Oczywiście, język - byt żywy, nie ma przegródek. Nie ma żadnych granic od metafory użytej między dwiema osobami mających "swój" szyfr (slang, żargon) w mowie, poprzez udatne powiedzenie, które lokalnie zatacza coraz szersze kręgi, aż po utrwalony idiom. Kwestia jest uznaniowa i statystyczna (a może też i "odpornościowa" - na jak długo dane powiedzonko pozostało w mowie obiegowej). Życie nauczyło mnie jednego - ponieważ bardzo lubię gadać metaforyczno-idiomatycznie to w określonych sytuacjach jeśli to robię, to stosuję bardzo duży "odstęp" znaczeniowy pomiędzy tym, jak to co powiedziałem mogłoby być zrozumiane wprost, a tym, co miało znaczyć w mojej intencji. Albowiem zdarzyło mi się być dosłownie zrozumianym i miało to konsekwencje na budowie...