Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Q

Strony: 1 ... 966 967 [968] 969 970 ... 1090
14506
DyLEMaty / Odp: Eksploracja Kosmosu
« dnia: Lipca 31, 2008, 08:13:43 pm »
Zawartość debaty w debacie nie może być większa, skoro debatujemy o spodziewanych efektach wysiłku umysłowego ciał politycznych

Dlaczego "wysiłek umysłowy" w kontekście "ciał politycznych" zabrzmiał mi mniejszą realnością niż 99,9% wizji ze "Star Treka"? ;) :(

(Ale do kogo ja mam pretensję skoro te ciała są wybierane przez obywateli?)

A zresztą - jestem załamany....
http://community.livejournal.com/ru_aviation/894500.html?style=mine

No i tu podziwiamy efekt tego wysiłku umysłowego... :'(

(I nie sądzę by dało się to zwalić na "ruską specyfike", niestety...)

A miało być tak pięknie...


ps. ale polityki nie unikniemy nawet w Kosmosie, oto jak widzi sprawę Kim Stanley Robinson, obserwujemy dyskusję pierwszych kolonistów na Marsie:

– Co ci się nie podoba w projekcie pierwszych schronów? – spytał John z zainteresowaniem.
– Są prostokątne – odrzekł Arkady. Stwierdzenie to wywołało żywiołowy śmiech, ale Rosjanin mówił dalej: – Mają prostokątny, stereotypowy kształt! Poza tym miejsca pracy oddzielono od kwater mieszkalnych, jak gdyby praca nie była najistotniejszym elementem naszego życia. Nie mówiąc już o tym, że część mieszkalna składa się niemal wyłącznie z prywatnych pokojów, odzwierciedlających hierarchię ważności, ponieważ naszym szefom przyznano większą przestrzeń.
– A czy nie zrobiono tego po prostu po to, aby ułatwić im pracę? – spytał Sax.
– Nie, tak naprawdę to wcale nie jest konieczne. To służy tylko podkreśleniu ich prestiżu. Typowy przykład „amerykańskiego stylu myślenia”, jeśli mogę tak to ująć.
W tłumie rozległ się jakiś jęk sprzeciwu.
– Czy koniecznie musimy się wdawać w politykę, Arkady? – zapytała Phyllis.
Na sam dźwięk tego złowróżbnego słowa zwarty tłumek słuchaczy rozsypał się. Mary Dunkel i parę osób ostentacyjnie odwróciło się plecami i skierowało w przeciwległy koniec pomieszczenia.
– Wszystko jest polityką! – krzyknął za nimi Arkady. – A nic nie jest bardziej z nią związane niż nasza podróż. Zaczynamy tworzyć nowe społeczeństwo; jakże mogłoby ono egzystować bez polityki?
– Jesteśmy placówką naukową – obruszył się Sax. – Nie potrzebujemy polityki.
– Kiedy leciałem ostatnim razem, w ogóle nie było takiego problemu – wtrącił w zadumie John.
– Ależ był – powiedział z uporem Arkady – tylko wtedy wszystko było prostsze. Wasza załoga składała się wyłącznie z Amerykanów, wykonujących polecenia zwierzchników podczas ściśle określonej czasowo misji. A my stanowimy międzynarodową ekipę, która zakłada stałą kolonię. To coś zupełnie innego.
Kilka osób znów zbliżyło się do Arkadego i Johna, aby lepiej słyszeć, o czym mówią.
– Mnie nie interesuje polityka – odezwała się Rya Jimenez, a Mary Dunkel poparła ją z drugiego końca pomieszczenia:
– To jedna z rzeczy, przed którymi stamtąd uciekłam!
Rosjanie zaczęli naraz mówić jedni przez drugich, wykrzykując takie kwestie, jak: „Już samo to jest stwierdzeniem politycznym!”
Aleks usiłował przekrzyczeć tłum:
– Wy, Amerykanie, chcielibyście położyć kres polityce i historii, aby znaleźć się w świecie, w którym dominujecie!
Kilku Amerykanów próbowało zaprotestować, ale Aleks nie dał sobie przerwać.
– To prawda! W ciągu ostatnich trzydziestu lat zmienił się cały świat, wszystkie kraje przeanalizowały własne problemy i wdrożyły programy gruntownych przemian w celu ich rozwiązania, wszystkie z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych. Stajecie się najbardziej konserwatywnym państwem na świecie.
– Przemiany, o których mówisz – wtrącił Sax – były w większości wymuszone, ponieważ kraje te cechowała skostniałość i były niemal na progu bankructwa. Stany natomiast rozwijały się przez cały czas, więc nie musiały przechodzić tak drastycznej przebudowy. Słuchajcie, amerykańska droga jest lepsza, ponieważ jest łagodniejsza. Jest bardziej przemyślana.
Wypowiedź ta pohamowała na chwilę rozpęd Aleksa i podczas gdy się nad nią zastanawiał, do rozmowy włączył się John Boone, który już od jakiegoś czasu z wielkim zainteresowaniem obserwował Arkadego:
– Wracając do tematu schronów, co chcesz w nich zmienić?


"Czerwony Mars"

14507
DyLEMaty / Odp: Eksploracja Kosmosu
« dnia: Lipca 31, 2008, 05:24:26 pm »
Po drugie: ktoś o innej dyspozycji (nie ja!!) mógłby zareagować na twój pierwszy komentarz do mojego pierwszego postu, tzn. na tekst: 
„Starczy oskubać podatkami kilkudziesięciu miliarderów. (Prosty lud ucieszy się nawet z urawniłowki.)  ”       
„świętym” (w mniemaniu tego ktosia) oburzeniem i stwierdzić że: „To pomysł godny Gomułki albo i Bieruta. A gdzie państwo prawa !? A święte prawo własności !!?” I tak dalej.

I proszę, flame war jak złoto! ;-)

Pewnie mógłby, ale jakoś nie zauważyłem na Forum ludzi skłonnych toczyć zażarte polityczne boje (co nie znaczy, że nie ma ludzi wyznających różne polityczne poglądy). Nazwij to ufnością w poziom intelektualny oponentów.

Może w tym celu należałoby sięgnąć aż do samej podstawy i zastanowić się co to właściwie jest eksploracja.

Według mnie to jest poszukiwanie wiedzy o kosmosie oraz pożytków ekonomicznych z kosmosu.
Nie wydaje mi się sensowne spieranie o nazwę, więc jeśli dla kogoś eksploracja to wbijanie flag i deptanie ludzką stopą innych ciał niebieskich, to niech tak będzie.

Dla mnie to raczej rozszerzenie tego gatunkowego pędu który kazał nam (mimo wszelkich niebezpieczeństw) rozleźć się ;) po całej Ziemi. A rozleźć per procura się nie da.

Te próby uzasadnienia KONSEKWENTNIE ABSTRAHUJĄ od kwestii ograniczoności środków i związanej z tą ograniczonością konieczności podejmowania decyzji typu albo/albo.

I znów mówisz o ograniczoności środków zamiast zauważyć jaką gatunkową tendencję do marnotrawstwa mamy. Nadal twierdzę, że to przede wszystkim kwestia priorytetów.

Póki co konieczność wyboru celów jest ewidentna.

Owszem, ale dylematem nie jest tylko bezzałogowe/załogowe w ramach istniejącego budżetu NASA. Dylemat jest szerszy - jaką drogę powinniśmy przyjąć jako gatunek?

Dla mnie kiszenie się na Ziemi dziwnie przypomina samoograniczenie podobne do tego panującego w Kurdlandii i boję się, że Ziemia gotowa stać się jednym wielkim zdychającym Kurdlem wypełnionym robiącymi tragiczne głupstwa z nudów ludźmi.

Mnie się wydaje, że nie jest aż tak źle jak tam powiedziano, że wszystko zostało już siedemnaście razy przegadane

Poszukaj, dyskusja załogowe/bezzałogowe pewnie też gdzieś była ;).

Moje stwierdzenie o trudności prognozowania nie zwalnia nikogo od przyjmowania jakichś założeń.

Tyle, że takich założeń nie można trzymać się zbyt ściśle, bo są:
1. zgrubne,
2. przyjęte z określonych pozycji (pesymizm, optymizm etc.).

(A przy przyjęciu zbyt przeciwstawnych założeń dyskusja może nie mieć sensu już na starcie.)

Co do pożytków technologicznych z Programu Kosmicznego to chętnie poznałbym jakieś szczegóły, tym bardziej, że rzecz dotyczy przeszłości, więc obliczenia powinny być łatwiejsze. ;-)

Może zamiast tanio ironizować poszukaj w internecie? Choćby o tym jaki postęp w branży informatycznej wynikł z Programu Kosmicznego. Gdyby nie on nie pisałbyś teraz do mnie najpewniej. Bo nie byłoby z czego...

Ponieważ ja chyba nie mam zbyt silnie zarysowanej potrzeby posiadania ostatniego słowa (stąd też i post niniejszy po przerwie ponad dwutygodniowej) to poniżej prawdopodobnie jedna z ostatnich prób wytłumaczenia o co mi chodzi w opozycji eksploracja-wbijanie flagi.

Ależ tłumaczysz to tak jakbyś zakładał, że masz przed sobą osobę? (osoby?) o wybitnie niskim IQ ;). Rozumiem doskonale o czym mówisz (i np. zazdroszczę talentu w żonglowaniu liczbami) tyle, że nadal twierdzę, że "wyjmujesz" problem ze znacznie szerszego kontekstu.

14508
Lemosfera / Re: Summa Technologiae - brakujący fragment
« dnia: Lipca 31, 2008, 01:09:19 am »
Zdaję sobie sprawę, że StarTrekowskie wizje są cokolwiek infantylne - szczególnie jeśli spojrzeć na obecne zdobycze genetyki i nanotechnologii (jakie oni mieli brzydkie i niepraktyczne ubrania - widziałem adidasy z większą ilością technologii niż te ichnie niewygodne lakierki i kwadratowe uniformy, które nie miały żadnej ciekawej funkcji). Najbardziej mnie zawsze śmieszyło, że drony Borga zawsze musiały używać interfejsów klawiszowych do korzystania z osprzętu - a przecież jako cyborgi mogły to robić telepatycznie/radiowo. No i nie wyglądały zgrabnie, a wg nich cybernetyzacja dawała optymalne właściwości. Imo powinni biegać jak jaguary.

I dlatego tzw. "Obcych" w "Star Treku" (o czym też już pisałem) i niektóre technologie traktuję z konieczności jak teatr czy symbol - nie przymierzając jak sztuki o prof. Tarantodze czy "Dzienniki gwiazdowe" - dające do myślenia treści w groteskowej formie.

mam nadzieję taką cichą, że kiedyś całego Star Treka napiszą od nowa nowelizując najbardziej przestarzałe elementy...

J. Michael Straczynski podejmował się nakręcenia takiego serialu. Natomiast Robert J. Sawyer napisał powieść "Starplex" którą nazwał "Star Trekiem wolnym od kiczu" (odrobinę na wyrost zresztą, ale to był w sumie jego debiut).

No ale daleko odbiegamy od "Summy..." choć nadal mówimy o wizjach wybiegających daleko w przyszłość. (Skądinąd w "Starplexie" mamy i wątki transhumanistyczne i inżynierię na skalę gwiazdową.)

14509
Lemosfera / Re: Summa Technologiae - brakujący fragment
« dnia: Lipca 30, 2008, 09:55:11 pm »
Dziękuję za pochwały pod adresem "Star Treka" ;), ale to dwie zupełnie różne formy inteligentnych bytów, które łączy tylko to, że oba należą do hipotetycznego świata post Singularity.

Borg to grupa scyborgizowanych ludzi (i tzw. "Obcych") którzy (wraz ze swym cyborgicznym osprzętem) zmierzają w kierunku technologicznej transcendencji - stanowią zbiorowy umysł. Umysł który chce stać się nadumysłem łączącym w sobie jako nieistotne cząstki wszelkie rozumne istoty we Wszechświecie.

Phoebowie u Dukaja to postbiologiczne SI funkcjonujące sobie w sieci jaką stanowi przetworzony nanotechnologią (chciałoby się rzec zbystrowany) Wszechświat.

Owszem, kierunek ten sam - dążenie do Punktu Omega (w transhumanistycznym znaczeniu tego terminu), ale drogi zupełnie inne.

(Oczywiście "Star Trek - The Next Generation" jest tu prekursorski, acz przedstawia jako wizję czarną, to co transhumaniści przedstawiają jako wizję jasna i optymistyczną.)

14510
Lemosfera / Re: Summa Technologiae - brakujący fragment
« dnia: Lipca 30, 2008, 09:24:23 pm »
A dla mnie ciekawsze jest czy spełnią się najśmielsze z tych wizji, że człowiek (jak u Egana czy Dukaja) zrośnie się w jedno z przetworzonym przez siebie środowiskiem i będzie już tylko (czy może aż) skupiskiem myślowych impulsów przemierzających stechnicyzowane środowisko.

Maximillian śledziłu ich wzrokiem przez wino, przez smoka, przez kryształ. Zagęściłu się teraz na Plateau omal punktowo, porzuciwszy inne swoje manifestacje; manifestowału się tylko w Farstone.

Jacek Dukaj, "Perfekcyjna niedoskonałość"

14511
Lemosfera / Re: Summa Technologiae - brakujący fragment
« dnia: Lipca 30, 2008, 08:50:12 pm »
Mój optymizm jednak ogranicza się do tego, że po raz pierwszy (w sposób skończony i ograniczony) technika zostaje ożywiana do tego stopnia, że wymagać będzie od nas niemal nic prócz zachcianek. Dotychczas my się komputerami opiekowaliśmy, tak jak ubraniami czy radiem. Teraz radio, t-shirt i robot zadbają o siebie, a także i o nas. Ja będę miał cały dom kierowany z poziomi nadgarstka, i basta :P

Czyli (przyjmując, ze najoptymistyczniejsze wizje się spełnią, ludzie będą mogli nic nie robić, bo środowisko wszystko za nich załatwi?

No to na końcu tej wizji tylko czeka nas:

Stali w korytarzu. Letni opar, przesiąknięty wilgocią, owiewał ich, lśniąc w fioletowym świetle. Prawa strona była pusta, śliska podłoga biegła prosto i gubiła się w odległości. Odgłos kroków przypominał mlaskanie.
Lewą stronę wypełniał gąszcz przewodów, drutów, reflektorów, nitek, prętów i plastykowych osłon. Tam, w dwumetrowych odstępach, siedziały twory bladoróżowe, mięsiste, rozpostarte licznymi płatami, naświetlane jarzeniowym fioletem, nieogarniony szereg, który ginął w dali.
— Klatka orchidei — mruknął AL […]
— To są ludzie —powiedział robot.
— Ludzie? — spytał AL
— Poszli dalej w rozwoju — rzekł Adwokat (robot — S. L.).
— To niemożliwe — powiedział René.
— A jak wyobrażaliście to sobie? René jąkał:
— Nie wiem… inaczej… nie tak…
— Jak z istot jak my mogły powstać takie roślinne ciała? — powiedział AL […] Spytał: — Dlaczego te narządy leżą bez osłony?
— Nie potrzebują żadnej osłony — rzekł robot. […]
— Gdzie są ich kości?
— Oni nie potrzebują kości.
— A ręce, nogi?
— Nie potrzebują rąk ani nóg.
— A ich oczy i uszy?
— Nie potrzebują zmysłów.
— Jak się odżywiają?
— Doprowadzamy wszystkie substancje, jakich potrzebują. Gotowe, nie muszą ich trawić. Nie ma żadnych wydalin.
— A jak oddychają?
— Doprowadzamy krew pompą, w której oczyszcza się z dwutlenku węgla i nasyca tlenem.
René pytał dalej:
— A gdzie mózg?
Promień wskazał masę guzowatą, miejscami zgrubiałą, która wyrastała z górnej partii tworu. Zewsząd pajęczyną biegły cienkie nici i wnikały do jej wnętrza.
— Co to za nici?
— Z ich pomocą wytwarzamy miłe wyobrażenia. Spokój, zadowolenie, szczęście i inne, dla których nie macie nazw.
— Czy oni nie myślą?
— Po co mieliby myśleć? Szczęście przychodzi z uczucia. Wszystko inne przeszkadza.


Herbert W.Franke "Der Orchideenkäfig"

14512
Lemosfera / Re: Summa Technologiae - brakujący fragment
« dnia: Lipca 30, 2008, 07:38:00 pm »
Natomiast jeśli chodzi o o artykuły na ten temat to czytałem ich sporo. By je znaleźć wystarczy Google (+ wiedza które strony warte są odwiedzania).

Jednak póki co jest wciąż piekielnie daleko do optymizmu wizji Drexlera i czerpiących z niego autorów SF.

A gdy czytam o tym jak nanotechnologia umożliwi nam wszystko, przypominają mi się jakoś (o czym już wspominałem) utwory SF z lat '50 w których (zgodnie z ówczesną najlepsza wiedzą) reaktory atomowe znajdowały się w lampach ulicznych i klamrach pasków od spodni i mam ochotę wyrazić obawę, że z wizjami nano-wszechmocy może być tak samo (co nie znaczy, że nanotechnologia nie ma przyszłości, atomistyka też ja przecie ma).

14513
Lemosfera / Re: Summa Technologiae - brakujący fragment
« dnia: Lipca 30, 2008, 06:35:54 pm »
To było... opisane. A teraz jest (się zaczyna, znaczy się).

Poczekam z entuzjazmem aż pojawią się takie cuda jak w opisach powyżej... ;)

A źródeł nie znałem :)

Toś nawet nie wiedział, że "Wizja lokalna" ukazała się w roku 1982, a (wprowadzające termin "nanotechnologia") "Engines of Creation" Drexlera dopiero w 1986. Mistrz pierwszy poruszył ten temat tak otwartym tekstem.

14514
Lemosfera / Re: Summa Technologiae - brakujący fragment
« dnia: Lipca 30, 2008, 06:23:36 pm »
Nanotechnologia po raz pierwszy da człowiekowi sprzymierzeńca, który wszystko wokół niego będzie robił, jak w filmach s-f. Nareszcie urządzenia nie będą tylko bardziej skomplikowanym młotkiem, ale rzeczywistość będzie się zmieniała zgodnie z naszą wolą (łatające się ubrania, zmienna przezroczystość i kolor, itd.). Jeszcze tylko niewielki postęp w robotyce... i już nie trzeba będzie używać urządzeń. Same się będę urządzały :)

Ciekawa perspektywa ^^

Czyż to już w "Wizji lokalnej" nie było?

Są to efyffkacyjne przeróbki otoczenia, techniki zachwytowo–przechwytowe, złochłonne, wjażnicowe, tworzące łącznie synturę. Opierając się na uszlachetniającym namyślnianiu środowiska życiowego, drogi, budynki, sprzęty, odzież itp. produkuje się z bystrów — mikroelementów logicznych, edukowanych patriotycznie wstępną obróbką. Ubystrzenie osiągnęło w metropoliach poziom 60 jedn. inteligencji na gram i sekundę. Do głębokości 40 metrów nie występują już w ośrodkach miejskich żadne substancje nieinteligentne (BAM). Taka jest wersja oficjalna (BOM). Pozostały obszar uległ uzmyślnieniu w 87%/ (BAM). Wątpliwe (BOM). Syntura urozumnia środowisko cywilizacyjne, żeby dbało o dobro obywateli i o siebie, samonaprawiając uszkodzenia wywołane przez opozycję, ponadto kształcąc, usługując, doradzając, pochłaniając usiłowania przestępstw oraz stręcząc w granicach prawa do konsumpcyjnego nierządu (BAM).

A u Stephensona tak to wygląda:

Sprytoral wyłonił się z głębin z gwałtownością, która zdumiała inżyniera, choć uczestniczył w jego projektowaniu i widział pierwsze próby. Oglądany przez ciemną powierzchnię Pacyfiku, przypominał eksplozję rozrywającą taflę szkła. W oczach Hackwortha wyglądał jak strumień gęstej śmietanki wlewany do kawy, odbijający się od dna filiżanki, rozkwitający fraktalnie i zlewający się w jedno tuż pod powierzchnią napoju. Szybkość tego procesu była starannie zaplanowanym kuglarstwem; sprytoral rósł na dnie oceanu już od trzech miesięcy, czerpiąc energię z superkonu - który wyhodowano w głębinach specjalnie na tę okazję - i ekstraktując niezbędne atomy wprost z morskiej wody i rozpuszczonych w niej gazów. To, co działo się poniżej, wyglądało dosyć chaotycznie i pod pewnymi względami takie było w istocie; lecz każda litokuła dokładnie znała swoje miejsce i zadanie, jakie winna spełniać. Litokuły miały kształt czworościennych cegiełek budowlanych z wapnia i węgla, wielkość ziarenek maku, a każda z nich wyposażona była w oddzielne źródło zasilania, mózg i system nawigacyjny. Uniosły się z morskiego dna na sygnał wydany przez księżniczkę Charlottę, która, obudziwszy się tego ranka, znalazła pod poduszką mały prezent: złoty gwizdek na łańcuszku. Księżniczka stanęła na balkonie, nabrała powietrza i dmuchnęła w gwizdek.
Korale zbiegały się ze wszystkich stron do miejsca, w którym miała powstać wyspa. Niektóre litokuły przemieszczały się o parę kilometrów, by zająć wyznaczoną pozycję. Wypychały wodę o objętości równej rozmiarom wyspy - w sumie kilka kilometrów sześciennych. Efektem tego procesu była wściekła turbulencja wybrzuszająca powierzchnię oceanu, zjawisko o takiej gwałtowności, że kilkoro dzieci zaczęło krzyczeć, obawiając się o losy wiszącego wysoko na niebie statku; w rzeczy samej, parę kropel dosięgło diamentowego brzucha pojazdu, co zmusiło pilota do zwiększenia wysokości. Szybki manewr wzbudził salwę śmiechu u zgromadzonych w sali balowej ojców, którzy delektowali się iluzją niebezpieczeństwa w obliczu tak jawnej impotencji Natury.
Piana i mgła opadły nieco, ukazując oczom wszystkich nową wyspę, jaśniejącą łososiowe w świetle poranka. Oklaski i okrzyki radości ucichły do profesjonalnego pomruku.


Lem był pierwszy.

14515
Jeszcze chwila i dojdziemy do wniosku, że Kwintanie sami są sobie winni bo wdepnęli w ślepy zaułek ewolucji utrwalając na wieki zimnowojenny biegunowy podział czym i siebie skazali i Ziemianom zadanie utrudnili.

Będzie to usprawiedliwienie zapewne absolutnie sprzeczne z poglądami Autora, ale jestem skłonny uwierzyć, ze w powieściowym świecie po powrocie wyprawy "Hermesa" mogło być popularne (acz pewnie znaleźli się i chętni do postawienia załogi przed Trybunałem Izby Kosmicznej i szybkiego skazania).

14516
DyLEMaty / Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« dnia: Lipca 30, 2008, 12:46:26 pm »
Wprawdzie to watek filmowy, ale polecam ksiazke "Demon haunted world" Carla Sagana. Popisowo rozpracowuje rozne teofie ufologiczne, ukazywanie sie Swietych Panienek i cala mase zabobonow i przesadow konfrontujac je z myslacym, naukowym podejsciem.

Skoro juz offtopujemy to jest to kontynuacja tradycji małżeństwa de Campów, którzy w swojej pracy na identyczny temat podali m.in. fenomenalne rady "jak być jasnowidzem", ten ze "Species" ich nie czytał to i wypadł nieprzekonująco ;).

Q sie spodoba na pewno :)

;)


EDIT:
Wracając, do teorii spiskowych: Edgar Mitchell twierdzi, że Obcy istnieją, odwiedzają Ziemię, i rozbili się w Roswell:
http://pl.youtube.com/watch?v=RhNdxdveK7c
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/10,88761,5498666,Obcy_istnieja_.html
 ::)

14517
Ostatnio jakos zmienia sie ten punkt widzenia pod wplywem roznych politycznie poprawnych ideologii, ale dosc powszechny zawsze byl poglad, ze to co inne, nie przystajace do naszych standardow jest w jakis sposob gorsze.

Często można było zresztą tego bronić za pomocą kryterium przewagi technologicznej (chyba, że kto zadowalał się tzw. moralnym zwycięstwem ;)).

Uksztaltowanie kulturowe rowniez pelni wazna role - jesli na ulicy zaczepimy kogos, a on nie bedzie chcial rozmawiac (no moze nie miec ochoty?), to bedziemy go uwarzac za gbura i nasz sposob widzenia jest z automatu najlepszy.

To znów zasunę cytatem ze Stephensona:

Finkle-McGraw zaczął wyrabiać sobie światopogląd, który w późniejszych latach miał ukształtować jego przekonania polityczne; światopogląd ów zakładał, że choć ludzie nie różnią się niczym pod względem genetycznym, ich różnice kulturowe są nie do pokonania, przy czym niektóre kultury mają prawo uważać się za lepsze od innych. Ten ostatni sąd nie był subiektywnym stwierdzeniem wartościującym, stanowił raczej zwykłą obserwację, z której wynikało, że niektóre kultury rosną i rozwijają się, a inne najzwyczajniej upadają.

Nic nie przesądzając.

Mysle, ze nieco podobnie postapili Ziemianie. No pukam grzecznie raz i drugi, a Wy nic? No to teraz jak pukne, to drzwi wam w drzazgi rozwale.

Wyglądało to zabawnie w wykonaniu Asterixa i Obelixa, ale w wydaniu serio wygląda znacznie mniej sympatycznie.

Q - ja sobie przez Ciebie az plik zalozylem w palmie i zbieram pozycje warte przeczytania  :P

Najpierw sprawdź na ile nasze gusta są kompatybilne ;D.

14518
DyLEMaty / Re: Jak miał wyglądać świat w roku 2000
« dnia: Lipca 30, 2008, 12:33:40 pm »
Wciaz jednak mam wrazenie, ze wszystko to jakies takie przestarzale :-/

Nazwij to dążeniem do szlachetnej prostoty rozwiązań i od razu zabrzmi lepiej ;).

14519
Hmmm.. Zwróciłeś uwagę na ciekawą rzecz - kiedy mowa o kontakcie z Obcymi cywilizacjami na niższym poziomie rozwoju technologicznego automatycznie nam się konkwista kojarzy, acz Lem (w przeciwieństwie do sporej ilości mniej ambitnych autorów) uniknął nawiązania wprost.

Oby to skojarzenie nie stało się samospełniającą przepowiednią o ile kiedyś do czegoś takiego dojdzie...

J. Jarzębski napisał:

Załoga z „Hermesa” jakoś to nawet rozumie, choć niechęć Kwintan tłumaczyć sobie potrafi wyłącznie w ziemskich, najlepiej militarnych kategoriach, nie może jednak „przestać”, bo... No właśnie! Bo jest cząstką jakiejś większej społeczności, która w kosmiczną podróż zaangażowała swe marzenia, wysiłki i kapitały. Mitologia, na której nas wychowano, nie przewiduje powrotu z podróży z tego prostego powodu, że mieszkańcy obcych lądów nie chcieli wędrowców przyjąć, a nawet zamienić z nimi kilku grzecznościowych słów. Zamiast pogodzić się z wieczystym a nieuchronnym nie-porozumieniem z Kwintą, Ziemianie poczynają działać według innego mitologicznego programu, który z sobą przywieźli: konkwisty lub przynajmniej „wojny światów” — skąd płyną kolejne klęski.

Można stąd wysnuć wniosek, że cała bieda przez to, że załoga wychowała się na inwazyjnych SF-bredniach i tylko taki algorytm umiała wprowadzić w życie. Aż sie chce zaapelować: odkrywcy nowych światów, nie czytajcie/nie oglądajcie tandety bo to się zemści ;).

ps. a o tym jak z religii chrześcijańskiej można, w najlepszej wierze, zrobić pretekst dla zbrodni ciekawie opowiada "Ósmy krąg piekieł" Borunia.

14520
Lemosfera / Re: Summa Technologiae - brakujący fragment
« dnia: Lipca 30, 2008, 02:29:07 am »
Nie dawaj fałszywej nadziei, tylko kliknij w krzyżyk... ;-)

Nie załapałem, być może z racji późnej pory, ale za to przypomniała mi się "Księga Długiego Słońca" Wolfe'a i Znak Dodawania ;).

ps. i znów się bez sensu jednozdaniówkami przerzucamy...  >:( zatem wrzucę dość bogaty w znaczenia cytat ze wspomnianego "Diamentowego Wieku", a'propos wspomnianych (Neo)Wiktorian:

Współczesna nanotechnologia sprawiła, że niemal wszystko stało się możliwe, wzrosło zatem znaczenie kultury decydującej o tym, co powinno się z nią zrobić, w przeciwieństwie do kultur wyobrażających sobie, co można z nią uczynić.

Strony: 1 ... 966 967 [968] 969 970 ... 1090