A czy stwierdzenie: "Przeciez tam dzieciaki sa na pewno nie mniej indoktrynowane,", nie jest stwierdzeniem w tej konwencji, jaką zarzucasz GW?
Lecz problem leży w istnieniu wyboru i w nazywaniu rzeczy po imieniu. Jeśli szkoła jest publiczna, to ma byc publiczna, a jeśli wyznaniowa, to wyznaniowa.
Na pytanie: "Jaki procent dzieci w tej szkole jest pochodzenia żydowskiego?", od dyrekcji pada zawsze odpowiedź: "Nie prowadzimy takich statystyk". Nie ma lekcji religii, jest za to "kultura żydowska". Przy wejściu można przeczytać cytat z Talmudu: "Świat podtrzymywany jest oddechem dzieci idących do szkoły". To samo pomieszczenie służy czasem za salę gimnastyczną, czasem za synagogę.
Skoro pomieszczenie sluzy za SYNAGOGE, to chyba oczywiste ze dzieci sa tam indoktrynowane w kierunku judaizmu. Gdyby pomieszczenie sluzylo za KOSCIOL nic by sie nie zmienilo.
- Znalazłam genialną dziewczynę, zgodziła się poprowadzić dla córki katechezę. Powiedziałam Dominice. Cały dzień nad tym myślała. Wieczorem przyszła z płaczem: "Nie chcę. Będę się źle czuła wobec dzieci w szkole żydowskiej. Jestem już kimś i nie chcę przestać tym kimś być". Byłam z niej dumna.
A wiec dziecko po jakims czasie poczulo sie czlonkiem kultury/wyznania zydowskiego wiec indoktrynacja miala miejsce i obrodzila skutkiem. Na dokladnie tej samej zasadzie co indoktrynacja katolicka, czy jakakolwiek inna.
Zgadzam sie, ze szkola publiczna powinna byc niereligijna w ogole. Z drugiej strony demokracja polegac ma w zalozeniu na wyznaczaniu ksztaltu spoleczenstwa przez wiekszosc, a nie mniejszosci, co niestety moze owocowac ograniczeniami pelni swobod jednostek. Jak bylem mlody i piekny, to chodzilem na religie po szkole, do salki kolo kosciola i tak powinno bylo pozostac. Kto chce chodzi, kto nie chce nie chodzi