Co to jest arcydzieło kinematografii?
Trudno zdefiniować ten termin. Składa się na niego bowiem spora liczba różnych czynników. Jak widać z dyskusji, która się tutaj rozwija, rozpiętość tych "arcydzieł" jest bardzo dużo. Każdy ma swoje upodobania i różna treść bardziej lub mniej do niego przemawia.
Czym jest więc, może nie arcydzieło, ale dzieło kinematografii?
Samo określenie "dzieło" implikuje od razu nietuzinkowy wynik pracy wielu ludzi. Kinematografia związana jest z manipulacją obrazem, który jest niezwykłą formą przekazu informacji. Trzeba być wnikliwym obserwatorem, aby z ruchomych obrazów wyczytać ukryty w nich przekaz. Jest to zbieżne w pewnym sensie z dobrą literaturą, w której również wiele treści może być sprytnie ukrytych "między wierszami". Na dzieło literatury składa się przede wszystkim wirtuozeria językowa oraz sama treść. Film włada dużo większą ilością atrybutów, a są to: obraz, dźwięk, muzyka, sztuka aktorska, scenografia, montaż. To i wiele innych elementów wpływa na ostateczną atmosferę filmu. W przypadku książki mamy do czynienia zwykle z jednym autorem, który tworzy wszystko od początku do końca, natomiast w przypadku obrazu filmowego jest to praca nierzadko całej armii ludzi. Owszem, w przypadku filmu główną odpowiedzialność za jego kształt przejmuje reżyser, można go więc w pewnym zakresie ustawić na równi a pisarzem. Jest to jednakże porównanie niezbyt trafne, gdyż reżyser nie jest zazwyczaj autonomicznym autorem,lecz osobą, na którą wywierają nacisk nie tylko ludzie na planie, ale także producenci, którzy nierzadko potrafią wręcz zmienić zakończenie filmu.
W przypadku dzieła filmowego mamy więc do czynienia z wieloma atrybutami, które trzeba rozpatrzyć. Większość ludzi jest wzrokowcami, dlatego przekaz filmowy tak dobrze nadał się jako forma przekazu. W jaki sposób prowadzić kamerę, jakich filtrów użyć w trakcie filmowania, w jaki sposób dokonać cięć i późniejszego montażu, by wywołać u widza odpowiednie reakcje. To wielka sztuka!
Osobiście uwielbiam kino od momentu kiedy pierwszy raz usiadłem w fotelu sali kinowej. Po chwili odsłoniła się ze zgrzytem zużyta purpurowa kurtyna. Powoli zgasły światła a w tle rozległ się wątły pogłos projektora. Tuż nade mną mieniący się różnymi kolorami snop światła uderzył w ekran. Poczułem, że jestem gdzieś indziej.
Gdzie te czasu prowincjonalnych kin? Ehhhh
Moją listę filmowych arcydzieł otwiera film Ridleya Scotta "Blade Runner". Tego pewnie można się było domyślić ;-) Film, który obejrzałem już setki razy, film którego ścieżkę dźwiękową przesłuchałem jeszcze więcej razy. Film, który uwielbiam. Jest to film specyficzny i nawet wielu krytykom filmowym trudno go sklasyfikować. Ridley Scott jest reżyserem, który zwraca baczną uwagę na szczegóły oraz światło. Stąd jego filmy, nawet jeśli okazują się słabe treściowo, są zwykle ucztą dla oczu. Detale objawią się w niezwykłym wręcz pedantyzmie w podejściu do scenografii, aranżacji wnętrz, kostiumów. W tym filmie nawet dym z papierosa wygląda niezwykle plastycznie. Lekko domknięte żaluzje, które wpuszczają regularne promienie światła z wiecznie zachmurzonego świata przyszłości rysują regularne jasne plamy na elementach pomieszczenia.
Tak można by było pisać bez końca.
Można by, gdyby nie muzyka i dźwięk otoczenia, które tak doskonale łączą się z obrazem, że trudno mi o nich nie wspomnieć. Vangelis przeszedł samego siebie tworząc muzykę do tego filmu. Zresztą Blade Runner Blues czasem można zasłyszeć w radiu, a jak wiemy muzyka filmowa rzadko gości na antenie radiowej, no chyba że mamy do czynienia z programem poświęconym temu tematowi.
Aktorstwo! Kolejny element filmu. W przypadku Blade Runnera jest doskonałe. Harrison Ford wcielił się w swojej błyskotliwej karierze w wiele ról i głównie kojarzymy jako jako buntownika Hana Solo lub awanturniczego archeologa Indianę Jonesa. I mimo, że bardzo lubie te filmy to nie wymieniłbym ich jako arcydzieła, ani nawet dzieła kinematografii. Głos Forda i jego pozorna nieobecność w Blade Runnerze to kolejny objaw mistrzostwa w swoim fachu. Czym byłby jednak ten film bez pozostałych postaci, Rachel, J.F. Sebastian, Pris, Roya Betty, Eldona Tyrell. Na szczególną uwagę zasługuje Ruthger Hauer, który wcielając się w postać Nexusa wręcz wycisnął na nim swoje piętno.
Pamiętam, że kiedyś dotarłem na Internecie do pewnego portalu poświęconego filmom Scienci-Fiction. Jedna z podstron dotyczyła Blade Runnera. Opisujący to fan miał możliwość uczestniczenia w konwencie SF gdzieś w Szwecji. Główną gwiazdą miał być właśnie pan Hauer. Po projekcji filmu, do nabitej ludźmi sali kinowej wszedł On - jeden z najbardziej charakterystycznych aktorów - Ruthger Hauer. Nastała cisza. Podszedł do mikrofonu i zmierzywszy salę przenikliwym wzrokiem powiedział:
Yes, Questions....
Oczywiście tymi dwoma słowami wywołał oklaski na stojąco.
Coś w tym jest nieprawdaż?
Obraz, dźwięk, muzyka, aktorstwo, scenografia, wizja reżysera wytworzyły klimat, który pochłonął rzeszę widzów na całym świecie. Co prawda film jest oparty na książce P.K.Dicka, ale o dziwo adaptacja filmowa przerosła oryginał do tego stopnia, że w oczach wielu ludzi, film stał się wręcz odrębnym kultowym już dzisiaj zjawiskiem. Rzeczywiście mamy tu do czynienia z sytuacją wręcz wyjątkową, gdy filmowa adaptacja książki jest znacznie ciekawsza i głębsza niż książkowy pierwowzór.
c.d.n.