No, Panie Tzoku, a jak tam z moim Nepalem?
Przypomnę, że ów stary buddyjski mnich wyszedł ze swej chatki stojącej u podnóża Góry dokładnie o wschodzie słońca (pierwszy promień), i powoli wspinał się cały dzień ku świątyni stojącej na szczycie, pożywiając się korzonkami i zaspokajając pragnienie przeczystą wodą, która wypływała ze źródełek położonych przy ścieżce. Gdy, znużony, wkroczył w drzwi świątynki, w tym samym momencie zaszło słońce (zielony promień). Mnich spędził w swej celi 7 dni na medytacjach i modlitwach, które tak go pokrzepiły, że gdy z pierwszym promieniem słońca ruszył w drogę powrotną - do swej chatki dotarł w czasie równym dokładnie 3/4 czasu, który zabrała mu wędrówka Doświątynna. Może zresztą z górki było staremu mnichowi lżej niż pod górkę?
Pokazać, że na mniszej drodze istnieje takie miejsce, w którym mnich był dokładnie o tej samej godzinie, minucie i sekundzie (nna przykład o 11:13:42) gdy szedł ku światyni - oraz siedem dni potem, gdy wracał, czyli że znalazł się w tym samym miejscu o tej samej porze i w tym samym momencie co do sekundy (na przykład 11:13:42).
Proszę P.T. Kwizaczy NAPRZÓD o PM, żeby dać innym szansę. Potem opowiem, kto był pierwszy :-)
vosbm