Nie byłem do końca pewny, w którym temacie podać swojego posta, w końcu zdecydowałem się to zrobić tutaj, pomimo, że luźno dotyka on - na razie - tematyki filmowej.
Otóż od około dwóch miesięcy jestem posiadaczem zestawu do VR, pewnej japońskiej firmy, której nazwy nie podam, żeby nie robić jej reklamy.
Technologia jest toporna, jak na stan obecny, ale to głównie ze względu na relatywnie ciężki, niewygodny hełm (AKA gogle) i od groma kabli, które sprawiają wrażenie aparatury podtrzymującej życie.
Co do doznań i perspektyw, jestem pod wrażeniem. O ile możliwości graficzne są ograniczone i nie dorównują grom na standardowej konsoli, czy komputerze, to skok jakościowy w porównaniu do wczesnych lat 90ch jest ogromny (pierwsza fala VR).
Mózg (błędnik) jest skutecznie oszukiwany, poczucie ruchu, pomimo, że stoi się w miejscu jest piorunujące. Przykładowo, gdy kierujemy wyścigowym samochodem, czy pilotujemy wojskowy samolot myśliwski, zbiera się na wymioty.
Nie zawracałbym Wam tym głowy, gdyby chodziło tylko o gry, ale gogli można też używać do oglądania filmów 3D i VR (360). Ta druga opcja wydaje się w dłuższej perspektywie przyszłością kinematografii i filmów dokumentalnych (
przykład).
Ergo, to o czym pisali pisarze SF u jej zarania, powoli staje się faktem i VR (wirtualna rzeczywistości, fantomatyka, oko duszy, cyfrowe niebo ect.) trafia pod strzechy.
Dziś jest tylko ciekawostką i rozrywką, ale uważam, że w przeciągu dekady, lub dwóch zestawy VR i XR (extended reality) nakładane na smartphony staną się codziennością i będą stale udoskonalane, co niesie za sobą nowe zagrożenia społeczne i cywilizacyjne.
Pozdrawiam.