Weźcie pod uwagę jeszcze wędrujący po wybuchach opad radioaktywny, skażenie... Myślę, że eksplozji nie musiałoby być aż tak wiele. Krytyczne raczej byłoby ich umiejscowienie: wszakże amerykanie (kiedyś) dokonywali w zasadzie bez ogromnych konsekwencji eksplozji zmiatających całe wyspy z powierzchni oceanu (i wszystko inne do 300 m wgłąb morza) przy pomocy bomb wodorowych; i nikt się nie odezwał z zażaleniem (wiadomo, ryby i rdzenni mieszkańcy atolu Mururoa głosu nie mają) a tym czasem w Czarnobylu, gdzie notabene nie doszło do eksplozji jądrowej (eksplodowała jedynie para z reaktora, wyrzucając do atmosfery radioaktywny grafit ze rdzeni) sami wiemy jakie były konsekwencje...