Apropos jak to u nas wygląda to ksiądz z powiatu poszedł do lekarza bo kaszlał, dali go na pulmonologię bo stwierdzili zapalenie płuc, leczyli go 2 czy 3 dni normalnie na oddziale aż "kogoś tknęło" (rozumiecie? Jest zaraza, gość ma objawy, ładują go na zwykły oddział, aż wreszcie kogoś "tyka"). Ja nie lekarz, ale jakoś to mało sensownie wygląda. Zrobili mu w końcu testy - gościa zawinęli do zakaźnego, erką, bo w międzyczasie mu się pogorszyło, walczy o życie, stan krytyczny. Natomiast teraz huzia na Józia, sanepid pojechał, wymazy po całej wsi od wszystkich co mogli, kwarantanna. A mogli, bo tak się składa, że ksiądz fetował imieniny (czy urodziny, mniejsza). Już kilka osób tam obecnych jest zidentyfikowanych jako nosiciele, bliżej za to nie wiadomo co na tym oddziale wyszło (bo media w tym względzie jakoś nie podają konkretów) - ale dość dziwne byłoby, żeby gość zarażał na imieninach, a na oddziale "zwykłym" łóżko w łóżko nie. Ksiądz oczywiście na imieninach czuł się jeszcze całkiem zdrowy, ale na pulmonologii to już nie był ewidentnie - a mimo to wyszło jak wyszło. Listonosz dziś znów przywalił jak gdyby nigdy nic rąsia-buzia - no chyba mu powiem, że aczkolwiek akceptuję, że on nie wierzy w zarazki, to żeby on jednak zaakceptował, że zaraza faktycznie jest. I nawet jeśli powodują ją krasnoludki - to listonosze są wręcz predestynowani do jej rozwlekania.