Eee, ale z Ciebie, Q malkontent
Malkontent, jak malkontent... Np. zabrałem się w końcu za ten "TRON 2", co
draco polecał (pomógł mi zresztą dodatkowy
bodziec, znaczy fabuła w swej sztampowości czegoś okazała mi się bliska
) i przyznam, że oglądałem z przyjemnością, choć to bzdurki są. (Chyba kwestia klimatu wizualnego i nastrojowej muzyczki też okazała się być istotna.) Zdaje się, że jedna z fajniejszych rzeczy jakie ostatnimi laty powstały
*.
A "Transformatory"
znów nic we mnie nie ruszają (choć np. serial "Beast Wars" o tychże robotach oglądałem - w wieku już dorosłym - jednym okiem, jak zasługiwał, ale nie bez przyjemności). Po prostu film "o czymś" (nawet gdy mamy tam do czynienia z recyklingiem idei na poziomie "Matrixa") zawsze chętnie obejrzę, a film o niczym (bo, że robot robotu
mordę obił to jeszcze nie jest "coś") powoduje, że nawet obrazków nie mam ochoty oglądać. (Pewną winę ponosi za to następujacy odruch bezwarunkowy: kiedy widzę scenę akcji wyłączam się do momentu aż
coś znów zacznie się dziać. Strzelaniny i wybuchy - z jednym czy dwoma wyjątkami - usypiają mnie znacznie skuteczniej niż wszelkie "dłużyzny" u Kubricka, Tarkowskiego, Lyncha czy u Wise'a. Zaczęlo mi się to już na etapie "Terminatora 2" i zostało do dziś. W takich warunkach sam rozumiesz, że "Transformers 3" bym przespał.)
* oczywiscie do ładunku intelektualnego pierwszej części (Wszechświat jako komputer -
maziek kiedyś streszczał ten koncept + wątek aluzyjno-religijno-mesjański) dochodzą w sumie tylko: stary wątek samodzielnej ewolucji sztucznego życia/rozumu w Sieci, popłuczki po "matrixowym zen" (i "Matrixie" wogóle), image Flynna starszego nieco a'la Obi-Wan Kenobi (nie koniec na tym
starłorsowych aluzji zresztą; skądinąd są też - nieraz nachalne - aluzje do "Odysei kosmicznej", "Kabaretu", "Batmana", a nawet teledysku Pet Shop Boys "Go West!") oraz delikatna propaganda na rzecz freeware; oczywiście stopień baśniowości/umowności sięga poziomu
gwiezdnowojennego, ale to chyba jedyny z powstałych ostatnio filmów, którego nie mam ochoty się czepiać, choć miałbym za co...
(Edit: jednak z drugiej strony im dalej od obejrzenia tym mniej pamiętam wysmakowaną warstwę plastyczno-muzyczną filmu, a bardziej żałosną wtórność jego scenariusza... Czyli, że jednak malkontent?
)