W pewien sposób badali samodzielnie i na ile mogli, minimalnie ten temat poruszali.
Raczej w ogóle, niż minimalnie. Gdyby Lem przedstawił w konkretny, rzeczowy sposób te problemy w rozwikłaniu tajemnicy "fantomów" byłoby to i ciekawsze i zdecydowanie spójniejszę niż ukazywanie naukowców ( w domyślności mądrych ludzi, bo na tak ważną placówkę naukową nie wysyła się idiotów) których jedynym zajęciem są samobójstwa i chowanie się po kątach.
A kwestia murzynki i innych fantomów nie jest określona dokładnie co chyba lepiej wyszło niż gdyby Lem miał coś gotowego podać na tacy. Gibarian mógł na przykład kiedyś zamordować tę kobietę z zimną krwią. Poważny naukowiec, mający autorytet na całym świecie, z wielką misją do spełnienia na stacji Solaris... i z sekretną przeszłością, która to wszystko przekreśla. To była zbrodnia doskonała, a jednak Ocean ucieleśnił i ukazał ją teraz. Wystarczy by Snaut, Sartorius czy Kelvin powiązali fakty z przeszłości i Gibarian na zawsze zostanie pogrążony. Nie wytrzymał tej presji, przez myśl mu nie przeszło badanie tej murzynki - pamiętał ją aż za dobrze (poza stopami ) - ani tym bardziej ukazywanie jej komukolwiek... To tylko ad hoc wymyślona historia, Lem pewnie wymyśliłby lepszą, ale w moim odczuciu zrobił coś jeszcze, jeszcze lepszego czyli nie dopowiedział wszystkiego
Ukazała się, wiec jest już po herbacie.
To że nie jest sytuacja określona dokładnie, to nie podanie czegoś na tacy, a niedociągnięcie fabularne. W tym akurat miejscu książki. Niedopowiedzenie, a dziury fabularne to dwie różne sprawy.
Po za tym to co przedstawiłeś narusza tzw. regułę zawieszenia niewiary jak by to określiła niejaka Katrin Trammell.
Co do Kelvina zaś to sam mam mieszane uczucia. Do mnie przemawia "Cyberiada" i Klapaucjusz, który bardzo ostro wyzywa Trurla za stworzenie modelu społeczeństwa po to, żeby okrutnik Eksyliusz mógł się wyżyć. Przecież cierpiący nie jest ten, kto ci to swoje cierpienie da do potrzymania, abyś je mógł zmacać, nadgryźć i zważyć, lecz ten, kto zachowuje się jak cierpiący! Przychylając się do tego, uważam że w istocie Kelvin dokonałby zabójstwa nawet jeśli uznać, że Harey jest nienaturalna, nieludzka, nieżywa czy nierzeczywista...
Nie. Nie dokonałby, gdyby postać Kelvina była w granicach elementarnej logiki, którą powinni znać ci którzy na potrzeby książki lub filmu postaci kreują. Oczywiście Lem mógł pójść całkiem po bandzie i Kelvin mógł mieć trzy nogi i dwie głowy.
Teraz celowo ja przeginam...
Wg mnie Kelvin na Ziemi nie mógł znieść myśli o tym jak okropnie spaprał sprawę z Harey. Jej fantom sprawiający wszelkie pozory rzeczywistej Harey stanowił w takiej sytuacji coś absolutnie rozwalającego normalne myślenie i emocje. Jedyne co mu się udało wykombinować to, że albo Harey jest nierzeczywista, więc może zakończyć te katusze pakując ją do rakietki, albo już zupełnie zwariował... Odpowiadam więc, że nie chciał "uniknąć traumy dokonując zabójstwa". Traumę już jedną miał i w tym rzecz, że nawet cudowne pojawienie się ukochanej w jego życiu nie cofało tak naprawdę czasu ani nie pozwalało na wymazanie pamięci.
Jeszcze raz. Poco mordować coś co jest fantomem? Brak logiki. Dobrze, że nie jestem Kelvinem bo w momencie spotkania dawnej ukochanej pewno bym znalazł jakiś powód, żeby ja zamordować.
Sory, ale takie tłumaczenie się kupy nie trzyma.
Jeszcze raz: jeśli kogoś się nadal kocha i po latach spotyka, to nie ma takiej opcji by próbować ją zabić. Chyba, że jest się psychopatą. A z treści Solaris takim fakt nie wynika (psychopatia Kelvina). Więc ponowny brak logiki. W SF można dużo, ale naprawdę nie należy przesadzać.
Na filmach czasem w wielkim wzburzeniu bohaterowie zrzucają wszystko z biurek, szafek i kanap wrzeszcząc na cały głos. Nie analizuje się czy to logiczne, rozsądne i co chcieli tym osiągnąć. Wpakowanie Harey do rakietki to był jakby ten sam odruch bezsilności, tylko wielokrotnie wzmocniony.
Jak powyżej
Reasumując: Wg. mnie Lem popełnił w Solaris grzech zaniechania w poprawnej konstrukcji akcji i głównego bohatera. Można sobie pisać SF, ale nadal należy pilnować wiarygodności postaci. A wiarygodność ta, to odpowiednie powiązanie z realnym światem. Autor oczywiście może stosować na różnych poziomach swoją
licentia poetica jednak nie powinna ona wykraczać poza pewne ramy. Wtedy bowiem będzie tak jak z Kelvinem. Psycholog, naukowiec, mądry człowiek - zachowanie jak u psychopaty (nie poparte resztą tekstu).
Taki może przykład lekko od czapy:
Oglądając Gwiezdne Wojny raczej spokojnie przyjmujemy fakt, że Heniek Solo dosiadając Sokoła Millenium potrafi poruszać się z prędkościami nadświetlnymi. Dlaczego nie mówimy: bzdura, kretynizm, tego nie można zrobić... Dlatego, że to film SF gdzie dopuszcza się wiele bzdur? Nie. Dlatego, że w mnogości współczesnych teorii około einsteinowskich są takie, które dopuszczają mimo wszystko przekroczenie bariery prędkości światła. I wiedzą o tym nawet gimbusy. Więc taką wizję lotów jak w GW przyjmujemy, bo być może teraz tak latać nie możemy, jednak w przyszłości nie jest to wykluczone. Podstawowa logika jest spełniona. Ale gdyby... Heniek Solo w którymś epizodzie filmu zaczął wyjaśniać np. princessie Flei, że ową ekstremalność prędkości Sokoła zapewnia silnik, którego paliwem jest zupa ogórkowa, no to... właśnie... zajady ze śmiechu i pilne sprawdzenie w czołówce czy czasem filmu nie reżyserował Mel Brooks.
Więc dla mnie takie poprowadzenie postaci Kelvina, naukowców, zabójstwo Harey, jest tą zupą ogórkową