Dillinger - solipsyzmu nie odbijesz. Przyczynowość (jakąś) musisz założyć. Gdyby wynik doświadczenia nie miał związku z doświadczeniem to nauka raczej nie mogłaby się sensownie rozwijać. Jeśli podmiotem (badaczem) ma być człowiek - to trzeba tez założyć, że może on te wiedzę przyswoić. Ja nie filozof, to są wnioski chłopka roztropka - ale wydaje mi się, że raczej ciężko je podważyć. Zgadzam się, że w to filozofowanie i w praktyce nieistotne, tylko nie da się ukryć, że takowe założenia głośno czy milcząco trzeba podjąć.
To są niedorzeczności, językowy zamęt.
Ja nie zakładam, że przyczynowość w świecie ma miejsce, przyczyna i skutek są częścią mojego obrazu świata, tzn. bez nich dla mnie nie ma świata. To nie jest założenie, to jest podstawa dla formułowania założeń ("zakładając, że nic mi nie umknęło, jakaś zmienna zakłócająca, stwierdzić muszę, że wynik doświadczenia wskazuje na związek przyczynowy zmiennych x i y"). Solipsyzm to czcza gadanina i fantazje, którą Lem pięknie podsumował w "Głosie Pana" (scena z wymianą opony
). Solipsyzm to jest ta filozofia, o której Wittgenstein pisał, że język w niej działa na jałowych obrotach. A rozważania nad tym, czy człowiek świat poznać może, opierają się na wyobrażeniu jakiegoś świata
rzeczywiście rzeczywistego, czegoś
naprawdę naprawdę, a nie
tylko jakiegoś naszego obrazu rzeczywistości. Ale to jest nonsensowne, to jest ta nieszczęsna "rzecz w sobie", o której nic się nie da powiedzieć- więc o czym tu mówić?
Przyczyna, świat, wiedza, poznanie- to są pojęcia przynależne do pewnych gier językowych, które są naszym sposobem działania. Obok codziennej praktyki (także naukowca), są też i filozoficzne gierki- i w nich powstają takie kwestie, jak to, czy istnieje świat albo przyczynowość w świecie. Są one jednak nieistotne dla praktyki właśnie dlatego, że odpowiedzi pozytywne na te pytania nie znajdują się u podstaw jako założenia działalności naukowej. Uczymy się tych pojęć w działaniu (zobacz, jak dziecko uczy się języka) i są one jego elementem. Filozoficzne gierki są wtórne względem tej działalności, czy też sposobu życia, bo bez niego słowa, którymi się posługujemy filozofując w tych przedmiotach, nie zaistniałyby- skądś musiały wciąż sens. Drogą okrężną dochodzimy do tego, że są jakieś "założenia" u podstaw nauki, jeśli nie wysłowione, to "milczące", ale to można traktować co najwyżej jako element modelu działalności naukowej; ale tak jak buduje się modele w psychologii, o których trzeba czasem pamiętać, że nie są opisem treści subiektywnych doznań człowieka, tak samo naukowiec mógł nigdy nie zadać sobie tych rzekomo fundamentalnych pytań. Pojęcie "założenia" niestety wprowadza tutaj zamęt, chcemy je traktować tak, jakby u podstaw nauki znajdowały się te potężne niepewności, które naukowiec rozwiązywać ma przez założenie z góry odpowiedzi pozytywnej, tak jak czyni na próbę założenie słuszności hipotezy, aby sformułować na jej podstawie przewidywania i zbadać, czy się zrealizują. Ale zakłada się coś tam, gdzie jest możliwość prawdy i fałszu, a ta wiąże się z koniecznością istnienia kryteriów jednego i drugiego (a gdzie tu te kryteria? filozofia coś w tej kwestii ustaliła?
). Albo też formułuje się aksjomaty, reguły inferencyjne i dalej po prostu działa. Mówimy wówczas, że np. prawo wyłączonego środka jest prawdziwe na mocy znaczenia pojęć. Tu nie ma miejsca na wątpliwości. Tak też jest z tymi trzema
wielkiemi kwestiami (tu też nie ma miejsca na wątpliwości). Z tym, że wbrew temu, co się pewnie już niektórym nasuwa na myśl, nie znaczy to, że podobnie aksjomaty wspominane przez Ciebie Maźku jednak są podstawą naukowej działalności. Nie są, ale tu trzeba by nawiązać do "Dociekań filozoficznych" i tego, co Wittgenstein pisze o działaniu zgodnie z regułą- otóż reguła nic nie znaczy, sam wzór matematyczny czy logiczny jest pusty, niemy, nic nie mówi. Jego sensem jest sposób jego użycia; jest więc elementem pewnego działania i bez niego go nie ma. Pojęcia przyczyny, świata, wiedzy znajdują swój sens w grach językowych, sposobach użycia tych słów w działaniu, stąd nie ma takich założeń koniecznych dla działania, o jakich piszesz, ale działanie warunkuje sens tych pojęć.
Uffff... Trochę w kółeczko i z powtórkami. Przepraszam- tak jakoś wyszło.
Polecam mocno późnego Wittgensteina. Naprawdę warto.
Ciekawe jakie są statystyki dotyczące zatrudnienia - w swoim zawodzie (coach, doradca filo) - po tym kierunku?
Jestem pierwszym rocznikiem, jeszcze nie ma absolwentów kierunku. Trzeba poczekać.
Ale w zupełności rozumiem te zarzuty i są one słuszne- reklama podsyca nieuprawniony optymizm. No cóż, rynek.