Przy Urbanie Jerzym - brak założeń. Przy anonimowym papieżu założenia są, ale nie ma człowieka.
Co oceniać?
Papież - dziennikarz. Rozumiem (chociaż to wielce ryzykowne stwierdzenie;)), że przeszkodziło Ci nazwisko: Urban.
Role społeczne. Zajmowane stanowiska. Czy one jakoś zobowiązują? Do lepszego działania na danym polu?
Czy profesor matematyk winien umieć matematykę lepiej niż dziennikarz nie matematyk? Czy murarz powinien lepiej murować niż dziennikarz?
Teoria (ogólna) - nie mówię o szczegółowej praktyce.
Co do niezrozumienia...tja...mam poczucie prawie kompletnego:)
Czuję się wsadzana w ramki jakiejś jedynie właściwiej, obiektywnej etyki.
Zawsze, nigdy, wszyscy - jest super:)
Maziek:
Co do esesmana to wynika mi, że uważasz, że jednak postępował obiektywnie źle i z tego powodu musiał być bezwarunkowo w sprzeczności ze swoim sumieniem. I dlatego, uważasz, nie da się uzasadnić, że postępował zgodnie z nim. Dobrze myślę?
Źle:)
Gdzie ja napisałam, że on postępuje
obiektywnie źle i i musi się czuć z tym podle? I, że jest to bezwarunkowo pewne?
Gdzie ja napisałam, że istnieje obiektywne dobro/zło? czyli owa absolutna moralność z którą esesman musi się zmierzyć?
Możesz mi zacytować ten fragment?
Ty napisałeś:
Co do moralności esesmana - jak on już sobie musi coś wewnętrznie usprawiedliwiać - to znaczy, że nie postępuje zgodnie z sumieniem.
Czyli jak już cokolwiek musi sobie usprawiedliwiać to już jest niezgoda ze sumieniniem i koniec kropka. Zaklepana negatywna moralna czarno-białość.
A gdzie Twoje drzewko? Każdego decyzyjno-oceniającego momentu?
Ja uważam:
Chyba tak do końca nie jest - wątpliwości podrożne to nie wynik końcowy: zgoda z sumieniem.
Można się wahać, ale liczy się wynik i poczucie jego sprawiedliwości.Czyli może mieć wątpliwości np. na początku/środku swojej esesmańskiej drogi (tutaj ta niezgoda), ale w toku dochodzi do różnych racjonalizacji i otrzymuje wynik zgodny ze swoim sumieniem. Ta końcówka ma znaczenie dla samoesesmańskiej moralnej oceny i poczucia dobrej/złej roboty.
Przecież sumienie, moralna zgodność wewnętrzna nie jest powzięta przez człeka raz na zawsze (Twoje drzewko:) - wątpliwości mogą pojawiać się na różnym etapie. Mogą nie pojawiać się wcale. Jasne.
Ale ocena całego czynu - jest oceną końcową. Jeśli nie miał wątpliwości: oceni się moralnie dobrze/źle. Jeśli miał - zracjonalizuje je i wystawi sobie odpowiednie doń świadectwo.
Ola, nie zabijaj nie jest zdaje mi się bezwarunkowe - kościół nie potępia bezwarunkowo wojen ani zabójstwa w obronie nawet dziś.
Oczywiście. Nigdzie nie napisałam, że jest bezwarunkowe. Chyba tylko ślepiec mógłby napisać, że kościół nie zmienia przez wieki swojego stosunku do zabijania (i nie tylko zabijania) i stosuje jedną absolutną boską moralność.
Natomiast jest "nie zbijaj" w ich poetyce przykazem podstawowym i to przykazanie się nie zmienia.
Przykazania są właśnie generalną, ogólną regułą - teorią, bazą. Od której - jak od wszystkich uogólnień - są wyjątki, zasady, które ewoluują w czasie.
Zresztą - KK chyba daje rozgrzeszenia mordercom.
Niemniej jest to podstawa do osądzania. Odnośnik.
I ja tylko w tym sensie piszę o pewnych podwalinach - także w świeckim państwie.
Inaczej tego państwa/społeczeństwa by po prostu nie było.
Zresztą - abstrahując od kościoła - gdybyśmy każdy czyn rozbijali na drzewka (które rzeczywiście doń doprowadzają) to olka nie wstałby dzisiaj z łóżka - zawieszenie systemu:)
Potrzebne nam są uogólnienia i generalizacje żeby móc po prostu w miarę sprawnie funkcjonować.
Co nie oznacza, że istniej absolutny wzornik tych uogólnień począwszy od "jak wstać", skończywszy na "jak żyć"