konserwie, i w razie jakiegokolwiek problemu zdani byliby tylko na siebie. Mogliby zginąć na tysiące sposobów- rozbić się o powierzchnię Marsa, udusić się, gdyby przypadkiem doszło do dehermetyzacji kabiny, albo mogliby po prostu zbzikować i się nawzajem pozabijać.
Żeby eksplorować kosmos potrzebaby było zbudować całą sieć, która zawsze będzie poza naszym zasięgiem - to tak jakby nasza rodzima pchła z szarika chciała podbić księżyc używając do tego sprężynek od długopisów.
Człowiek nie jest stworzony do podróży kosmicznych. Zawsze poajwią się problemy (...)
Według mnie nie dolecimy na Wenus wcześniej niż za 500 lat, o ile w ogóle., a potem:
Ja cały czas mam na myśli prawdzie dalekie podróże, do innych układów.
Czyli gdzie jesteście z czytaniem?
gdy w dowolnym momecie czasu bedziemy mogli po linii prostej poleciec sobie na jakas planete.
Rozumiem, że wszyscy są w okolicy rozdziału 'Navigare necesse est'. Nasuwa mi się takie pytanie, w sprawie kwestii wysyłania misji na Wenus. Otóż, jak wynika z ustaleń komisji analizującej komunikat od Obcych, załoga Wenus zamierza zniszczyć Ziemię. I wysyła się kowbojów w Łunochodach, którzy mają ich powstrzymać. I tu właśnie moje pytanie. Jak niby ekipa Kosmokratora miała tego dokonać? Jak mieli zniweczyć międzyplanetarną inicjatywę?
No, uhm... żebyśmy się dobrze zrozumieli, ale nie zawsze najkrótsza droga musi być po linii prostej ::)Po linii prostej w danej przestrzeni, w tym wypadku w czterowymiarowej czasoprzestrzeni ;)
i dalej...5 MFLOP'ow, walnales sie o 3 rzedy wielkosci ;)
Lem założył, że superkomputer będzie w stanie wykonywać 5 000 000 operacji na sek. Trudno określić o co chodziło Lemowi pod pojęciem "operacji". Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę operacje zmiennoprzecinkowe, co dla nas stanowiłoby najprostsze porównanie z układami dostępnymi obecnie, to MARAX wykonuje 5 milionów operacji zmiennoprzecinkowych na sek., czyli posiada wydajność na poziomie 5 GFLOP'ów.
Lem ustanowił jak na 1951 rok astronomiczną prędkość przetwarzania danych. Nie przewidział jednak, że rozwój procesów będzie tak szybki, że w rzeczywistym 2006 roku prędkość przetwarzania na poziomie 5 GFLOPów będzie zamierzchłą historią.
Czas wydarzeń opisywanych w Astronautach to rok 2006.
Pamiętam tylko tyle, że załoga Kosmokratora nie miała w zamiarze wchodzenia w kontakt bojowy z Wenusjanami. Czyli z zamierzenia walka nie wchodziła w rachubę.
No tak, zgadza się w 2005.
Mnie jakoś udało się zapamiętać ten 2006. Może dlatego, że był pod koniec rozdziału ;D
"To, co nam się wydaje pierwsze i nadzwyczajne, jak choćby nasza wyprawa, dla was będzie już powszednim doświadczeniem. Jesteście naszą zmianą i pójdziecie dalej. Będziecie szli wciąż dalej i dalej, bo im pełniej człowiek poznaje świat, tym bardziej nieobjęte otwierają się przed nim horyzonty. Czy pamiętacie dewizę mego nauczyciela?
- Nigdy spokoju - odezwali się w ciemności chłopcy nieskładnym trochę, lecz silnym chórem."
"Ale główny niedostatek maszyny leży w tym, że potrafi ona rozwiązać tylko postawione zadanie. Bo samo postawienie zadania jest już, na dobrą sprawę, połową roboty. Często nawet przeważającą jej częścią, jak o tym uczy historia nauki. Zrozumieć istotę wynalazku, powiedzmy maszyny parowej, jest bardzo łatwo, trudno było tylko ją wynalaźć. Wziąć rurkę próżniową, induktor Ruhmkorffa i powtórzyć doświadczenie Roentgena - cóż to za sztuka? Ale odkryć promienie X, szukać nowych zjawisk i odkrywać rządzące nimi prawa - w tym cały sekret geniuszu jednostki i postępu ludzkiego."
"Jak widzicie, maszyna nie potrafi myśleć twórczo. Nie może "wpaść na pomysł". I to jest największy jej niedostatek."
orbity planetoid są rozmieszczone w Układzie Słonecznym zupełnie przypadkowo
PS. jeśli chcesz wiedzieć, jak dokładnie wygląda orbita Junony, to mogę tego gdzieś poszukać. Pozdrawiam.
Zgadza sie, ale Junona akurat, jedna z najwczesniej odkrytych i jedna z wiekszych znajduje sie dalej od Slonca niz Mars. Jej najmniejsza odleglosc od Slonca (w peryhelium) jest wieksza niz najwieksze oddalenie Marsa.
planetoida o numerze 3836, a więc jej pełna nazwa brzmi 3836-Lem. Nie ma w tym oczywiście nic specjalnie zaskakującego, jako że bardzo wielu sławnych ludzi ma "swoje" planetki, niemniej jednak cieszy mnie, że dla naszego Mistrza też jedna się znalazła.
Astronauci należą do jednych z pierwszych pozycji literackich Lema. Czy można powyższe cytaty zakwalifikować jako pierwszy wątek dotykający dysput na temat A.I? Czy może już gdzieś wcześniej o tym pisał?
Z innej beczki. Jutro mam urodziny, więc życzę wszystkim Akademistom i nie tylko wszystkiego najlepszego! (Zawsze składam innym życzenia z okazji urodzin).
Jestem ciekaw co na ten temat powiecie. Czy jest to tylko typowy zabieg SF, a więc wyobrażenie sobie przez Lema świata, który poszedł w inną stronę niż dzieje się to obecnie? Czy też jest to zamierzone propogandowe działanie.
Niewątpliwe różnica między cżłowiekiem a zwierzęciem leży w naszym rozumie... w tym, że używamy narzędzi... że mamy mowę, że lecimy w gwiazdy, ale poza tym wszystkim jest jeszcze to, co czyni nas niekiedy wytrzymalszymi od naszych ciał, silniejszymi od naszych
mięśni i twardszymi od kości. To, co każe nam stawiać na sprawę z góry przegraną - w imię drugiego człowieka. Nad tę siłę, upór czy wierność,jakkolwiek to nazwać, nic nie ma cenniejszego, bo najwyższą miarą dla człowieka jest drugi człowiek.
Obyśmy wszyscy wszędzie zawsze umieli stać z otwartymi oczami.
...bo najwyższą miarą dla człowieka jest drugi człowiek
Na razie dzieje się niewiele. Minęliśmy Księżyc i lecimy dalej. Opowiadamy sobie ciekawe historie z naszego życia.
Wszędzie na zboczach skalnych, wokół stożków wulkanicznych i na skamieniałej równinie, odbijały światlo potężnie lśniące smugi lawy.
Czy ktoś z was ma przypadkiem chustkę do nosa w zewnętrznej kieszeni?
Co prawda jeszcze trochę przede mną, ale do tej pory ani razu nie pojawił się opis jakiejkowiek kamery czy aparatu fotograficznego, w które napewno byłaby wyposażona dzisiejsza misja.
Napisz coś na ten temat - co o tym sądzisz jako matematyk?
bo ja na przykład nie mam pojęcia w jaki sposób światło może ulec zakrzywieniu i poruszać się po zamkniętych okręgach - ani jakby to wygladało z zewnątrz.
Ta chwila olśnienia, dzięki której Einstein wkroczył na drogę
tworzenia ogólnej teorii względności, sprowadzała się do spostrzeżenia, że osoba spadająca z dachu nie odczuwa działania siły grawitacyjnej. Obserwacja ta może także posłużyć do wyjaśnienia kluczowego wniosku ogólnej teorii względności o odchyleniu biegu promieni świetlnych. W tym celu wyobraźmy sobie
że człowiek spada nie z dachu, lecz wraz z kabiną windy, której liny zostały przecięte, a żadne urządzenia zabezpieczające nie zadziałały. Ludzie w spadającej windzie będą „pozbawieni ciężaru" — w stanie nieważkości, zdolni bez najmniejszej trudności
przemieszczać się od jednej ściany windy do drugiej, albo od jej podłogi do sufitu. W obecnych czasach nieraz obserwowaliśmy ludzi będących dokładnie w takiej samej sytuacji, widzieliśmy bowiem zdjęcia astronautów w statku kosmicznym, „spadających swobodnie" podczas ruchu orbitalnego statku wokół Ziemi. W warunkach nieważkości przedmioty zachowują się dokładnie tak. jak to określa słynne prawo ruchu Newtona, a więc poruszają się po liniach prostych, aż do momentu, gdy zadziała nań jakaś siła. To wszystko jednak, co mv możemy zobaczyć na ekranach telewizorów - ołówki wiszące w powietrzu, ciecz, która nie chce się wylać, i tak dalej — Einstein musiał sobie wyobrażać. Pozwoliła mu na to jegoo genialna umyslowosć, która również umożliwiła mu dostrzeżenie jeszcze jednego niezwykle waznego faktu, na który nikt i przed nim nie zwrócił uwagi. Jeśli bowiem przyspieszenie spadającej windy poruszającej się ze stale wzrastającą prędkością, może
dokładnie wyeliminować wpływ siły grawitacyjnej, to dowodzi, ze grawitacja i przyspieszenie są ścisłe równoważne.
Doniosłość tego niezwykłego spostrzeżenia, dzięki któremu powstała zasada nazwana zasadą równoważności, stanie się jasna, jeśli wyobrazimy sobie laboratorium, które w wyniku działania pewnej stałej siły porusza się w przestrzeni ruchem przyspieszonym, podobnie jak wznosząca się winda. Wszystkie puszczone swobodnie przedmioty w takim laboratorium będą spadać na podłogę i fizyk przeprowadzający wewnątrz doświadczenia nie będzie w stanie powiedzieć, czy działająca siła, wymuszająca .spadek
przedmiotów na podłogę, jest silą pozorną, wywołaną przyspieszeniem laboratorium, czy też jest to siła grawitacyjna.
Następnie, powiada Einstein, wyobraźmy sobie, że wewnątrz takiego laboratorium zbudujemy układ doświadczalny służący do pomiaru zachowania się wiązki światła pochodzącej ze źródła światła umieszczonego na jednej ścianie i wvsyłanej w kierunku przeciwległej ściany W laboratorium poruszającym się ze stałą prędkością, z daleka od jakiejkolwiek planety czy gwiazdy, światło w poprzek laboratorium biegnie po linii prostej. Lecz w laboratorium poruszającym się z przyspieszeniem, w ciągu krótkiego czasu jaki upłynie, zanim wiązka światła dobiegnie do przeciwległej ściany, ściana ta zwiększy swą prędkość i poruszy się do
przodu względem wiązki, więc fizykowi znajdującemu się wewnątrz laboratorium będzie się zdawało, że wiązka światła uległa zakrzywieniu.
Mogłoby się zatem wydawać, ze mimo wszystko istnieje jakis sposób na rozróżnienie przyspieszenia spadającego ciała, wywołanego siłą inną niż siła grawitacyjna, od przyspieszenia grawitacyjnego ciała. Lecz tak nic jest, powiada Einstein. Zasada równoważności obowiązuje dopóty, dopóki nie udowodnimy, ze jest ona błędna. Jeśli więc w laboratorium poruszającym się ruchem przvoieszonym wiązka światła ulega zakrzywieniu (układ odniesienia
poruszający się z przyspieszeniem i, zakrzywieniu powinna również ulegać ona pod wpływem siły grawitacyjnej i to dokładnie taką samą wielkość.
Przestrzeń sferyczna, która pochłonęła Oswaticza jest bardzo sprytnym mechanizmem, który wytwarza olbrzymią grawitację jedynie na powierzchni sfery.
A więc wiemy już, że światło może krążyć wokół czarnej dziury w określonej odległości od horyzontu zdarzeń. Myślę jednak, że stwierdzenie, że wiązki światła pozostają tam NA ZAWSZE nie jest precyzyjne. Gdyby tak było, czarne dziury byłyby najjaśniejszymi obiektami we wszechświecie.
(...)
Zmiana masy czarnej dziury (o ile to się odbywa) spowoduje, że po pewnym czasie uwięzione fotony zostaną tak czy siak wessane pod horyzont zdarzeń. Wtedy możnaby powiedzieć, że istotnie czarna dziura jest w stanie uwięzić na określonej orbicie wiązki światła - ale tylko na określony czas.
Kiedy Biała Kula działa, wytwarza pole grawitacyjne, które zakrzywia przestrzeń. Kiedy to zakrzywienie przekroczy pewną granicę, przestrzeń jakby "zawija się" i zamyka w sobie. Powstająca w ten sposób przestrzeń sferyczna może rozdymać się lub kurczyć jak pęcherz, zależnie od siły pola. Kiedy Oswaticz znalazł się przy dziesiątym aparacie, nastąpił nagły skok potencjału grawitacyjnego, przestrzeń sferyczna rozdęła się i pochłonęła miejsce, na którym stał. W następnej chwili grawitacja zmalała i przestrzeń sferyczna skurczyła się, ale w tym czasie Oswaticz zdążył już podejść bliżej ku Białej Kuli i dlatego Smith zobaczył tylko puste miejsce.
PS. Skończyłem książkę więc niedługo napiszę jakiś podsumowujący komentarz.
- A jak doszło do napisania "Astronautów"? To był pański debiut książkowy. Zaskakujący dystans dzieli go od "Szpitala Przemienienia".
- W 1950 roku w Domu Literatów w Zakopanem spotkałem się z pewnym grubym panem, z którym poszliśmy na spacer do Czarnego Stawu. Był to Jerzy Pański - prezes Spółdzielni Wydawniczej "Czytelnik". W trakcie naszych górskich rozmów poruszaliśmy temat braku polskiej fantastyki. Zdradziłem się wtedy, że lubowałem się - już jako chłopiec - w powieściach Grabińskiego, Umińskiego, Verne'a i Wellsa. Tyle razy tę historię powtarzałem, że byc może stworzyłem sobie jakąś jej sztampową kliszę, ale jest coś na rzeczy w tym, iż on zapytał, czy gdybym dostał umowę wydawniczą, podjąłbym się wykonania takiej pracy. A ja, nie wiedząc nawet dobrze, z kim mam do czynienia, bo był dla mnie po prostu takim grubym panem, który podobnie jak ja kręci się po "Astorii", odpowiedziałem, że tak. Po jakimś czasie, ku swojemu zdziwieniu, otrzymałem rzeczywiście umowę. Nie wiedząc jeszcze, co to będzie, napisałem tytuł Astronauci... i w stosunkowo krótkim czasie napisałem książkę. I to był mój debiut.
"Tako rzecze... Lem", s. 54
- Międzynarodowe Biuro Regulacji Klimatów - winne ocieplenia klimatu?;) - nie wzięło chyba pod uwagę, iż "stopienie tysięcy kilometrów sześciennych lodu" podniesie niebezpiecznie poziom wód w oceanach...wg pojawiających się w necie wyliczeń - byłby to rząd 60-70 metrów...są mapki pokazujące co znalazłoby się pod wodą:
http://geology.com/sea-level-rise/ (http://geology.com/sea-level-rise/)
Żegnaj polskie wybrzeże...Gdańsk na wyspie?
Meandry cenzury :)
rozbawiająco-smutne :(
Lem wywrotowiec i do tego skrzywiony :)
1. bohaterowie powieści oderwani są całkowicie od bazy społecznej
2. idealistyczny punkt widzenia zbliżony do poglądów drobnomieszczańskich pacyfistów.
Autor zamazuje tu klasową treść ludobójczej polityki imperialistów.
Niesłuszne jest zdanie, że człowiek „nauczył się kierowania siłami społecznymi [...]"
Siły społeczne nie zawsze udaremniały postęp, a kierować nimi może człowiek dopiero w epoce socjalizmu.
Należałoby je poprawić.
14-12-1951
o co chodzi z tym:Może o wrażenie widziane z wewnątrz mimo bycia na zewnątrz ?
"oko umieszczone w punkcie A dostrzega nie tylko przednią część kuli, tę, która jest naprzeciw niego, ale i tylną, w normalnych warunkach niewidoczną" - oczy dookoła głowy?
Skąd takie recenzje można wydostać?Lemolog linkował już bonusiki z AAN - tutaj są