Obejrzalem jeszcze raz Solaris z 2002r. Przy okazji zalamalem sie, bo bylem pewien, ze nie minelo wiecej niz 5 lat od momentu, gdy film widzialem, a tu prosze... Jak ten tempus fugit!
Zweryfikowalem tez swoja opinie o nim. Wydawalo mi sie, ze film byl zbyt romansidlowy i to bylo glownym motywem. Tymczasem teraz, na glowny plan wysunely sie kwestie relacji pomiedzy stworca a stworzonym, odwieczne pytania egzystencjonalne, oraz istota swiadomosci i samoswiadomosci. Pomysl Lema o "Ulomnym Bogu" byl jednym z watkow wiodacych, choc nie wyrazony doslownie. Moge teraz rzec, ze film jest bardzo dobry.
Bylo kilka drobnych, trudnych do wychwycenia, a jednoczesnie o duzej wadze momentow, np. wyciagnieta dlon Krisa do chlopca, ktory byl "gosciem", byla odwzorowaniem fragmentu "Stworzenie Adama" z Kaplicy Sykstynskiej, czyli wlasnie relacja stworca-stworzenie.
Byl tez prawie doslowny cytat z Lema, choc skadinnad, o ile pamietam, z Dylematow wlasnie: "Nie ma odpowiedzi, sa tylko dylematy" - "There are no answers, only choices", co by oznaczalo, ze rezyser naprawde sie przygotowal z Lema. Nie pomne czy w ksiazce Solaris tez takie slowa padly. Mialo to charakter klamry spinajacej.
I jeszcze kilka takich smaczkow.
Widac tez bylo wyraznie dzieki temu filmowi, ze o ile w ksiazce mozna wyeksploatowac takie wazkie problemy doglebnie i na rozne strony, oraz moze ich byc mnogosc, to film z natury swej, nie daje takich mozliwosci i trzeba kondensowac przekaz.